
- Cześć. Zgubiłem się. Wiesz może gdzie złapię jakiś autobus, który jedzie w stronę centrum?
Banał. Ale było to jedyne co wtedy przyszło mi do głowy dla rozluźnienia atmosfery, a co najważniejsze on nie nabrał podejrzeń.
Chciałem go jakoś poznać. Zagadać o Elizę, o moje dziecko. Za każdym razem gdy spoglądał w stronę wózka miałem ochotę odepchnąć go, tak po prostu. Gdy zaś spoglądał na mnie udawałem, że szukam czegoś w kieszeniach lub zainteresowało mnie coś po przeciwnej stronie. Nie umiałem spojrzeć mu w oczy.
Był miły. Cholernie miły. Przyjaźnie zaproponował, że mnie odprowadzi, bo idzie w zbliżonym kierunku, wypytywał co tu robię, opowiadał dowcipy.
Nie lubiłem go przez samo to, że był blisko Elizy, blisko mojego dziecka. Bałem się, że jest moim rywalem, a co gorsze... Mogę z nim przegrać?
Bo Eliza wyjeżdżając wykreśliła mnie ze swojego życia. Została studentką, stateczną matką... Czy naprawdę powinienem słuchać Eve, że ciągle coś do mnie czuje? Przecież minęło tyle czasu. Mogła znaleźć kogoś, kto pokocha zarówno ją jak i nasze dziecko. Na przykład tego przeklętego faceta, który znowu próbuje mnie zagadać...
Odpowiadałem raczej lakonicznie, ale rozmowa wręcz nabierała tempa. Kończąc wypytywanie mnie przeszedł na opowiadanie o sobie, a później o dziecku. O moim dziecku. Mówił z taką troską, takim uczuciem, że traciłem orientację. Miałem mieszane uczucia. Chciałem mu równocześnie przywalić i dziękować za to, że tak się nim opiekuje.
- A dziś w nocy Jimmy wreszcie dał swojej mamie pospać. Liz... Znaczy mama tego szkraba mogła wreszcie odpocząć. Miała trudny dzień. Jak myślisz, czy niemowlęta mogą coś takiego czuć?
Jimmy. James...
Mój syn ma na imię James...
Boże, musiałem go zobaczyć.
Los mi sprzyjał, bo ni stąd ni zowąd mój towarzysz postanowił odsłonić trochę wózek.
Widziałem moje dziecko. Widziałem mojego syna.
Czy można było ocenić do kogo był podobny? Nie wiem, ale ja w nim widziałem siebie. Byłem pewny, że gdyby zrobić mu zdjęcie i porównać do zdjęć z mojego dzieciństwa nie będzie widać zbytniej różnicy. Oczywiście poza noskiem, lekko zadarty ku górze, jak u mamy. No i oczy... Kształt, kolor... Nawet jakby jej iskierka?
Mój synek...
- Mówiłeś coś? - zapytał. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że najprawdopodobniej znowu moje myśli zaczęły wypływać przez usta.
- Że śliczny chłopczyk. A oczy to ma po mamie - wypaliłem pierwsze co mi przyszło do głowy.
Kątem oka zauważyłem, że spojrzał na mnie podejrzliwie, ale miałem to gdzieś. Nie zamierzałem odrywać oczu od tej maleńkiej kruszyny...
- Pewny jesteś? - ton mojego towarzysza odrobinę się zmienił. Nie był już taki beztroski, po takiej osobie jak on dało się to wyczuć na kilometr.
- Pewny czego? - Czego do cholery chcesz?
- Że oczy ma po mamie? - kontynuował.
Co on znowu odpierdalał? Przecież znałem Elizy oczy na pamięć, nie było mowy o pomyłce.
Podczas chwili nieuwagi spojrzałem na niego i zamarłem.
Albo miałem omamy, albo...
On też miał takie oczy jak Eliza. Ten sam kształt, kolor... Nawet to samo spojrzenie, gdy Eliza jest zdeterminowana. Czy można coś takiego pomylić?
Zaniemówiłem.
- Jesteś Damon - powiedział. To nie było pytanie. Jego wzrok trochę złagodniał, a ja zdałem się jedynie na lekkie kiwnięcie głową.
- Wiedziałem, że skądś cię znam - powiedział, patrząc na mnie tak jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
- Skąd? - zapytałem.
Zignorował mnie, kontynuując swój monolog.
- Mogłem się domyślić. Liz była wczoraj taka nieobecna, nie chciała mówić co się stało, trapiła się.
- Skąd wiesz kim jestem? - zapytałem ponownie.
Tym razem nie potraktował mnie jak powietrza, ale również zdawał się nie zauważać iżbym cokolwiek powiedział.
-Po co tu przyjechałeś? Czego chcesz? - zapytał.
Co miałem mu odpowiedzieć? Podać prawdziwy powód i spodziewać się z jego strony jakiejkolwiek pomocy, czy odpowiedzieć wymijająco?
- Wyjaśnić kilka spraw. - Zdecydowałem się na tą drugą opcję.
Ciągle był dla mnie niewiadomą, już nie rywalem, ale skąd miałam wiedzieć, co o mnie wie, za kogo mnie ma? Jaki ma do mnie stosunek? Wiadomo, co Eliza mu powiedziała?
- Jakich spraw? - dążył temat.
- Wybacz, ale to nie twoja sprawa - odpowiedziałem.
- Chyba jednak moja. Jeżeli znowu chcesz ją w jakikolwiek sposób skrzywdzić, chcę temu zapobiec. Proste.
Nie chciał dać za wygraną, a ja się powoli poddawałem. Wszystko przez ten jego wzrok... Tak podobny do niej...
- Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić - próbowałem się w jakikolwiek sposób bronić. - Teraz chcę tylko naprawić...
- Co naprawić?
Byłem tak zaabsorbowany rozmową, że nawet nie zauważyłem, kiedy do nas dołączyła. Znowu zobaczyłem, te oczy. Byłem nimi otoczony z każdej strony.
- Błędy, które popełniłem - odpowiedziałem. Patrzyła na mnie stanowczo, bez cienia jakiejkolwiek pozytywnej emocji, bez energii która zawsze z niej biła. - Ale to już rozmowa w cztery oczy.
- Dobrze - powiedziała to tak obojętnym tonem, że nie cieszyłem się z jej słów ani trochę.
- Liz... - naprawdę nie mam pojęcia po co ten gość jeszcze się odzywał.
- Spokojnie Dominic. Leć, bo się spóźnisz. Dam sobie radę.
Objęła go na pożegnanie, a ja przez krótką chwilę miałem ochotę rzucić się na niego z pięściami.
Patrzyliśmy w milczeniu jak znika za rogiem.
- To chodź rozmawiać - powiedziała, odrobinę zrezygnowanym tonem.
Powiodła mnie w stronę jej domu, śmiałym krokiem. Jedyny plus, że czułem, że sama tego chciała. Tej rozmowy. Wczoraj uciekła, teraz byłem pewny, że nawet gdyby nadarzyła się podobna okazja, to by z niej nie skorzystała.
Nadszedł czas, by sobie wszystko wyjaśnić.
Fantastyczne opowiadanie !!!
OdpowiedzUsuńNareszcie na spokojnie pogadają !! Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i razem będą wychowywać małego Jamesa :) Pozdrawiam i czekam na NN :P
OdpowiedzUsuńCześć! Chciałabym Ci oznajmić, że nominowałam Cię do "Liebster Award" :D
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajdziesz tu -> http://niewlasciwa-milosc.blogspot.com/2014/01/nominacja-liebster-award.html
Swietne opowiadania! Nieco ulepszyć i moznaby wydac ksiazke ;)
OdpowiedzUsuńJesliby w następnym rozdziale nie wypelnilo się to na co wszyscy od dawna czekaja to zostaniesz mistrzem przedluzania i rozciągania fabuly do granic możliwości :D
Ojej, aż tak przedłużam? :D Fakt jest faktem, że czasu na pisanie jak zwykle mam mało, rozdziały są króciutkie i może stąd taki punkt widzenia, że się to wszystko rozwleka. Pocieszę Cię że już zbliżam się wielkimi krokami do końca :)
UsuńKiedy następny rodzial? ;(
OdpowiedzUsuńNiestety nie wiem - pisanie nie sprzyja przygotowaniom do matury i robię to tylko w wolnym czasie którego mam naprawdę mało.
UsuńPowodzenia na maturze :)
OdpowiedzUsuń