niedziela, 12 kwietnia 2015

Miniaturka I cz.2

Nieoczekiwana propozycja.
Część druga – zakład

Już miałam wypowiedzieć jakąś naprawdę kąśliwą uwagę, gdy poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
- Jakiś problem kochanie? – Usłyszałam głos Aarona przy swoim uchu.
Co…? Wydawało mi się, że wszystko dociera do mnie w zwolnionym tempie. Nie zdążyłam nawet jakoś się oburzyć, gdy Aaron mnie pocałował. Był to króciutki, słodki pocałunek ale sprawił, że na chwilę zapomniałam o czym mówiłam.
- Nie powiedziałaś mi, że masz kogoś – Jack zdawał się wycofywać. Czyżby Aaronowi w pięć sekund udało się to, czego nie mogłam osiągnąć przez całe miesiące?
Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się żal Jacka. Patrzył na mnie, tak jakby naprawdę bardzo go to zabolało. Wiedziałam, że ma jakieś nadzieje, ale… Aż takie? Nagle zapragnęłam się jakoś wytłumaczyć.
- Jack… - zaczęłam – to…
- To jest Jack? – Aaron mi przerwał. – Ten sam Jack z którym się spotykałaś dwa razy kiedy zrobiliśmy sobie przerwę?
Co? Dlaczego Aaron to wszystko wymyśla? I skąd do cholery wie, że spotkałam się z Jackiem akurat dwa razy? Nie zdążyłam zaprotestować – Aaron znowu mnie pocałował. W tym czasie Jack dość niepostrzeżenie się ewakuował.
A ja odzyskałam zdolność logicznego myślenia.
- Co to było? – zapytałam z wyrzutem.
Aaron uśmiechnął się, w ogóle nie poczuwając się do tego co zrobił. Nadal mnie obejmował, nie przejmując się, że jego zachowanie jest całkiem nie na miejscu.
- Pomogłem Ci spławić delikwenta, powinnaś mi dziękować – odpowiedział.
Oczekiwał jeszcze za to podziękowań? Niedoczekanie!
Uwolniłam się z jego ramion, chociaż nie wydawał się być tym faktem zadowolony. Zresztą… Co mnie on obchodzi?!
- Za co mam Ci niby dziękować? Zrażasz do mnie ludzi, opowiadasz kłamstwa i bez mojej zgody całujesz. To się nazywa pomoc?
Nie czekałam już na jego odpowiedź. Ruszyłam do kasy nawet na niego nie spoglądając. Ale on uparcie ruszył za mną, próbując się usprawiedliwić. Jakby to miało jakoś mu pomóc. Nie zamierzałam grać w jego gierki. Przynajmniej wtedy.
- Chciałem Ci pomóc.
- Gówno mnie obchodzi co chciałeś.
- Daj spokój, przecież nic takiego się nie stało, żebyś miała się na mnie boczyć.
Nic się nie stało? Jego towarzystwo było bardzo miłe, właściwie to mementami zapominałam, że dla niego pracuję, traktując go jak kumpla. Wpieprzanie się w moje życie i naruszanie sfery osobistej to dla niego nic? Dobra, jak wolał. Będzie tak, jak być powinno od samego początku, żadnego spoufalania się, żadnego partnerstwa.
- Owszem, ma pan rację. Możemy zapomnieć o tym incydencie.
Jego mina świadczyła sama za siebie. Ani trochę mu się to nie uśmiechało. Z kolei ja znowu wróciłam do tego głupiego punktu wyjścia – czego on właściwie ode mnie chce?
Kiedyś patrzył na mnie, całował mnie, wpadał na mnie… Jednym słowem zachowywał się jak totalny psychol biorąc pod uwagę jeszcze jego głupią propozycję. Później zachowywał się całkiem w porządku. Więc dlaczego teraz mu coś odwaliło? Dlaczego chciał być ze mną w dobrych relacjach? Dlaczego nie chciał zatrzymać się na relacji pracownik - pracodawca, tylko szukał na siłę czegoś więcej? Dlaczego to wszystko tyczyło się mnie?
Powrotna droga zdawała się wlec w nieskończoność. Aaron kilka razy próbował nawiązać rozmowę, ale moje suche odpowiedzi wyraźnie ostudziły jego zapał. Po kolacji wiedziałam, że pragnie mnie przeprosić, ale nie ułatwiałam mu tego, co rusz rzucając jakieś kąśliwe uwagi. Koniec końców to co chodziło mu po głowie nie przeszło mu przez usta.
Następnego dnia miałam wolne, więc skorzystałam z okazji i uciekłam od jego obecności. Byłam w fatalnym humorze, po części dlatego, że cały czas zajmował moje myśli. Pogodziłam się już z tym, że nie wiem czego właściwie ode mnie chce. Moje myśli tym razem skupiły się tylko na nim, na jego czarującym spojrzeniu, uwodzicielskim głosie, słodkich ustach… Nie, to nie było zauroczenie czy coś w tym stylu. Zbyt chłodno podchodziłam do tych spraw, by po dwóch pocałunkach i kilku rozmowach się w kimś zakochać. Oczywiście należało też brać pod uwagę fakt, że jest arogancki i zbyt pewny siebie, a czego jak czego ale te cechy w ludziach tylko mnie irytowały. Więc dlaczego o nim myślałam? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie wtedy, nie potrafię i teraz. Mogę jedynie strzelać, że wyczuwałam w nim tajemnicę, a co nieznane pociąga przecież najbardziej.
W każdym razie tamtego dnia uciekłam i – co było na mnie dziwne – zaszalałam. Z początku chciałam pogadać z Damien’em, ale gdy okazało się, że nie może, postanowiłam nie wracać do domu, za to poszukać sobie nowego towarzystwa. Nie wiem jakim cudem napatoczyłam się na kolegę Jack’a ze studiów, nie wiem też co mną kierowało kiedy zgodziłam się towarzyszyć mu na domówce, ale fakt jest faktem, że bawiłam się świetnie. Zapomniałam o całym świecie, o problemach z mamą, o tej przeklętej pracy i o całym Aaronie. Niestety nie na długo. Przecież nie ucieknę od niego na zawsze.
Aaron czekał na mnie. Siedział w samych spodniach od piżamy w skórzanym fotelu, trzymając w dłoni szklankę z bursztynowym płynem. O ile nie pomyślałabym zapewne o tym na trzeźwo, o tyle wówczas musiałam stłumić westchnienie na jego widok. Mimo złego humoru i zaciętości w oczach wyglądał naprawdę smakowicie. Mógł mnie pocałować w takim stroju, wtedy nie byłabym aż tak na niego zła…
Boże, pomyślałam smakowicie? Pomyślałam o tym, że mógłby mnie pocałować? Ile wypiłam? I co ten alkohol robi z człowiekiem? W przebłysku świadomości się opamiętałam, ale zapewne nie na długo. Postanowiłam zniknąć w swoim pokoju, ale nie było mi to dane.
- Gdzie byłaś? – zapytał, idąc za mną.
- Na imprezie – odpowiedziałam pewnie. Zbyt pewnie. Chciałam go zignorować, więc ruszyłam w stronę mojego pokoju, ale zagrodził mi drogę.
- Od kiedy to Emily Young jest stałą bywalczyniom imprez? - zapytał.
Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, ale pod wpływem alkoholu człowiek mówi lub robi różne głupie rzeczy, których się później wstydzi. Ja zrobiłam i jedno i drugie.
Podeszłam do niego i go pocałowałam. Nigdy w życiu nie myślałam, że to zrobię. Sama? Z własnej woli? Nigdy w życiu. A jednak.
Na szczęście zdążyłam się opanować, akurat w chwili, w której to on chciał nadać wszystkiemu kierunek. Przerwałam to, co nigdy nie powinno mieć miejsca i oddaliłam się od niego na bezpieczną odległość. Dopiero wtedy byłam gotowa by odpowiedzieć na jego pytanie. Wcześniej zbyt bardzo mnie rozpraszał.
- Więc pytałeś od kiedy jestem bywalczyniom imprez? Może odkąd wszedłeś z buciorami w moje życie, odkąd wpieprzasz się we wszystko co popadnie, a na dodatek chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. Sam przyznasz, że mam powody do picia?
Widziałam po nim, że jest zaskoczony. Najpierw zupełnie nad sobą nie panując dość impulsywnie go pocałowałam. Teraz nagle przypominam sobie, że powinnam mieć go w dupie i wyskakuje z pretensjami. No tak, cała ja.
Sama byłam zaskoczona swoją osobą. Zarówno pocałunkiem, jak i szczerością. Nie wiedziałam, co jest gorsze od drugiego.
Podświadomie czułam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Chciałam się ewakuować i nawet mi się to udało, ale gdy tylko zatrzasnęłam drzwi do swojego pokoju, Aaron zaczął dobijać się do niego dobijać.
- Emily, otwieraj, musimy porozmawiać! – wrzasnął.
Niewiele docierało do mnie z tego co mówił. Miałam dość. Imprezowania. Aarona. Wspomnienia pocałunku. Aarona. Tego co mu powiedziałam. Aarona.
- To nie tak miało być – krzyczał przez drzwi, chyba ciągle w nadziei, że mu otworzę. -  To nie jest moja wina. Kurwa, to wszystko jest nie tak!
Zignorowałam go.
- To ty sobie to wszystko wymyśliłaś! W pewnym sensie mnie prowokujesz, a później uciekasz zostawiając mnie z mętlikiem w głowie!
Teraz już nie mogłam postąpić podobnie.
Od zawsze byłam nabuzowana, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, gdy ktoś mówił o mnie albo za mnie. I tak oto stałam z nim w twarzą twarz, znowu zaskakująco blisko, ale tym razem atmosfera do pocałunku nie była ani odrobinę sprzyjająca.
- Tak?! Kiedy cię prowokowałam?! Pod barem?! A może w sklepie, co?! – teraz to ja krzyczałam. Patrzyłam na niego ze złością w oczach, podczas gdy on… Uśmiechał się?!
- Tak, to tobie wyobraźnia podsuwa nie wiadomo co. Może odrobina mojej winy też w tym jest, w końcu nie wyprowadziłem cię z błędu – powiedział ze stoickim spokojem, tak jakby prowadził normalną konwersację, podczas gdy emocje jakie mi towarzyszyły były nieporównywalnie większe.
- Co ty nie powiesz… W takim razie wcale nie prowadzisz ze mną głupich gierek? – zapytałam retorycznie, z nutką kpiny w głosie. Chciał się bronić, coś odpowiedzieć, więc musiałam iść za ciosem i kontynuowałam dalej – Wcale nie narzucasz mi swojego towarzystwa, wcale nie całujesz gdy tego nie chce i oczywiście to wszystko nie sprowadza się do twojego łóżka, co?
- Nie, nie gram w żadne gierki. Zachowuje się całkowicie normalnie, a to, że szaleją w tobie hormony, to już…
- Nie twoja wina, co?! – w tej chwili żałowałam, że jednak dałam się podpuścić i prowadzę tę głupią konwersację, ale cóż poradzić? Upewniałam się tylko, że Aaron jest palantem. Zamierzałam jak najszybciej skończyć tę rozmowę, równocześnie upewniając się, że wypłynie z niej jasny przekaz. Coś w styl Masz się trzymać ode mnie z daleka dupku. – I żeby była jasność. Nie pójdę z Tobą do łóżka. Ani dlatego, że będziesz tego chciał, ani tym bardziej nie będę sama tego chciała. Dalsze prowokowanie mnie nie ma w tym momencie najmniejszego sensu. Dobranoc.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do kuchni. Chciałam ochłonąć, wierzyłam, że szklanka zimnej wody mi w tym pomoże. Cóż, z perspektywy czasu okazało się, że to mój kolejny zły wybór. Lepiej bym na tym wyszła, biorąc zimny prysznic, a tak Aaron przyczłapał się za mną, nadal irytując mnie swoim nachalnym wzrokiem, a później proponując coś, co jest właśnie tym, co przeważyło. Od tego czasu definitywnie zaczął się nowy okres w moim życiu. O ile wcześniej zachowywałam pozory normalności, uporządkowania i równowagi, o tyle teraz zaczął być to jeden wielki chaos. A to wszystko, przez jego jedno słowo.
- Zakład?
Z początku nie wiedziałam, że do mnie mówi. Później nie mogłam uwierzyć, że wyskoczył z tą propozycją. Chciał się zakładać ze mną o to co zrobię. A ja oczywiście dałam się podpuścić. Z początku podchodziłam do tego trochę niepewnie, ale z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że ta niepewność była swego rodzaju zabiegiem. Chciałam, by on wyczuł, że jestem niepewna, wtedy bardziej uwierzyłby w swoją wygraną, a ja tym bardziej spektakularnie bym go pokonała.
- Chcesz się zakładać? Jesteś na straconej pozycji – zagrałam, odrobinę na zwłokę.
Przecież tego chciałam! Zakładu, który utarłby temu nadętemu pacanowi nosa raz na zawsze. Mogłam mu wreszcie pokazać, że nie dam sobą manipulować, równocześnie mając przy tym odrobinę zabawy. Zobaczyłby, że jest tylko kolejnym idiotom a nie panem i władcą świata.
- Nie był bym tego taki pewny, ale skoro Ty jesteś, to w czym problem? – Ciągnął dalej, nie mając świadomości, że już podjęłam decyzję.
- A co będę z tego miała jeśli wygram? – zapytałam.
- A co byś chciała? Mogę ci zaproponować wszystko i tak wygrywając nie będę musiał tego spełnić. Mieszkanie? Samochód? Butelkę najdroższego wina z mojej piwniczki?
- Wino… ymm… świetnie. Będę mogła rozbić je na twojej głowie. – odparłam. Wywołałam tym na jego twarzy szelmowski uśmiech, nie byłam jednak pewna czy była to reakcja na moje słowa, czy na moją zgodę.
- A co ty będziesz z tego miał? – zapytałam, chociaż podświadomie przeczuwałam jaka będzie jego odpowiedź.
- Samo wygranie zakładu będzie dla mnie nagrodą.
Agh, dupek!



Ustaliliśmy, że zakład obowiązuje przez mój okres przebywania w domu Aarona. Czyli trochę mniej niż rok. Wówczas długość trwania zakładu nie stanowiła dla mnie problemu. Byłam pewna swego, więc przyjęłam go bez żadnych większych emocji, ot, rozsądny czas na rozwiązanie zakładu. Nie brałam pod uwagę, tego, że wszystko może się zmienić. Moje podejście, ale także moje uczucia. Które przez ten rok naprawdę się pogmatwały.
Noc miałam spokojną, ale krótką. Obudziłam się przed czasem, z poczuciem, że zrobiłam coś złego. Pierwsze skojarzenie było z zakładem, więc zadzwoniłam do Damien’a i podzieliłam się z nim relacją z ubiegłego wieczoru. Z nim wszystko było prostsze. Zapytał czy chcę przegrać, wygrać, czy spektakularnie wygrać. Jego zdaniem przegrałabym robiąc to co do tej pory – poddając się urokowi Aarona, przebywając z nim, nawet mu dogryzając. Nie mogłam się z nim w tej kwestii nie zgodzić – sama czułam, że zaczynam go darzyć cieplejszym uczuciem, mimo, że znam jego ciemne strony. Wiadomo, że to nie przesądza, przecież wcale nie oznacza to już, że się ze sobą prześpimy. Ale Aaron miałby zdecydowanie łatwiejsze podłoże, a ja… Przy nim nie byłam taka do końca pewna czy mogę ufać samej sobie.
Damien zasugerował, że wygraną zapewni mi samo unikanie go – wykonując obowiązki, które do mnie należą i trzymając się od niego z daleka będę pewnym zwycięzcą. Dałoby się to wykonać, bez żadnego wysiłku. Robię posiłki, nie towarzysząc mu, tyle czasu ile się da spędzam w bibliotece, z mamą czy z Damienem. W jego domu jestem tylko kiedy to niezbędne, a i wówczas przebywam tylko w swoim pokoju. Załatwione! Wygrana w kieszeni.
Byłam jednak ciekawa trzeciej tezy Damien’a, której nie chciał z początku mi powiedzieć. Uznał, że nie pasuje to do mnie, a i też trzeba mieć dużą wewnętrzną siłę i odporność by w ogóle się za to zabrać. W końcu wydusiłam to z niego – kuszenie. Miałam kusić Aarona tak często jak się da. Musiałabym roztaczać tak duży swój urok, by nie działał na mnie jego. Wyzywające ubrania, odpowiedni makijaż i konkretne zachowanie – wszystko po to, by sprowadzić Aarona na ziemię, gdy już mu się wydaje, że dopnie swego.
Gdybym – ach, znowu gdybym – była wtedy mądra, to wybrałabym drugą opcję. Ale słowa Damien’a tak mi się spodobały, że od razu je podchwyciłam. Nie przewidziałam jedynie, że ta opcja może mieć też swoje wady.
W każdym razie zaczęłam wcielać ją w życie. Nie przesadzałam na początek z ubiorem, przynajmniej tak mi się wydaje. Założyłam krótką kwiecistą sukienkę na ramiączkach, sięgającą mi do połowy ud. Mogłam przecież po domu paradować w kostiumie kąpielowym, albo samej bieliźnie. Nie sukienka jest okej, tym bardziej że nie ma zbyt dużego dekoltu.
Niemniej jednak – plan działał. Robiąc śniadanie cały czas czułam na sobie jego wzrok. I chociaż ani przez chwilę nie wykluczyłam możliwości, że są to tylko moje urojenia, czułam się dużo lepiej. Wreszcie to ja zaczynałam być panią sytuacji, to ja czarowałam, to ja uwodziłam. Podczas posiłków to ja przodowałam w rozmowach, sprawiając, że był we mnie wpatrzony jak w obrazek. Szczerze powiedziawszy sama się sobie dziwiłam. Byłam zaskoczona, że potrafię w taki sposób omotać faceta. Aaron oczywiście musiał zdawać sobie z tego, co ma na celu moje zachowanie. Wiedział, że go w pewnym sensie prowokuje i zapewne postanowił z tego korzystać. Może liczył, że flirtując z nim, sama dam się podejść? W każdym razie pierwsza moja duża próba nastąpiła już trzeciego dnia. Przygotowałam się już wcześniej, ucząc się pod czujnym okiem Damien’a jak prawidłowo wiązać krawat. Aaron miał w zwyczaju, przychodzić na śniadanie albo w piżamie, albo niekompletnie ubrany. W tym drugim przypadku zawsze brakowało krawata, który przynosił mi do wyboru po skończonym posiłku. Tym razem planowałam nie tylko wybrać krawat, który lepiej pasuje, ale także posunąć się o krok dalej.
Miałam wrażenie, że serce chce mi się wyrwać z piersi, gdy sięgnęłam po wybrany krawat. Patrząc w jego oczy widziałam zaskoczenie, ale poddał się bez wahania. Czułam, że na mnie patrzy, podczas gdy byłam skupiona na starannym wiązaniu krawata. W kilku ostatnich ruchach spojrzałam mu w oczy.
I wtedy to się stało. Nie, nie to o czym myślicie, ale coś innego, co też jest (przynajmniej w moim odczuciu) godne zapamiętania.
Po prostu mnie pocałował. Ale jak!
Cały czas mnie całując, uniósł lekko i posadził na blacie. Jego ręce powędrowały w okolice moich pleców, dostając się pod luźny podkoszulek. A ja? Całowałam go, wplatając palce w jego włosy, chcąc, by był jak najbliżej. Nasz pocałunki były coraz bardziej namiętne. W pewnym momencie oderwaliśmy się na moment od siebie, by Aaron mógł zdjąć ze mnie bluzkę, ale chwilę potem jego usta znów odnalazły moje. Moje ręce przeniosły się na jego umięśniony brzuch gładząc go. Aaron sięgnął po krawat, chcąc go rozwiązać, a ja zmusiłam się całą siłą woli, by zgodnie z planem przestać.
- Stop – wyszeptałam w jego usta, przerywając pocałunek, nie mając jednak odwagi by na niego spojrzeć. Nadal nie patrząc mu w oczy, poprawiłam mu krawat, który zdążył przekrzywić. Sięgnęłam po bluzkę, założyłam ją wychodząc z kuchni, kątem oka dostrzegając tylko, że Aaron jest ciągle w tej samej pozycji.
W swoim pokoju zamknęłam się na klucz, i przykucnęłam. Nie wiedziałam dlaczego, ale łzy same zaczęły płynąć mi po policzkach. Zrobiłam co planowałam, można powiedzieć, że wyszło mi perfekcyjnie, więc dlaczego u licha czułam smutek? Dlaczego nie potrafiłam powstrzymać łez?
Pięć minut później usłyszałam jak Aaron trzaska drzwiami, ja jednak nie czułam się ani odrobinę lepiej. Przeniosłam się jedynie z podłogi na łóżko, mocząc łzami poduszkę.
W międzyczasie zadzwonił Damien, zaniepokojony moim brakiem odezwu, po „planowanej akcji”. Powiedziałam mu, że wszystko się udało, ale jakoś słabo się czuję i nie ruszam się nigdzie z łóżka.
Doszłam do wniosku, że czuję się tak przez nadmiar emocji, przez udawanie kogoś kim nie jestem. Kuszenie Aarona było owszem ciekawe i przyjemne, ale wkładając to więcej gry, więcej zaangażowania zaczynałam przekraczać pewne granice. Tak to sobie tłumaczyłam – że podświadomie buntuje się przeciw takiemu postępowaniu, przeciwko temu kim nie jestem. Postanowiłam z tym skończyć, wrócić do bezpiecznej defensywy, unikania go na całej linii, udawania, że nie istnieje. Zamierzałam wygrać ten zakład o swoje ciało, ale przede wszystkim – nie dać się skrzywdzić, zmanipulować, czy zrobić cokolwiek on chce.
Tego dnia udało mi się go uniknąć całkowicie. Zaangażowałam swoje wyjście z domu – buty i kurtkę, w których zazwyczaj chodzę schowałam do pokoju, wyciszyłam telefon oraz zrobiłam sobie zapas kanapek i herbaty na cały wieczór. Parujący obiad dla Aarona i kanapki zostawiłam na stole, zmywając się z kuchni w momencie, gdy usłyszałam, że jego samochód parkuje na podjeździe.
Jakieś pół godziny później zapukał w moje drzwi, później kilkakrotnie dzwonił, ale nie odebrałam. Może się martwił. Nie wiem. W każdym razie mało mnie to obchodziło. Właściwie wcale.
Następnego dnia wstałam wcześniej, by zrobić śniadanie. Odkładając kurtkę i buty na miejsce zorientowałam się, że zasnął na kanapie w salonie. Czyżby czekał na mój domniemany powrót? Gdy usłyszałam, że wstaje wyjęłam zapiekanki z piekarnika, zaparzyłam kawę i na powrót zamknęłam się w swoim pokoju. Dziś nasłuchiwałam, więc gdy tylko wyszedł z kuchni, złapałam plecak i udałam się do szkoły. Czyżby unikanie go było łatwiejsze, niż mogłoby się wydawać?
W szkole zostałam dokładnie przepytana przez Damien’a o wczorajszą akcję. Powiedziałam mu o wszystkim, jednak inaczej zinterpretował moje późniejsze zachowanie.
- A nie wydaje ci się… No wiesz… - zaczął.
Nie czytałam mu w myślach, więc skąd miałam wiedzieć, co miał na myśli? Ale skoro musiałam to z niego wyciągać, to znaczy, że mi się nie spodoba.
- No nie wiem. O co chodzi? – dopytywałam.
- Może ty coś do niego czujesz?
Dostałam nagłego ataku śmiechu, ach ten Damien i jego pomysły. Jedynym uczuciem jakie mogłam do niego czuć była zdecydowanie niechęć.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałam.
- To pasuje. Jest blisko. Jest boski – mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Jest zainteresowany, na pewno jakaś część jego udzieliła się i tobie. A będąc kokietką dałaś się ponieść, spodobały ci się te… ym… doznania, więc później gdy musiałaś to przerwać, i co gorsza twoja świadomość podsunęła ci myśl, że to tylko gra, że to nie będzie prawdziwe, emocje wzięły górę.
- Ciekawe, ale nie prawdziwe – skwitowałam.
Nie wzięłam tego zbyt na poważnie, właściwie taka myśl nawet na chwilę nie chciała zatrzymać się w mojej głowie. Olałam to całkowicie. Damien nie upierał się przy swoim, więc bez zbędnej urazy za jego przypuszczenia poinformowałam go, że przechodzę do defensywy. Nie skomentował tego w jakiś szczególny sposób, ale po jego minie można było poznać, że jest sceptyczny. Trudno. Przecież to tylko moja sprawa, więc tylko mi to rozwiązanie powinno się w zupełności podobać.
Reszta dnia w szkole była całkowicie normalna – masa klasówek i zadanej pracy domowej. Ja więcej nie wspominałam o Aaronie, Damien trzymał się tego samego. Dopiero pod koniec ostatniej lekcji rzucił hasło, że bez względu na to co jeszcze wymyślę i co postanowię – będzie mnie wspierał. W tamtej chwili nie mógł mieć pojęcia, jak bardzo będę polegała na tej jego obietnicy. No, ale w końcu od tego są przyjaciele?
W czasie drogi powrotnej do domu Aarona czułam się dziwnie. Nie potrafiłam tego w żaden sposób wytłumaczyć, po prostu czasem tak mam. Gdy doszłam do domu i zobaczyłam zaparkowany przed domem samochód Aarona to uczucie jeszcze bardziej się wzmogło. Co on robił w domu trzy godziny przed czasem? Może specjalnie przyjechał, bym nie mogła mu uciec? By mógł ze mną porozmawiać, o tym co się działo wczoraj?
Niedoczekanie jego, ja się nie dam.
Wchodząc do domu zauważyłam kolejną dziwną rzecz. Nie było śladu Aarona ani w kuchni, ani w salonie. Nie wiedziałam co się dzieje. Moje dziwnie momentalnie zamieniło się w źle. Najgorsze było to, że nie potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć się przed samą sobą.
Co prawda szybko się opanowałam. Wzięłam się za gotowanie obiadu, wyzbywając się wszystkich myśli. Niech się dzieje co ma być. Ja robię swoje i reszta mnie nie obchodzi.
Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie zobaczyłam…