Nieoczekiwana propozycja.
Część druga – zakład
Część druga – zakład
Już miałam wypowiedzieć jakąś naprawdę kąśliwą uwagę, gdy
poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
- Jakiś problem kochanie? – Usłyszałam głos Aarona przy swoim
uchu.
Co…? Wydawało mi się, że wszystko dociera do mnie w zwolnionym
tempie. Nie zdążyłam nawet jakoś się oburzyć, gdy Aaron mnie pocałował. Był to
króciutki, słodki pocałunek ale sprawił, że na chwilę zapomniałam o czym
mówiłam.
- Nie powiedziałaś mi, że masz kogoś – Jack zdawał się wycofywać.
Czyżby Aaronowi w pięć sekund udało się to, czego nie mogłam osiągnąć przez
całe miesiące?
Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się żal Jacka. Patrzył na mnie, tak
jakby naprawdę bardzo go to zabolało. Wiedziałam, że ma jakieś nadzieje, ale…
Aż takie? Nagle zapragnęłam się jakoś wytłumaczyć.
- Jack… - zaczęłam – to…
- To jest Jack? – Aaron mi przerwał. – Ten sam Jack z którym się
spotykałaś dwa razy kiedy zrobiliśmy sobie przerwę?
Co? Dlaczego Aaron to wszystko wymyśla? I skąd do cholery wie, że
spotkałam się z Jackiem akurat dwa razy? Nie zdążyłam zaprotestować – Aaron
znowu mnie pocałował. W tym czasie Jack dość niepostrzeżenie się ewakuował.
A ja odzyskałam zdolność logicznego myślenia.
- Co to było? – zapytałam z wyrzutem.
Aaron uśmiechnął się, w ogóle nie poczuwając się do tego co
zrobił. Nadal mnie obejmował, nie przejmując się, że jego zachowanie jest całkiem
nie na miejscu.
- Pomogłem Ci spławić delikwenta, powinnaś mi dziękować –
odpowiedział.
Oczekiwał jeszcze za to podziękowań? Niedoczekanie!
Uwolniłam się z jego ramion, chociaż nie wydawał się być tym
faktem zadowolony. Zresztą… Co mnie on obchodzi?!
- Za co mam Ci niby dziękować? Zrażasz do mnie ludzi, opowiadasz
kłamstwa i bez mojej zgody całujesz. To się nazywa pomoc?
Nie czekałam już na jego odpowiedź. Ruszyłam do kasy nawet na
niego nie spoglądając. Ale on uparcie ruszył za mną, próbując się usprawiedliwić.
Jakby to miało jakoś mu pomóc. Nie zamierzałam grać w jego gierki. Przynajmniej
wtedy.
- Chciałem Ci pomóc.
- Gówno mnie obchodzi co chciałeś.
- Daj spokój, przecież nic takiego się nie stało, żebyś miała się
na mnie boczyć.
Nic się nie stało? Jego towarzystwo było bardzo miłe, właściwie to
mementami zapominałam, że dla niego pracuję, traktując go jak kumpla.
Wpieprzanie się w moje życie i naruszanie sfery osobistej to dla niego nic?
Dobra, jak wolał. Będzie tak, jak być powinno od samego początku, żadnego
spoufalania się, żadnego partnerstwa.
- Owszem, ma pan rację. Możemy zapomnieć o tym incydencie.
Jego mina świadczyła sama za siebie. Ani trochę mu się to nie
uśmiechało. Z kolei ja znowu wróciłam do tego głupiego punktu wyjścia – czego
on właściwie ode mnie chce?
Kiedyś patrzył na mnie, całował mnie, wpadał na mnie… Jednym
słowem zachowywał się jak totalny psychol biorąc pod uwagę jeszcze jego głupią
propozycję. Później zachowywał się całkiem w porządku. Więc dlaczego teraz mu
coś odwaliło? Dlaczego chciał być ze mną w dobrych relacjach? Dlaczego nie
chciał zatrzymać się na relacji pracownik - pracodawca, tylko szukał na siłę
czegoś więcej? Dlaczego to wszystko tyczyło się mnie?
Powrotna droga zdawała się wlec w nieskończoność. Aaron kilka razy próbował nawiązać rozmowę, ale moje suche odpowiedzi wyraźnie ostudziły jego zapał. Po kolacji wiedziałam, że pragnie mnie przeprosić, ale nie ułatwiałam mu tego, co rusz rzucając jakieś kąśliwe uwagi. Koniec końców to co chodziło mu po głowie nie przeszło mu przez usta.
Powrotna droga zdawała się wlec w nieskończoność. Aaron kilka razy próbował nawiązać rozmowę, ale moje suche odpowiedzi wyraźnie ostudziły jego zapał. Po kolacji wiedziałam, że pragnie mnie przeprosić, ale nie ułatwiałam mu tego, co rusz rzucając jakieś kąśliwe uwagi. Koniec końców to co chodziło mu po głowie nie przeszło mu przez usta.
Następnego dnia miałam wolne, więc skorzystałam z okazji i
uciekłam od jego obecności. Byłam w fatalnym humorze, po części dlatego, że
cały czas zajmował moje myśli. Pogodziłam się już z tym, że nie wiem czego
właściwie ode mnie chce. Moje myśli tym razem skupiły się tylko na nim, na jego
czarującym spojrzeniu, uwodzicielskim głosie, słodkich ustach… Nie, to nie było
zauroczenie czy coś w tym stylu. Zbyt chłodno podchodziłam do tych spraw, by po
dwóch pocałunkach i kilku rozmowach się w kimś zakochać. Oczywiście należało
też brać pod uwagę fakt, że jest arogancki i zbyt pewny siebie, a czego jak
czego ale te cechy w ludziach tylko mnie irytowały. Więc dlaczego o nim
myślałam? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie wtedy, nie potrafię i
teraz. Mogę jedynie strzelać, że wyczuwałam w nim tajemnicę, a co nieznane
pociąga przecież najbardziej.
W każdym razie tamtego dnia uciekłam i – co było na mnie dziwne –
zaszalałam. Z początku chciałam pogadać z Damien’em, ale gdy okazało się, że nie
może, postanowiłam nie wracać do domu, za to poszukać sobie nowego towarzystwa.
Nie wiem jakim cudem napatoczyłam się na kolegę Jack’a ze studiów, nie wiem też
co mną kierowało kiedy zgodziłam się towarzyszyć mu na domówce, ale fakt jest
faktem, że bawiłam się świetnie. Zapomniałam o całym świecie, o problemach z
mamą, o tej przeklętej pracy i o całym Aaronie. Niestety nie na długo. Przecież
nie ucieknę od niego na zawsze.
Aaron czekał na mnie. Siedział w samych spodniach od piżamy w
skórzanym fotelu, trzymając w dłoni szklankę z bursztynowym płynem. O ile nie
pomyślałabym zapewne o tym na trzeźwo, o tyle wówczas musiałam stłumić
westchnienie na jego widok. Mimo złego humoru i zaciętości w oczach wyglądał
naprawdę smakowicie. Mógł mnie pocałować w takim stroju, wtedy nie byłabym aż
tak na niego zła…
Boże, pomyślałam smakowicie? Pomyślałam o tym, że mógłby mnie
pocałować? Ile wypiłam? I co ten alkohol robi z człowiekiem? W przebłysku
świadomości się opamiętałam, ale zapewne nie na długo. Postanowiłam zniknąć w
swoim pokoju, ale nie było mi to dane.
- Gdzie byłaś? – zapytał, idąc za mną.
- Na imprezie – odpowiedziałam pewnie. Zbyt pewnie. Chciałam go
zignorować, więc ruszyłam w stronę mojego pokoju, ale zagrodził mi drogę.
- Od kiedy to Emily Young jest stałą bywalczyniom imprez? -
zapytał.
Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, ale pod wpływem alkoholu
człowiek mówi lub robi różne głupie rzeczy, których się później wstydzi. Ja zrobiłam
i jedno i drugie.
Podeszłam do niego i go pocałowałam. Nigdy w życiu nie myślałam,
że to zrobię. Sama? Z własnej woli? Nigdy w życiu. A jednak.
Na szczęście zdążyłam się opanować, akurat w chwili, w której to
on chciał nadać wszystkiemu kierunek. Przerwałam to, co nigdy nie powinno mieć
miejsca i oddaliłam się od niego na bezpieczną odległość. Dopiero wtedy byłam
gotowa by odpowiedzieć na jego pytanie. Wcześniej zbyt bardzo mnie rozpraszał.
- Więc pytałeś od kiedy jestem bywalczyniom imprez? Może odkąd wszedłeś
z buciorami w moje życie, odkąd wpieprzasz się we wszystko co popadnie, a na
dodatek chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. Sam przyznasz, że mam powody do picia?
Widziałam po nim, że jest zaskoczony. Najpierw zupełnie nad sobą
nie panując dość impulsywnie go pocałowałam. Teraz nagle przypominam sobie, że
powinnam mieć go w dupie i wyskakuje z pretensjami. No tak, cała ja.
Sama byłam zaskoczona swoją osobą. Zarówno pocałunkiem, jak i
szczerością. Nie wiedziałam, co jest gorsze od drugiego.
Podświadomie czułam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Chciałam
się ewakuować i nawet mi się to udało, ale gdy tylko zatrzasnęłam drzwi do
swojego pokoju, Aaron zaczął dobijać się do niego dobijać.
- Emily, otwieraj, musimy porozmawiać! – wrzasnął.
Niewiele docierało do mnie z tego co mówił. Miałam dość.
Imprezowania. Aarona. Wspomnienia pocałunku. Aarona. Tego co mu powiedziałam.
Aarona.
- To nie tak miało być – krzyczał przez drzwi, chyba ciągle w
nadziei, że mu otworzę. - To nie jest
moja wina. Kurwa, to wszystko jest nie tak!
Zignorowałam go.
- To ty sobie to wszystko wymyśliłaś! W pewnym sensie mnie
prowokujesz, a później uciekasz zostawiając mnie z mętlikiem w głowie!
Teraz już nie mogłam postąpić podobnie.
Od zawsze byłam nabuzowana, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu,
gdy ktoś mówił o mnie albo za mnie. I tak oto stałam z nim w twarzą twarz,
znowu zaskakująco blisko, ale tym razem atmosfera do pocałunku nie była ani
odrobinę sprzyjająca.
- Tak?! Kiedy cię prowokowałam?! Pod barem?! A może w sklepie, co?!
– teraz to ja krzyczałam. Patrzyłam na niego ze złością w oczach, podczas gdy
on… Uśmiechał się?!
- Tak, to tobie wyobraźnia podsuwa nie wiadomo co. Może odrobina
mojej winy też w tym jest, w końcu nie wyprowadziłem cię z błędu – powiedział
ze stoickim spokojem, tak jakby prowadził normalną konwersację, podczas gdy
emocje jakie mi towarzyszyły były nieporównywalnie większe.
- Co ty nie powiesz… W takim razie wcale nie prowadzisz ze mną
głupich gierek? – zapytałam retorycznie, z nutką kpiny w głosie. Chciał się
bronić, coś odpowiedzieć, więc musiałam iść za ciosem i kontynuowałam dalej –
Wcale nie narzucasz mi swojego towarzystwa, wcale nie całujesz gdy tego nie
chce i oczywiście to wszystko nie sprowadza się do twojego łóżka, co?
- Nie, nie gram w żadne gierki. Zachowuje się całkowicie
normalnie, a to, że szaleją w tobie hormony, to już…
- Nie twoja wina, co?! – w tej chwili żałowałam, że jednak dałam
się podpuścić i prowadzę tę głupią konwersację, ale cóż poradzić? Upewniałam
się tylko, że Aaron jest palantem. Zamierzałam jak najszybciej skończyć tę
rozmowę, równocześnie upewniając się, że wypłynie z niej jasny przekaz. Coś w
styl Masz się trzymać ode mnie z daleka
dupku. – I żeby była jasność. Nie pójdę z Tobą do łóżka. Ani dlatego, że
będziesz tego chciał, ani tym bardziej nie będę sama tego chciała. Dalsze
prowokowanie mnie nie ma w tym momencie najmniejszego sensu. Dobranoc.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do kuchni. Chciałam
ochłonąć, wierzyłam, że szklanka zimnej wody mi w tym pomoże. Cóż, z
perspektywy czasu okazało się, że to mój kolejny zły wybór. Lepiej bym na tym wyszła,
biorąc zimny prysznic, a tak Aaron przyczłapał się za mną, nadal irytując mnie
swoim nachalnym wzrokiem, a później proponując coś, co jest właśnie tym, co
przeważyło. Od tego czasu definitywnie zaczął się nowy okres w moim życiu. O
ile wcześniej zachowywałam pozory normalności, uporządkowania i równowagi, o
tyle teraz zaczął być to jeden wielki chaos. A to wszystko, przez jego jedno
słowo.
- Zakład?
Z początku nie wiedziałam, że do mnie mówi. Później nie mogłam
uwierzyć, że wyskoczył z tą propozycją. Chciał się zakładać ze mną o to co
zrobię. A ja oczywiście dałam się podpuścić. Z początku podchodziłam do tego
trochę niepewnie, ale z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że ta niepewność była
swego rodzaju zabiegiem. Chciałam, by on wyczuł, że jestem niepewna, wtedy
bardziej uwierzyłby w swoją wygraną, a ja tym bardziej spektakularnie bym go
pokonała.
- Chcesz się zakładać? Jesteś na straconej pozycji – zagrałam,
odrobinę na zwłokę.
Przecież tego chciałam! Zakładu, który utarłby temu nadętemu
pacanowi nosa raz na zawsze. Mogłam mu wreszcie pokazać, że nie dam sobą
manipulować, równocześnie mając przy tym odrobinę zabawy. Zobaczyłby, że jest
tylko kolejnym idiotom a nie panem i władcą świata.
- Nie był bym tego taki pewny, ale skoro Ty jesteś, to w czym problem?
– Ciągnął dalej, nie mając świadomości, że już podjęłam decyzję.
- A co będę z tego miała jeśli wygram? – zapytałam.
- A co byś chciała? Mogę ci zaproponować wszystko i tak wygrywając
nie będę musiał tego spełnić. Mieszkanie? Samochód? Butelkę najdroższego wina z
mojej piwniczki?
- Wino… ymm… świetnie. Będę mogła rozbić je na twojej głowie. –
odparłam. Wywołałam tym na jego twarzy szelmowski uśmiech, nie byłam jednak
pewna czy była to reakcja na moje słowa, czy na moją zgodę.
- A co ty będziesz z tego miał? – zapytałam, chociaż podświadomie
przeczuwałam jaka będzie jego odpowiedź.
- Samo wygranie zakładu będzie dla mnie nagrodą.
Agh, dupek!
Ustaliliśmy, że zakład obowiązuje przez mój okres przebywania w
domu Aarona. Czyli trochę mniej niż rok. Wówczas długość trwania zakładu nie
stanowiła dla mnie problemu. Byłam pewna swego, więc przyjęłam go bez żadnych
większych emocji, ot, rozsądny czas na rozwiązanie zakładu. Nie brałam pod
uwagę, tego, że wszystko może się zmienić. Moje podejście, ale także moje
uczucia. Które przez ten rok naprawdę się pogmatwały.
Noc miałam spokojną, ale krótką. Obudziłam się przed czasem, z
poczuciem, że zrobiłam coś złego. Pierwsze skojarzenie było z zakładem, więc
zadzwoniłam do Damien’a i podzieliłam się z nim relacją z ubiegłego wieczoru. Z
nim wszystko było prostsze. Zapytał czy chcę przegrać, wygrać, czy
spektakularnie wygrać. Jego zdaniem przegrałabym robiąc to co do tej pory –
poddając się urokowi Aarona, przebywając z nim, nawet mu dogryzając. Nie mogłam
się z nim w tej kwestii nie zgodzić – sama czułam, że zaczynam go darzyć
cieplejszym uczuciem, mimo, że znam jego ciemne strony. Wiadomo, że to nie
przesądza, przecież wcale nie oznacza to już, że się ze sobą prześpimy. Ale
Aaron miałby zdecydowanie łatwiejsze podłoże, a ja… Przy nim nie byłam taka do
końca pewna czy mogę ufać samej sobie.
Damien zasugerował, że wygraną zapewni mi samo unikanie go –
wykonując obowiązki, które do mnie należą i trzymając się od niego z daleka
będę pewnym zwycięzcą. Dałoby się to wykonać, bez żadnego wysiłku. Robię
posiłki, nie towarzysząc mu, tyle czasu ile się da spędzam w bibliotece, z mamą
czy z Damienem. W jego domu jestem tylko kiedy to niezbędne, a i wówczas
przebywam tylko w swoim pokoju. Załatwione! Wygrana w kieszeni.
Byłam jednak ciekawa trzeciej tezy Damien’a, której nie chciał z
początku mi powiedzieć. Uznał, że nie pasuje to do mnie, a i też trzeba mieć
dużą wewnętrzną siłę i odporność by w ogóle się za to zabrać. W końcu wydusiłam
to z niego – kuszenie. Miałam kusić Aarona tak często jak się da. Musiałabym
roztaczać tak duży swój urok, by nie działał na mnie jego. Wyzywające ubrania,
odpowiedni makijaż i konkretne zachowanie – wszystko po to, by sprowadzić
Aarona na ziemię, gdy już mu się wydaje, że dopnie swego.
Gdybym – ach, znowu gdybym – była wtedy mądra, to wybrałabym drugą
opcję. Ale słowa Damien’a tak mi się spodobały, że od razu je podchwyciłam. Nie
przewidziałam jedynie, że ta opcja może mieć też swoje wady.
W każdym razie zaczęłam wcielać ją w życie. Nie przesadzałam na
początek z ubiorem, przynajmniej tak mi się wydaje. Założyłam krótką kwiecistą
sukienkę na ramiączkach, sięgającą mi do połowy ud. Mogłam przecież po domu
paradować w kostiumie kąpielowym, albo samej bieliźnie. Nie sukienka jest okej,
tym bardziej że nie ma zbyt dużego dekoltu.
Niemniej jednak – plan działał. Robiąc śniadanie cały czas czułam
na sobie jego wzrok. I chociaż ani przez
chwilę nie wykluczyłam możliwości, że są to tylko moje urojenia, czułam się
dużo lepiej. Wreszcie to ja zaczynałam być panią sytuacji, to ja czarowałam, to
ja uwodziłam. Podczas posiłków to ja przodowałam w rozmowach, sprawiając, że
był we mnie wpatrzony jak w obrazek. Szczerze powiedziawszy sama się sobie
dziwiłam. Byłam zaskoczona, że potrafię w taki sposób omotać faceta. Aaron
oczywiście musiał zdawać sobie z tego, co ma na celu moje zachowanie. Wiedział,
że go w pewnym sensie prowokuje i zapewne postanowił z tego korzystać. Może
liczył, że flirtując z nim, sama dam się podejść? W każdym razie pierwsza moja
duża próba nastąpiła już trzeciego dnia. Przygotowałam się już wcześniej, ucząc
się pod czujnym okiem Damien’a jak prawidłowo wiązać krawat. Aaron miał w
zwyczaju, przychodzić na śniadanie albo w piżamie, albo niekompletnie ubrany. W
tym drugim przypadku zawsze brakowało krawata, który przynosił mi do wyboru po
skończonym posiłku. Tym razem planowałam nie tylko wybrać krawat, który lepiej
pasuje, ale także posunąć się o krok dalej.
Miałam
wrażenie, że serce chce mi się wyrwać z piersi, gdy sięgnęłam po wybrany
krawat. Patrząc w jego oczy widziałam zaskoczenie, ale poddał się bez wahania.
Czułam, że na mnie patrzy, podczas gdy byłam skupiona na starannym wiązaniu
krawata. W kilku ostatnich ruchach spojrzałam mu w oczy.
I
wtedy to się stało. Nie, nie to o czym myślicie, ale coś innego, co też jest
(przynajmniej w moim odczuciu) godne zapamiętania.
Po
prostu mnie pocałował. Ale jak!
Cały
czas mnie całując, uniósł lekko i posadził na blacie. Jego ręce powędrowały w
okolice moich pleców, dostając się pod luźny podkoszulek. A ja? Całowałam go,
wplatając palce w jego włosy, chcąc, by był jak najbliżej. Nasz pocałunki były
coraz bardziej namiętne. W pewnym momencie oderwaliśmy się na moment od siebie,
by Aaron mógł zdjąć ze mnie bluzkę, ale chwilę potem jego usta znów odnalazły
moje. Moje ręce przeniosły się na jego umięśniony brzuch gładząc go. Aaron
sięgnął po krawat, chcąc go rozwiązać, a ja zmusiłam się całą siłą woli, by
zgodnie z planem przestać.
-
Stop – wyszeptałam w jego usta, przerywając pocałunek, nie mając jednak odwagi
by na niego spojrzeć. Nadal nie patrząc mu w oczy, poprawiłam mu krawat, który
zdążył przekrzywić. Sięgnęłam po bluzkę, założyłam ją wychodząc z kuchni, kątem
oka dostrzegając tylko, że Aaron jest ciągle w tej samej pozycji.
W swoim pokoju zamknęłam się na klucz, i przykucnęłam. Nie
wiedziałam dlaczego, ale łzy same zaczęły płynąć mi po policzkach. Zrobiłam co
planowałam, można powiedzieć, że wyszło mi perfekcyjnie, więc dlaczego u licha
czułam smutek? Dlaczego nie potrafiłam powstrzymać łez?
Pięć minut później usłyszałam jak Aaron trzaska drzwiami, ja
jednak nie czułam się ani odrobinę lepiej. Przeniosłam się jedynie z podłogi na
łóżko, mocząc łzami poduszkę.
W międzyczasie zadzwonił Damien, zaniepokojony moim brakiem
odezwu, po „planowanej akcji”. Powiedziałam mu, że wszystko się udało, ale
jakoś słabo się czuję i nie ruszam się nigdzie z łóżka.
Doszłam do wniosku, że czuję się tak przez nadmiar emocji, przez
udawanie kogoś kim nie jestem. Kuszenie Aarona było owszem ciekawe i przyjemne,
ale wkładając to więcej gry, więcej zaangażowania zaczynałam przekraczać pewne
granice. Tak to sobie tłumaczyłam – że podświadomie buntuje się przeciw takiemu
postępowaniu, przeciwko temu kim nie jestem. Postanowiłam z tym skończyć,
wrócić do bezpiecznej defensywy, unikania go na całej linii, udawania, że nie
istnieje. Zamierzałam wygrać ten zakład o swoje ciało, ale przede wszystkim –
nie dać się skrzywdzić, zmanipulować, czy zrobić cokolwiek on chce.
Tego dnia udało mi się go uniknąć całkowicie. Zaangażowałam swoje
wyjście z domu – buty i kurtkę, w których zazwyczaj chodzę schowałam do pokoju,
wyciszyłam telefon oraz zrobiłam sobie zapas kanapek i herbaty na cały wieczór.
Parujący obiad dla Aarona i kanapki zostawiłam na stole, zmywając się z kuchni
w momencie, gdy usłyszałam, że jego samochód parkuje na podjeździe.
Jakieś pół godziny później zapukał w moje drzwi, później
kilkakrotnie dzwonił, ale nie odebrałam. Może się martwił. Nie wiem. W każdym
razie mało mnie to obchodziło. Właściwie wcale.
Następnego dnia wstałam wcześniej, by zrobić śniadanie. Odkładając
kurtkę i buty na miejsce zorientowałam się, że zasnął na kanapie w salonie.
Czyżby czekał na mój domniemany powrót? Gdy usłyszałam, że wstaje wyjęłam
zapiekanki z piekarnika, zaparzyłam kawę i na powrót zamknęłam się w swoim
pokoju. Dziś nasłuchiwałam, więc gdy tylko wyszedł z kuchni, złapałam plecak i
udałam się do szkoły. Czyżby unikanie go było łatwiejsze, niż mogłoby się
wydawać?
W szkole zostałam dokładnie przepytana przez Damien’a o wczorajszą
akcję. Powiedziałam mu o wszystkim, jednak inaczej zinterpretował moje
późniejsze zachowanie.
- A nie wydaje ci się… No wiesz… - zaczął.
Nie czytałam mu w myślach, więc skąd miałam wiedzieć, co miał na
myśli? Ale skoro musiałam to z niego wyciągać, to znaczy, że mi się nie
spodoba.
- No nie wiem. O co chodzi? – dopytywałam.
- Może ty coś do niego czujesz?
Dostałam nagłego ataku śmiechu, ach ten Damien i jego pomysły.
Jedynym uczuciem jakie mogłam do niego czuć była zdecydowanie niechęć.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałam.
- To pasuje. Jest blisko. Jest boski – mrugnął do mnie
porozumiewawczo. – Jest zainteresowany, na pewno jakaś część jego udzieliła się
i tobie. A będąc kokietką dałaś się ponieść, spodobały ci się te… ym… doznania,
więc później gdy musiałaś to przerwać, i co gorsza twoja świadomość podsunęła
ci myśl, że to tylko gra, że to nie będzie prawdziwe, emocje wzięły górę.
- Ciekawe, ale nie prawdziwe – skwitowałam.
Nie wzięłam tego zbyt na poważnie, właściwie taka myśl nawet na
chwilę nie chciała zatrzymać się w mojej głowie. Olałam to całkowicie. Damien
nie upierał się przy swoim, więc bez zbędnej urazy za jego przypuszczenia
poinformowałam go, że przechodzę do defensywy. Nie skomentował tego w jakiś
szczególny sposób, ale po jego minie można było poznać, że jest sceptyczny.
Trudno. Przecież to tylko moja sprawa, więc tylko mi to rozwiązanie powinno się
w zupełności podobać.
Reszta dnia w szkole była całkowicie normalna – masa klasówek i
zadanej pracy domowej. Ja więcej nie wspominałam o Aaronie, Damien trzymał się
tego samego. Dopiero pod koniec ostatniej lekcji rzucił hasło, że bez względu
na to co jeszcze wymyślę i co postanowię – będzie mnie wspierał. W tamtej
chwili nie mógł mieć pojęcia, jak bardzo będę polegała na tej jego obietnicy.
No, ale w końcu od tego są przyjaciele?
W czasie drogi powrotnej do domu Aarona czułam się dziwnie. Nie
potrafiłam tego w żaden sposób wytłumaczyć, po prostu czasem tak mam. Gdy
doszłam do domu i zobaczyłam zaparkowany przed domem samochód Aarona to uczucie
jeszcze bardziej się wzmogło. Co on robił w domu trzy godziny przed czasem?
Może specjalnie przyjechał, bym nie mogła mu uciec? By mógł ze mną porozmawiać,
o tym co się działo wczoraj?
Niedoczekanie jego, ja się nie dam.
Wchodząc do domu zauważyłam kolejną dziwną rzecz. Nie było śladu
Aarona ani w kuchni, ani w salonie. Nie wiedziałam co się dzieje. Moje dziwnie momentalnie zamieniło się w źle. Najgorsze było to, że nie
potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć się przed samą sobą.
Co prawda szybko się opanowałam. Wzięłam się za gotowanie obiadu,
wyzbywając się wszystkich myśli. Niech się dzieje co ma być. Ja robię swoje i
reszta mnie nie obchodzi.
Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie zobaczyłam…