sobota, 1 września 2012

Rozdział 8 - Inna perspektywa

 
Marzyłam, by powiedzieć, że jest ładnie, pięknie, ale to było bez sensu. Bo kiedy zaczynało się układać - kiedy ja i Chris znów byliśmy best friend forever na horyzoncie pojawił się też Damon.
Zaczęło się chyba od jego obecności w tym samym kółku dziennikarskim, do którego ja chodzę od dawna. Oczywiście nie jestem jakoś specjalnie dobra z mojego ojczystego języka, aczkolwiek uwielbiam pisać różne rzeczy bez przymusu. Z tego właśnie od pierwszej klasy należałam do kółka. W tym roku musiał się oczywiście zapisać do niego Damon. Cudownie, prawda?
Mniej więcej w tym samym czasie pan Tanner wybrał trzy osoby z naszej klasy do reprezentowania szkoły w konkursie matematycznym. Ja, Agatha i Damon. Znowu oczywiście byłam zachwycona. (Sarkazm).
Po lekcjach zaczęły się męczące przygotowania. W każdy wtorek, czwartek i piątek. Albo siedzieliśmy rozrzuceni po klasach i robiliśmy próbne testy, albo siedzieliśmy przy złączonych ławkach, analizując zadania. Damon siedział w środku, chociaż zdawało mi się, że jest zdecydowanie bliżej mnie niż Agathy. Ach, ta paranoja.
Po skończonych zajęciach, rozdzielaliśmy się pod szkołą. Ja i Damon (znowu!) szliśmy w jedną stronę, a Agatha w drugą. Kilka razy próbowała namówić Damona by ją odprowadził, ale za każdym razem grzecznie odmawiał. Nie wiem, naprawdę nie wiem dlaczego - ale mimowolnie cieszyłam się z jej niepowodzenia.
Nie, Damon nigdy mnie nie odprowadzał. Nigdy tego nie zaproponował, ja o to nigdy nie prosiłam, i nigdy raczej nie zamierzałam. Po prostu szliśmy w jedną stronę, a gdy doszliśmy do mojej ulicy ja skręcałam, a on szedł dalej prosto. Po drodze też zbyt dużo nie gadaliśmy. Głównym tematem rozmowy była po prostu szkoła. Co prawda, chciałam go kilka razy zapytać, co naprawdę robi u Chrisa, ale nie mogłam. Nie wiem dlaczego. Nigdy nie przechodziło mi to przez gardło.
Co gorsza, kilka razy Damon mi się śnił. Nie pamiętałam dokładnie fabuły, ale wiedziałam tylko, że mi pomagał. Wszystko wskazywało na to, że nawet w snach komplikowałam sobie życie.
Jeśli chciałam być szczera z samą sobą musiałam przyznać, że tymczasowo mam dość wszystkich. Po prostu każdy mnie irytował, bez wyjątku. Chętnie pobyłabym trochę sama, ale jak zwykle nie było mi to dane.
Carol... och, była fajna. Nawet ostatnio podskoczyła z roli nielubianej plotkary, do mojej przyjaciółki, ale teraz musiałam od niej po prostu odpocząć.
Chris... najlepszy przyjaciel, może ktoś więcej. I właśnie z tego powodu chciałam się od niego odizolować. By wiedzieć na pewno, a tu... Tak jasne, tyle razy poruszałam ten temat w mojej głowie, że powinnam już wiedzieć. Podczas naszej... "separacji" również, ale wtedy jakoś mi się nie zbierało. W końcu na przemian go nienawidziła, kochałam, tęskniłam, ignorowałam, że dorzuciwszy do tego rozmyślania o przyszłości całkowicie bym zwariowała.
Damon... sama nie wiedziałam co mam o nim myśleć. Z jednej strony kolega z którym miałam na początku niemiłe spięcia, a z którym teraz PRAWIE wszystko się układało. Te jego nie do końca trafne zapędy albo raczej  moje chore urojenia nie mogły sprawiać, że jest pod rubryką "Nie lubię". Tam było miejsce tylko dla Agathy.
Agatha... Ostatnimi czasy stała się nie do wytrzymania. Zdawała się bajerować wszystkich kogo się dało swoim biustem, a w szczególności Chrisa (brrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.) i Damona (brrr.). Chris wówczas ostentacyjnie patrzył jej w oczy, jak najczęściej jej unikając. Damon również ją ignorował, a gdy się do niego zwracała wcale nie patrzył w jej stronę.
Za to ona często wtedy patrzyła na mnie z furią w oczach. Nienawidziła mnie. Czułam to. Nie miałam pojęcia za co, ale zdecydowanie obdarzałam ją tym samym uczuciem.

Postanowiłam przejść się na spacer. Tak, idealny sposób na spędzenie czwartkowego wieczoru - nie odrabianie lekcji, nie przygotowywanie się do testu - tylko on - cholerny spacer. Biorąc pod uwagę, że konkurs miał się odbyć w sobotę, a jutro miałam mieć dość ciężkie sprawdziany to było naprawdę mądre posunięcie z mojej strony.
Myśl... Myśl... Podejmij wreszcie decyzję. Czy to co łączyło mnie i Chrisa to było na pewno to? Już z milion razy się nad tym zastanawiałam, i nadal nie byłam pewna. Czy kocham go jak chłopaka, czy jak przyjaciela. Bo to, że go kocham i mi na nim zależy nie podlegało już przecież dyskusji. Musiałam się tylko zastanowić, gdzie leży granica.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy podeszłam pod dom Eveliny. Pod dom Eveliny, w którym nikt teraz nie mieszkał.
Och, świetnie. Nie ma jej. Powinnam się kurwa przyzwyczaić. Ale nie mogłam. Cholernie mi jej brakowało. A ona była teraz gdzieś indziej, naprawiała swoje życie, i miała mnie gdzieś. Stop! Nie mogłam przecież jej obwiniać za swoje problemy. Nie byłam też pępkiem świata. Musiałam sobie jakoś radzić.
Ruszyłam z powrotem okrężną drogą. Chyba mimowolnie pragnęłam zajść do Chrisa, ale nie było mi to dane.
Po prostu wpadłam na Carol. I jak tu nie mieć dość wszystkich?!
Porozmawiałyśmy przez kilka chwil o głupotach, a potem totalnie zjebała mi humor.
- Co z trójkątem?
- Jakim trójkątem? - spytałam. Przeskoczyła ze swojej nowej sukienki na inny temat, w którym nie wiedziałam nawet o co jej chodzi.
- No, Ty, Chris i Damon - odpowiedziała ostentacyjnie wywracając oczami.
- Nie rozumiem Cię - że o co niby jej chodziło? Niby jaki cholerny trójkąt?
- Ym, jak nie chcesz, to nie mów. Po prostu zastanawiałam się, kiedy zechcesz ostatecznie jednego z nich spławić.
- Caroline, co Ty pierdolisz? Że kogoś mam spławić? - Nie rozumiałam jeszcze do końca o co jej chodzi. No, dobra, wszystko wskazywało na to, że ja ... Nie, nie może jej przecież o to chodzić. Mam zdecydowanie zbyt wybujałą wyobraźnię.
- Już nie udawaj - czyżby wpatrywała się we mnie z nutką złości?
- Kurwa powiedz wreszcie o co Ci chodzi! - straciłam cierpliwość i się na nią wydarłam.
- O Chrisa i Damona! Moim zdaniem to nie fair. Chris zawsze był, przyjaźniliście się, kiedy Eveline was zostawiła zbliżyliście się, a teraz kiedy na horyzoncie pojawił się bajerujący Cię Damon bawisz się nim. Zdecyduj się wreszcie!
A jednak. Moje przypuszczenia sprawdziły się. Carol naprawdę tak myślała. Skąd w ogóle wziął się ten pomysł?! Owszem, Chris zawsze był ważny, i chyba nigdy tego nie ukrywałam, ale skąd pomysł, że Damon... i że on mnie niby bajeruje? Niby kiedy?
- Carol, coś Ci się popieprzyło  - powiedziałam. Nie mogłam się powstrzymać od ironicznego uśmiechu. - Nigdy nie bawiłam się Chrisem, zawsze był i będzie dla mnie ważny. Nie mam za to pojęcia skąd wymyśliłaś sobie Damona. Przez to, że go pocałowałam? Wiem, nie powinnam, ale dobrze wiesz, że byłam wkurwiona na Chrisa, na dobrą sprawę nawet tego nie pamiętam.
- Z Damonem... Tu nie chodzi nawet o pocałunek, chociaż... Nie powiem, żeby to nie było ważne. Nie mam pojęcia dlaczego, dlaczego akurat Ty, ale jestem niemal pewna, że jesteś obiektem zauroczenia Damona.
- Daj spokój. Wmówiłaś to sobie, i teraz w to święcie wierzysz.
- Nie widzisz tego. Chyba tylko jako jedyna. On na Ciebie patrzy... inaczej. Kiedy z Tobą gada, ma takie maślane oczy. Dla Ciebie ma zarezerwowany inny uśmiech...
- Przestań już, pierdolić głupoty - przerwałam jej. Chciałam jak najszybciej się pożegnać, i dać dyla.
- Chris, i Agatha też to widzą.
- Agatha, nie widzi nic poza sobą. Nara.
Osoby Chrisa nie skomentowałam. Ruszyłam szybko przed siebie. Carol coś tam powiedziała, ale nie usłyszałam. Właściwie, to nawet nie chciałam tego słyszeć.

- Przypomnij, mi ile wynosi sinus 30 stopni?
- 1/2. Zdenerwowana?
- Skąd. Nic nie umiem, nie mam się czym stresować - odparłam. Do konkursu zostało jakieś pięć minut, pan Tanner przyszedł  się z kimś przywitać, a ja wariowałam.
- Nie przesadzaj. I tak wiem, że świetnie napiszesz.
Uśmiechnęłam się niemrawo. Chwilę potem zaprosili nas na salę.

- Mam nadzieję, że napisaliście przynajmniej na 80 procent - powiedział pan Tanner. Znowu się uśmiechnęłam. Skąd mam wiedzieć, jak napisałam? - Prawie wszyscy zostają na obiedzie. Szkoła w Worcester jest duża, i naprawdę ciekawa. Możecie, ją zwiedzić. To naprawdę dobra okazja, by poznać młodzież z innych szkół. Tam zjemy obiad - wskazał drzwi na końcu korytarza. - Traficie za godzinę?
Kiwnęliśmy głowami. Po dwóch minutach Agatha zastosowała się do słów pana Tannera i zagadała do chłopaka pod ścianą.
- Jeśli chcesz mogę Ci pokazać fajne miejsce - usłyszałam szept Damona, tuż przy moim uchu.
Kiwnęłam głową. Damon prowadził mnie labiryntem korytarzy. Po pewnym czasie wyszliśmy z budynku szkoły, na boisko. Damon skierował mnie na prawo, gdzie za płotem z siatki, było pole. Szybko przeszedł przez jakąś dziurę, a ja bezwiednie ruszyłam za nim.
- Skąd...? - kilkakrotnie chciałam po prostu spytać skąd tak dobrze się tu orientuje, ale za każdym razem przerywał mi, mówiąc, że już niedaleko.
Przez dwie minuty szliśmy przez jakąś ścieżkę. Nagle Damon się zatrzymał, a ja z impetem wpadłam na jego plecy.
Nie miałam pojęcia jak określić miejsce, do którego mnie przyprowadził. Nic specjalnego... ale jednak. A może jednak jak najbardziej specjalne?
Staliśmy chyba na małym wzgórzu. Po lewej stronie w oddali widziałam las, a bliżej wcale nie małe miasteczko. Po prawej stronie był jeden dziwaczny dom i pole kwiatów, ale jakich.
Z daleka nie było mi dane by odróżnić poszczególne gatunki. Ułożone były kolorystycznie w tęczę. Magia.
- I jak? - zapytał niepewnie Damon.
- Nieziemsko. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Ale... powiedz mi skąd znasz to miejsce?
- Każdy kto tu chodził do szkoły je zna.
Och. No tak. Takie proste wytłumaczenie.
- No tak. Przepraszam, głupie pytanie. Przecież musiałeś gdzieś być, zanim przeprowadziłeś się do Newtown.
Uśmiechnął się, zdjął kurtkę i usiadł na niej zostawiając trochę miejsca dla mnie.
Skorzystałam z niego.
- Tak właściwie, to nic nie mówisz o swojej rodzinie - powiedziałam, nieśmiało zerkając na niego. Chyba obawiałam się jego reakcji.
- Na dobrą sprawę Ty o swojej również.
- A więc chcesz posłuchać o braku rodzeństwa, rzeszach ciotek i kochanych starszych?
- Tak, ale ... Nie. Bo wtedy będę musiał się zrewanżować, a to temat o którym nie chcę gadać.
- Ach... Spoko - dałam się zbyć, chociaż... Tak, to że nie chciał o tym mówić jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość.
Siedzieliśmy przez jakiś czas w milczeniu. Myślałam. A raczej chciałam myśleć. O Chrisie, i o Damonie, chociaż nie było łatwo. Głównie dlaczego, że czułam go obok siebie. Wspominałam, wspólne wakacje, a raczej ich cień. Jak mogłam je zepsuć?! I to czym?! Pocałunkiem którego nawet nie pamiętam...
Zawstydziłam się. Nie wiem, czułam się dziwnie. Nie wyrabiałam. Miałam dziką ochotę, by się Damona zapytać jak to naprawdę było. Nie tylko z tym moim wybrykiem, o którym Carol nawet nie chciała mówić, ale całościowo. W sumie... Dlaczego miałabym nie iść na całość?
- Byłbyś tak miły, i powiedział mi, co dokładnie robiłam w wakacje? Podczas wyjazdu. No, wiesz, wtedy kiedy się nawaliłam.
Uśmiechnął się. Od razu pożałowałam, że w ogóle zapytałam.
- Bardzo mi przykro. Upiłem Cię. Nie wiem, co mnie podkusiło żeby stawiać ci alkohol.
- Daj spokój. Nie mam żalu, czy czegoś w tym stylu. To było nawet ciekawe, tyle że... nic nie pamiętam.
- Niewiele Cię ominęło. Byłaś trochę rozmowna. Przed końcem coś Cię napadło, i mnie pocałowałaś.
- Przepraszam - tylko tyle byłam w stanie wydusić. Właściwie chyba jeszcze do końca docierało do mnie, że gadam na taki temat.
- Wiesz, jak dla mnie, to nie masz za co przepraszać.
Ten szelmowski uśmiech. Miałam ochotę dać mu w twarz.
- Właśnie dlatego cię przeprosiłam.
Znowu zapadła cisza.
- Może zechcesz mi dokładnie opowiedzieć o Chrisie i Eve?
What the fuck?
- Co? I skąd...? - zaskoczył mnie.
- Mówiłem, że byłaś rozmowna.
Przypomniałam sobie. W autobusie, w drodze powrotnej, sam mnie zacytował mówiąc o ich "pieprzonym uczuciu". Świetnie. Czyli jednak byłam bardziej rozmowna niż bym chciała.
- Koniec tematu - ucięłam wymianę zdań.
Znów cisza.
- A może kompromis? - zapytał, po pewnym czasie.
Nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi, więc zrobiłam dziwną minę. Miałam nadzieję, że miałam wypisane pytanie na twarzy.
- Ja ci powiem COŚ o mojej rodzinie, a Ty mi COŚ sama wiesz o czym.
Otworzyłam usta, by wyrazić swój sprzeciw, ale przyłożył mi palec do ust.
- Weź pod uwagę, że ja już co nie co wiem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. Co miałam zrobić?
- Uff, zgoda. Ale Ty zaczynasz.
- Przeprowadziłem się niedawno do Newtown. Mieszkam z mamą na obrzeżach miasta. Wcześniej uczyłem się w tej szkole. Mama nie ma bliższej rodziny. O ojcu nie chce mówić.
Byłam zszokowana. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Przykro mi.
- Dlaczego? Jest fajnie.
Cisza. Ach, więc teraz moja kolej. Było mi trochę, no dobra bardzo głupio. Po raz, że miałam mówić nie o sobie, a o innych, po dwa, że nie chciał mówić, o rodzinie, a ja go do tego zmusiłam.
No, ale w końcu. Historię Eveliny i Chrisa znał każdy. Każdy kto był obecny w czasie jej rozgrywania.
- Ja, Evelina, i Chris jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. W pewnym okresie, ją i jego do siebie ciągnęło. Byłoby wszystko okej, ale matka Eveliny zmarła, ona się załamała. Ucieczki z domu. Złe towarzystwo. Nic nie mogliśmy poradzić. Jej ojciec też. Po pewnym czasie, wyjechała do dziadków, i tam... Jest lepiej.
Znów cisza. Chyba teraz zaczynała być stałym elementem. Spojrzałam na zegarek.
- Czy nie powinniśmy już wracać? - zapytałam.
- Jeszcze chwila. Spójrz na mnie.
Spojrzałam na niego. W te jego piękne niebieskie oczy.
- Przepraszam.
Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Już miałam go o to zapytać, gdy niespodziewanie przybliżył się do mnie.
Nasze usta się złączyły. Byłam jak sparaliżowana.
Nie dochodziło do mnie, że właśnie się całujemy. Tak, całujemy, bo ja mimowolnie oddałam pocałunek. Cały czas czułam jego obecność.
To było. Złe. Niedobre. Nieodpowiedzialne. Nieodpowiednie. Ale nie mogłam tego przerwać. Czułam coś... innego. Niepowtarzalnego. Kurde, podobało mi się to. Było ze mną naprawdę nie dobrze. Motylki w brzuchu? Czegoś takiego nie ma, ale tego nie da się inaczej opisać.
Damon. Carol. Miała rację. Musiałam to przerwać. To nie mogło być tak.
Przerwałam to, co w ogóle nie powinno się zdarzyć.
- To było... - wyszeptałam, chciałam jak najszybciej stamtąd zwiać - nieodpowiednie. Musze iść.
Ruszyłam szybkim krokiem z powrotem.
Wariowałam. Nie. Już zwariowałam. Wredny, zły, podstępny Damon. Najpierw zaczęłam z nim rozmawiać, a teraz... Że co? Że może się w nim zakochałam? Brr. Gdzie zakochałam? Co najwyżej zauroczyłam. Głupia. Nieodpowiedzialna. Źle. To nie mogło być to.
Kurwa. A Chris? Gdzie tu kolej, rzeczy?! Co to miało być? Jak mogło być tak, że nie wiedziałam co naprawdę czuje do mojego kochanego Chrisa, a za to byłam pewna, że to... Kurwa. Na dobrą sprawę, wcale go nie znałam, więc jak mógł się stać dla mnie ważny? No, kurwa, ale w ten sposób?!

2 komentarze:

  1. Heej, świetna notka, jak wszystkie ;D! Zapraszam też do siebie na infernal-story.blog.onet.pl!
    Selene

    OdpowiedzUsuń
  2. Po długiej nieobecności nn u mnie. Zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń