Wydawało
mi się, że muszę tylko postanowić coś w sprawie Chrisa. Tymczasem,
musiałam przestać myśleć o Damonie i zająć się rzeczywistością która się
skomplikowała.
To było... Nie wiedziałam
sama, jak mam to określić. Bo z jednej strony był Chris którego bardzo
kochałam, a z drugiej Damon, którego też chyba bardzo... Nie, to nie
mogło być to. To musiało być zauroczenie, czy coś podobnego, ale nie
miłość. Ale nie umiałam przekonać samej siebie. Ale
jak się do cholery mogło tak stać, że nagle od jednego pocałunku sobie
to uświadomiłam? Przypomniałam sobie „Zaćmienie” gdzie Bella, kochała
zarówno Edwarda i Jacoba, gdzie miłość do tego drugiego uświadomiła
sobie dopiero po pocałunku. Ale nie, nie mogę porównać tej sytuacji.
Pierwszą i podstawową różnicą była różnica w stosunku Ja-Chris-Edward Ja-Damon-Jacob. Z Chrisem była to miłość przyjacielska, która zaczynała
być czymś więcej, a nie była pełna namiętności jak
w książce. Damon zaś nie był moim przyjacielem, który przy okazji mnie
nie pocieszał. No, ale czego ja chciałam? Wampirów i wilkołaków? Jakby
te problemy co mam by nie wystarczyły...
Od
tamtego wydarzenia nie rozmawiałam jeszcze z Damonem.Udawałam, że nie
istnieje, że nic ważnego nie mam mu do powiedzenia. On...? Też zdawał
się mnie ignorować. Z jednej strony błogosławiłam to, że mi się nie
narzuca, ale z drugiej przeklinałam los, że teraz ma mnie gdzieś.
Tak, wiem – idiotka ze mnie.
Najgorsze
było jednak to, że wyczuwałam... coś innego w Chrisie. Tak, jakby
wiedział. O wszystkim. W sumie, to do niczego się nie zobowiązywałam,
ale i tak było mi głupio.
Dziś, kolejny raz
miałam ignorować Damona. Miałam na niego nie spoglądać, nie uśmiechać
się na jego widok. Istna głupota. Zauważyłam ostatnio, że gdy on jest w
pobliżu, robię się jakaś inna. Zaczynam głośniej rozmawiać, śmiać się,
sypać żartami. Zupełnie bez sensu. Chciałam tylko pokazać mu, jaka
jestem fajna, jednocześnie chcąc powiedzieć, że mnie nie obchodzi,
ot,takie zobacz co tracisz.
Weszłam do szkoły
i skierowałam się do szatni. Tam,czekał na mnie Chris. Uśmiechnęłam się
do niego. Odwzajemnił uśmiech, ale wtedy bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej zdawało mi się, że przejrzał mnie na wylot.
Poszliśmy
razem pod salę chemiczną, rozmawiając o tym jak nam minął weekend.
Doszliśmy do wniosku, że nawet nieźle, bo mimo okropnej pogody (jak na
końcówkę listopada przystało), spędziliśmy go w doborowym towarzystwie.
Jak zwykle bardzo miło nam się gadało, o tym co robiliśmy wspólnie –
mianowicie w sobotę byłam u niego w domu na partyjce szachów, zaś w
niedzielę on wpadł do mnie na szarlotkę mojej mamy. Tak, racja –
jesteśmy naprawdę zryci, ale czy to nasza wina? Zresztą, i ja i on,
uwielbiamy się tak droczyć...
Lekcja minęła
zresztą dosyć szybko. Tak to jest zazwyczaj gdy ma się tylko pięć
lekcji... Na informatyce cały czas zastanawiałam się czy skontaktować
się z Eveliną odnośnie mojego... ach moich problemów. Sama w końcu sobie
do końca rady nie dawałam, ale w głębi serca nie wierzyłam również, że
ona będzie w stanie mi pomóc... Ugh, olać to.
Gdy
zadzwonił dzwonek, wzięłam plecak i ruszyłam z klasy. Może trochę zbyt
szybko, popędliwie. Ale komputer zgasiłam przed końcem, więc dlaczego
miałam się powstrzymywać?
Oczywiście drzwi
były za ciasne, by mogły przejść dwie osoby. Oczywiście musiałam na
kogoś wpaść. Oczywiście tym kimś był Damon.Cholera.
Spojrzałam
na niego. No kurde. Zupełnie odruchowo.Zupełnie przez przypadek
patrzyłam w te jego nieskazitelnie niebieskie oczy przez kilka sekund. A
najgorsze było to, że on też patrzył na mnie. Halucynacje.Halucynacje.
Nie, nie halucynacje. Nie znam się na mowie ciała, nie potrafię
odczytywać emocji z oczu. Nie mogłam w jego oczach widzieć pewności
siebie,powagi, smutku. A może nie chciałam widzieć? Może chciałam
zobaczyć miłość,zafascynowanie, radość, coś w tym stylu? Pięknie.
Nadawałam się do czubków.Powinnam się leczyć.
Ostatnią
lekcją miał być angielski. Tylko 45 minut i będę mogła polecieć do
domu, włączyć muzykę przytulić się do poduszki, i trochę porozmyślać.
Czasami te rozmyślania były pełne łez, choć nigdy nie potrafiłam
konkretnie sformułować powodu z jakiego beczę.
Chris
zwolnił się z angielskiego, i poszedł poprawiać ostatni sprawdzian z
historii, więc miałam siedzieć sama. Zauważyłam jednak, że obok Caroline
jest puste krzesło, więc siadłam obok niej.
Nadal była na mnie
obrażona, choć zdecydowanie mniej. Nie miałam jeszcze okazji przyznać
jej racji. Chociaż właściwie... z dnia na dzień coraz bardziej byłam
pewna, że albo to sobie wymyśliłam, albo to był jakiś głupi zakład...
Pani
Blackwood zaczęła tłumaczyć, a później zadała ćwiczenia. Sama zaś
zajęła się sprawdzaniem naszych klasówek. Już miałam zacząć robić, gdy
zauważyłam na stoliku zaadresowaną do mnie karteczkę.
„Myślałam, że nie potraktowałaś mnie poważnie. C”
Carol?
Nie zauważyłam jakby cokolwiek pisała, ale w promieniu kilku osób ode
mnie był jeszcze tylko Colin, którego o coś podobnego nawet nie
śmiałabym podejrzewać. Z treści też wynikało, że to była Caroline.
„Nadal uważam, że masz zbyt wybujałą wyobraźnie” –wyskrobałam, po czym zagięłam kartkę.
Carol omal się na nią nie rzuciła.
„Głupia jesteś. Zerknij sobie jak na Ciebie patrzy. Nawet teraz”
Co?
On się na mnie patrzy? Zdawało się, że moje serce przyspieszyło, ale
zaraz się ostudziłam. Carol ponownie zabrała karteczkę by coś dopisać,
ale teraz po głowie chodziła mi myśl by sprawdzić, czy rzeczywiście tak
jest. Czy rzeczywiście na mnie patrzy.
Upuściłam długopis, by poleciał odrobinę do tyłu, bym śmiało mogła się odkręcić i na niego spojrzeć.
Kurde.
Caroline miała racje. Siedział, i patrzył, raczej na pewno na mnie. W
końcu się zmieszał, gdy ja na niego spojrzałam. Istniała zapewnie
jeszcze inna możliwość ale nie dopuszczałam jej do siebie.
Tym
razem dojrzałam tylko smutek, rozczarowanie...tęsknotę? Przesadzałam.
Naprawdę powinnam była udać się do psychiatry.Tymczasem Carol znowu
podsunęła mi karteczkę.
„Myślałam, że skoro tak się unikacie, to powiedziałaś mu,by na Ciebie nie liczył bo nic z tego nie będzie”
Ach,
więc my się unikamy? To było aż tak oczywiste? Z drugiej strony,
Caroline mimo, że była tylko postronnym obserwatorem, to trafiła w samo
sedno. Unikałam go, powiedziałam mu, że to zmierza w złym kierunku.
Ale co ja miałam jej odpisać? Prawdę? O tym, co się wydarzyło? Nie byłam w stanie...
„Na co niby miałby liczyć? Zresztą, czy musimy drążyć ten temat?”
„W takim razie nie było sprawy.”
Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że to już koniec tematu,ale dostałam jeszcze jedną karteczkę od której zgłupiałam.
„Co do informatyki - Jeśli przyłapał Cię, że na niego patrzysz – pamiętaj on też na Ciebie popatrzył”
Boże, co ona ma na myśli do cholery?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz