sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 7 - Totalny koniec

Czułam się okropnie. Strasznie. Taka odizolowana. Caroline była tak jakby na mnie trochę obrażona, ale na szczęście po tygodniu jej przeszło. Chrisa, nawet gdyby, nie było tego, co było i tak bym z domu nie wyciągnęła, ale ta świadomość, była najgorsza. Nie miałam pojęcia, czy się pogodzimy, a już czułam się tak jakbym straciła go na zawsze. Było nawet gorzej, niż kiedy Evelina nas zostawiła. Wtedy byliśmy razem, wspieraliśmy się nawzajem, a tu... Carol, to jednak nie było to samo.


Zaczęła się trzecia klasa liceum, ostatni rok, tu, w tej szkole. Jakimś cudem przestałam się przejmować pewną osobą. Chcąc nie chcąc zdałam sobie sprawę, że to on zaczął tą pieprzoną grę. Najpierw tajemnice, później nad ogniskiem, w końcu się przesiadł na własne życzenie. W końcu to ja byłam babą, ja mogłam mieć humory. Ja byłam zawsze humorzasta, pewna siebie, w pewnym sensie pusta, próżna, a już na pewno obrażalska. Ostatnio te cechy u mnie jakby zanikły, więc najwyższy czas było powrócić do "starej" Elizy.
Bardziej przeczuwałam, że 1 września Chris znowu ucieknie z naszej starej, wiekowej miejscówki - trzeciej ławki pod oknem, dlatego postanowiłam również się przenieść. Niestety bez uśmiechu na twarzy doszłam do wniosku, że się nie pomyliłam. Nasza... Moja kochana ławeczka stała pusta. Carol, rzecz jasna rzucała mi pytające spojrzenie, ale je zignorowałam. Dosiadł się do mnie Mike, co przyjęłam nawet z wdzięcznością. Przynajmniej ktoś taki jak Damon, nie miał możliwości ewentualnie zająć miejsca obok mnie. Mimo tego, że byłam cholernie zła na Chrisa, było mi cholernie smutno. Bez niego czułam się cholernie dziwnie. Cholera, dlaczego go nie ma obok mnie?



Tak minął pierwszy tydzień roku szkolnego. Dosyć często myślałam o Chrisie. O Damonie niestety też, ale zdecydowanie ten pierwszy dużo częściej pojawiał się w moich myślach. Znałam go od przedszkola, przyjaźniliśmy się od lat. Od zawsze najlepszy przyjaciel. Od niedawna, miał być kimś innym. Po co starałam się to zmieniać? Mogło być jak dawniej. Już sama nie wiedziałam kiedy zaczęła się ta gra. Nie byłam może zbytnio towarzyska, ale Chris był zawsze i mi wystarczał. A teraz? Czułam pustkę, chociaż stałam w tłumie ludzi, i każdy wyciągał do mnie rękę. Damon, albo się opanował, albo zmienił taktykę. W zasadzie, nie odzywał się do mnie za często, tylko się gapił, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do tego nachalnego wzroku. Łapy też trzymał przy sobie, gadał w obecności większości i na różne tematy, więc miałam go w zasadzie gdzieś.
Może na tej przeklętej domówce u Mike'a wreszcie, choć na chwilkę zapomnę o tym wszystkim? - myślałam. Uwielbiałam zabawę. Domówki - zawsze w obecności Chrisa, były udane. Ta miała być pierwszą bez niego. Nie miałam pojęcia, co ja będę tam robić, jak tam wytrzymam.
Ubrałam się w czarne dżinsy i czarny top, zakończony koronką. Narzuciłam na to biały sweterek i zrobiłam makijaż. Miałam nadzieję, że przez to poczuję się lepiej. Zupełnie, jakby czarna obwódka wokół oczu mogła to sprawić! Oszukiwałam samą siebie, i nie miałam ani najmniejszej ochoty (ani pomysłu) by to zmienić.
Dzisiejszy wieczór miał być dość ciepły, więc zabawa toczyła się głównie na dworze. Mike przywitał mnie przy furtce. Zamieniliśmy kilka zdań, i wskazał mi miejsce, gdzie powinnam znaleźć Carol.
Nie dane mi było jednak do niej dotrzeć. Zostałam zgarnięta przez Monicę do stołu z przekąskami, a później przez Jack'a do tańca. Nie miałam pojęcia, jak w ogóle zdołał mnie wyciągnąć na ten przeklęty parkiet. Wszystko działo się tak szybko. Nie zdążyłam się sprzeciwić. Do mojego mózgu zbyt wolno docierały jakiekolwiek informacje. Na dobrą sprawę nie dotarła do mnie nawet nazwa tego utworu. Zdawałam się być skonfundowana. Do tego stopnia, że dopiero po kilkudziesięciu sekundach zauważyłam, że "był odbijany" i tańczyłam z Damonem.
Och, trudno. Już z nie będę taką suką i z nim zatańczę. Co z tego że za nim nie przepadałam? Ostatnimi czasy, był dosyć normalny, właściwie nawet przestał mnie irytować. A co najważniejsze - teraz był, i wszystko wskazywało, że w jego towarzystwie mogę się dobrze bawić.
Melodia zdecydowanie zwolniła, a mój partner dość szybko mnie objął. Nie oponowałam. Zamknęłam oczy, skupiając się na słowach jednej z moich ulubionych piosenek. : Like hate and love, World's apart, This fatal love was like poison right from the start...* Mój mózg zdawał się nie myśleć, po prostu tańczyłam. Wydawało mi się, że byliśmy za blisko siebie. Damon się nie odzywał. Może właśnie dlatego po części skupiłam się na jego niepowtarzalnym zapachu. Po raz pierwszy też zdałam sobie sprawę, że ma delikatne dłonie.  
- Odbijany - usłyszałam. Z przerażeniem otworzyłam oczy. Nie mogłam uwierzyć. Nie spodziewałam się, że usłyszę TEN głos. Głos Chrisa. Sekundę później to on prowadził taniec.
Nie wiedziałam czego się spodziewać. Był spięty. Patrzył prosto przed siebie, totalnie ignorując to, że się w niego nachalnie gapię. Ach, czyli ma mnie gdzieś. To po cholerę chciał ze mną zatańczyć?!
Gdy skończyła się piosenka, bez słowa mnie zostawił.
CO TO TO NIE!
- Czekaj! - wrzasnęłam, gdy zbyt szybko się oddalał. Mój krzyk oczywiście przysporzył mi gapiów, ale nie zwracałam na nich zbytniej uwagi. Byłam skupiona na doganianiu Chrisa, co wbrew pozorom nie było takie łatwe. Już myślałam, że go zgubiłam, ale zanim zniknął zauważyłam, że wchodzi do domu. Zaraz potom zorientowałam się, że wszedł do pomieszczenia na końcu korytarza. Wparowałam tam za nim.
Chris stał tyłem do drzwi, a wiec i do mnie, oparty o kuchenny blat.
A ja byłam w stanie tylko patrzeć. Patrzeć, na osobę  która była dla mnie niedostępna. Patrzeć, na osobę, która po prostu nie chce mnie widzieć.
Ale ja nadal wpatrywałam się w jego plecy, i nie mogłam przestać.
Musiało to wyglądać dość komicznie. Kątem oka zerknęłam, że kilka osób, które wcześniej było w kuchni, wyraźnie czuło się nieswojo.
Chris odwrócił się. Nie byłam pewna jaki przedział czasu minął. Całość nie mogła trwać dłużej niż pięć minut, ale ja czułam, jakby minęła co najmniej godzina.
Nigdy nie widziałam by patrzył takim wzrokiem. Bez wyrazu. Bez uczuć. Patrzył na mnie, a ja nie mogłam znieść tego spojrzenia, ani odwrócić wzroku.
- Wypad - niemal warknął, na wszystkich obecnych w kuchni. Usłyszałam, że wychodzą. Nie miałam ani sił, ani ochoty, by zerknąć w tamtą stronę.
- Chris... - wyszeptałam delikatnie. Nie miałam pojęcia, co mam powiedzieć, co mam zrobić. Jego oczy nadal mnie hipnotyzowały. 
- Czego chcesz? - znów ten niemiły ton. Przestał się we mnie wpatrywać, i chyba głównie tylko z tego powodu, mogłam zacząć znowu myśleć.
Czego chciałam? Nie wiedziałam. Czego się do cholery spodziewałaś idiotko?
- Ja pierdole - pokręciłam głową z własnej głupoty. Nic sensownego bym mu nie odpowiedziała. Po prostu ten zwrot wpadł mi do głowy, chociaż wiedziałam, że to nawet w najmniejszym stopniu nie jest odpowiedź na jego pytanie.
- Kurwa, jak ja nie lubię, gdy przeklinasz! - wycedził, przez zaciśnięte zęby.
Straciłam całkowitą orientację.
- Hah, a to przed chwilą, to co było?!
- Ja pierdole.
Nie odpowiedziałam. Osunęłam się na najbliższe krzesło i postanowiłam szybko przeanalizować sytuację.
Chris nigdy aniołkiem nie był. 
Doskonale wiedziałam, że kilka razy wrócił do domu nawalony. W każdej chwili, mogłam wskazać miejsce, gdzie zapalił swojego pierwszego papierosa. Byłam pewna, że zna wulgaryzmy, i je stosuje, ale pierwszy raz w tak ostentacyjny sposób użył ich przy mnie.
Zdawał się zawsze pilnować, bym nie zeszła na złą drogę, ale po wyjeździe Eveliny nie dał rady. Starał się mnie hamować, a teraz...
Wniosek - przesadziłam. Nie wiedziałam, jakim cudem, ale wszystko wskazywało na to, że to był totalny koniec. Koniec jego opieki nade mną. Koniec jego obecności. Koniec naszej przyjaźni.
Świetnie idiotko. Zjebałaś wszystko. Wszyściuteńko.
- Zresztą - zaczęłam. Było mi wszystko jedno - co Cię w ogóle obchodzi to czy przeklinam, czy nie? W bardzo miły sposób zerwałeś ze mną kontakt.
- Pięknie. Już nie pamiętasz?! Skleroza w tym wieku?! Czy to kurwa nie za wcześnie?! - powiedział, a raczej wykrzyczał. Sarkazm w jego głosie, był zdecydowanie więcej niż wyczuwalny.
- Tak?! To co ja niby takiego zrobiłam?! - doskonale wiedziałam, o co mu chodzi, ale nie zamierzałam, mu nic ułatwiać.
- Byłaś taka pijana, że już nie pamiętasz?!
- Mam Ci przypomnieć kurwa kto zaczął?!
Był zły. Widziałam to. Cała jego twarz, jego postawa wyrażała właśnie to uczucie.
Nie odpowiedział. Czyżby skapitulował?
Miałam dość. W mojej głowie, pojawił się najgłupszy pomyśl na świecie. No, ale jeśli mieliśmy nigdy się nie pogodzić, i to miał być ostatni raz w naszym życiu...
Bardzo mocno się do niego przytuliłam. Właściwie, rzuciłam, ale miałam to gdzieś. Chciałam się tylko... pożegnać? Ostatni raz? By mnie choć przez chwilę nie odepchnął?
Niczego nie oczekiwałam. Niespodziewany odruch. Niespodziewany gest.
Równie niespodziewanie odwzajemnił mój uścisk.
- Przepraszam... - z naszych ust niemal jednocześnie wydobył się cichy szept.
Nic nie rozumiałam. Nic nie wiedziałam. W szczególności co będzie teraz. Po prostu byłam w jego ramionach, i to było najważniejsze. Nic innego się nie liczyło.



****The Rasmus - October & April

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz