sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 6 - Skutki

Obudziłam się w nieznanym pomieszczeniu. Miałam na sobie te same ubrania co wczoraj, za to pod głową miałam poduszkę, i opatulona byłam cieplutkim kocem. Podniosłam głowę. Zobaczyłam Carol, stojącą do mnie tyłem.

Dopiero teraz zaczęłam kojarzyć fakty. Ostatnie co pamiętałam, to kolejny... może trzeci, a może dziesiąty drink w barze. Strasznie napierdalała mnie głowa. Denerwował mnie odgłos przesuwanego przez Carol naczynia.
- Przestań - wychrypiałam. Mój głos brzmiał strasznie dziwnie.
Odwróciła się do mnie wzięła szklankę wody i dwie tabletki. Bez słowa mi je podała, po czym wyszła. Leżałam na łóżku, rozkoszując się ciszą. Carol nie wróciła, zresztą to mi było nawet na rękę, bo nie chciałam nikogo widzieć. Wyjadałam nasze zapasy, ze wspólnej lodówki, a pod wieczór wyszłam na balkon. Zastanawiałam się, czy nie obraziłam przypadkiem Carol, ale póki jej nie widziałam nie mogłam jej o to spytać.

Położyłam się wcześnie, więc i wcześnie wstałam. Z ulgą ujrzałam Carol na sąsiednim łóżku. Póki spała poszłam wziąć gorący prysznic. Z wczorajszego kaca, nie zostało ani śladu. 
Gdy wyszłam akurat wstała. Mruknęłam "hej", ona też coś odpowiedziała. Myślałam, że nici z rozmowy, gdy nagle, w połowie drogi do łazienki, zawróciła. 
- Dlaczego? - zapytała.
- Wiem, nie powinnam była pić, ale... - zaczęłam.
- Nie o to pytam.
Zbiła mnie z tropu. Co ja do cholery takiego zrobiłam?
- O co Ci chodzi? - spytałam niepewnie.
- Rozumiem, mogłaś być trochę podłamana, po ... ym... POKAZIE na ognisku, widziałam Twoją minę, ale... tak prowokować? Teraz przy okazji, Agatha jest wściekła, i wiesz, na pewno coś z tego wyniknie.
O kurwa. Co ja odwaliłam?
- Co zrobiłam? Nic nie pamiętam. - powiedziałam grobowym tonem.
Carol spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Spojrzała w sufit.
- Całowałaś się z Damonem.
ŻE CO?
- To co słyszałaś - czyżbym naprawdę powiedziała, a raczej wykrzyczała to na głos?
- Pierdolisz - mój głos był bez wyrazu.
- Skoro mi nie wierzysz, możesz zapytać innych.
- INNYCH?! - nie dowierzałam.
- Ym, widziała to prawie cała klasa.
- O kurwa - spieprzyłam wszystko. Zaraz... Ostatnia nadzieja - Chris też?
Kiwnęła głową.
No to zjebałam sprawę.
Jak do cholery mogłam się całować ze znienawidzonym przeze mnie Damonem? No, kurde jak?!
Carol poszła do łazienki, a ja stałam jak sparaliżowana.

Gdy zeszłyśmy razem na śniadanie, przez moment wszyscy zatrzymali wzrok na mnie. Wszyscy oprócz Chrisa. Przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili większość się opanowała. Większość, bez Agathy i oczywiście... Damona.
Postanowiłam to zignorować. Po śniadaniu, byłam niemal pewna, że Damon rusza w moją stronę. Potwierdzała to kopiąca mnie pod stołem Carol. Nie wiedziałam jakim cudem, ale udało mi się zwiać.
Ze zdumieniem zauważyłam, że Agatha obrała inną taktykę niż zabijanie mnie wzrokiem. Postanowiła po prostu mnie pilnować. Wszędzie się za mną wlokła. Oczywiście, rozmawiała tylko z Carol i resztą, ale za to skutecznie odstraszało Damona. Chris za to cały czas trzymał się na uboczu, i prawie z nikim nie rozmawiał. Miałam ochotę się wychłostać. Jak mogłam doprowadzić do takiego stanu?!

- W powrotnej drodze będziesz siedzieć obok Damona.
O mało nie zakrztusiłam się wodą, którą właśnie piłam.
- Co proszę?!
- Uznałam, że powinnaś wiedzieć - powiedziała Carol. - Chris poprosił mnie, o dyskretną zamianę miejscówki, miałam spytać Mike'a, ale Damon to słyszał i zgłosił się na ochotnika.
- Ja pierdolę.
- Nie mam pojęcia, co zamierzasz teraz zrobić.
- Zamierzałam w drodze powrotnej pogodzić się z Chrisem.
- Chyba nie zamierza Ci tego ułatwiać.
- Wybaczy? - Nie mogłam się powstrzymać, by nie zadać tego pytania. Musiałam wiedzieć. Bałam się tego. Zależało mi na Chrisie. Jak mogłam to spieprzyć?
- No jasne. Święci nie jesteście. Musicie to sobie przetrawić.
Oby.

W dzień wyjazdu doszłam do wniosku, że to był zjebany pomysł. Co mnie podkusiło? Mogłam porwać Chrisa na kilka dni, a do tego całego cyrku po prostu by nie doszło.
Siedziałam za to wpatrzona w szybę, ze słuchawkami w uszach. Raczej poczułam, to, że Damon siada obok mnie. Czy mi się wydawało, czy nikt nie rozmawiał? Powinnam przecież słyszeć śmiechy, gwar, przecież wyjazd się kończył. Dyskretnie zdjęłam jedną słuchawkę, ale upewniło mnie to w przekonaniu, że jest za cicho.
Dopiero po pewnym czasie, ludzie zaczęli rozmawiać. Ciekawiło mnie co się wcześniej działo, ale nie miałam najmniejszej ochoty tego sprawdzać. Poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Damon. No tak.
- Czego chcesz? - spytałam.
- Pogadać.
- O, to ja dziękuję. - Już miałam się całkowicie odizolować, ale odrobinę mnie zaciekawił.
- O tamtym dniu.
Pomyślałam zaciekawił? Raczej powinnam była uznać, że totalnie zjebał humor.
- Zapomnij.
- Hah, nawet nie jesteś ciekawa, co takiego wygadywałaś?
Osz, kurwa? Co ja plotłam?
- Co takiego? - powiedziałam słabym głosem.
- Uspokoję Cię. Mówiłaś o Eveline, Chrisie... ich pieprzonym uczuciu. I tak nic nie zrozumiałem. Martwi mnie tylko jedno.
Uniosłam brwi.
- Czy naprawdę aż tak mnie nienawidzisz? Czy naprawdę uważasz, że wszystkie twoje problemy zaczęły się od mojego przyjazdu?
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Sama nie wiedziałam, co właściwie mnie w nim irytuje. Hah, nie wiedziałam? Dobre sobie. Od razu sobie przypomniałam.
- Nie lubię Cię. Za bardzo mnie irytujesz. I przez Ciebie mam kłopoty, na przykład teraz - odpowiedziałam. Trochę dziwnie się czułam utrzymując z nim, od dłuższego czasu kontakt wzrokowy.
- Co Cię we mnie irytuje? - Spytał, unosząc kąciki swoich ust ku górze.
- Po prostu. Może jak bardziej się zastanowię, będę mogła Ci to odpowiedzieć, ale teraz, tak po prostu jest.
- Dobrze, przypomnę się za jakiś czas. A kłopoty masz na własne życzenie.
- Hah, dobre sobie.
- To Ty mnie pocałowałaś, nie ja Ciebie.
Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha.
- Jaja sobie robisz?
- Mówię poważnie.
Złapałam się za głowę, i przymknęłam oczy.
- Byłem bardzo zaskoczony. Nie spodziewałem się. Uwagi czy pozytywnie, czy negatywnie zostawię dla siebie - kontynuował.
Miałam ochotę mu zajebać, ale się powstrzymałam.
- Zapewne się do mnie łatwo nie przekonasz. Może z czasem polubisz. Ale nie myśl, że przestanę się na Ciebie gapić. I... hym... 
- Nie kończ - tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Do końca podróży, nie odezwaliśmy się do siebie już ani słowem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz