Całowałam go, a on całował mnie. Nie docierało do mnie to, co się przed chwilą stało. Mój umysł na siłę starał się znaleźć kłamstwo w jego słowach. Ale nie znalazłam. Mimo to, czułam, że nie powinnam... Chciałam, naprawdę z całego serca chciałam, by to wszystko się spełniło, ale paraliżował mnie strach. Bałam się, że znowu się zawiodę, że to tylko chwilowe. Sam Damon wyczuł zmianę w moim nastawieniu, przerywając pocałunek.
- Coś nie tak? - zapytał.
I co miałam mu odpowiedzieć? Patrzył na mnie, tymi swoimi zabójczo niebieskimi oczami, które tak kochałam. Jak miałam mu jednak powiedzieć, że to nie ma sensu?
- Daj mi pomyśleć... - poprosiłam - potrzebuję czasu, by to sobie wszystko poukładać.
- Zastanawiasz się jak stąd wyparować, prawda? - pytanie Damona powinno być jadowite i złośliwe. Nie było. Czy aż tak dobrze mnie znał? - Zawsze planujesz, przewidujesz tysiące możliwości. Daruj sobie to, bo od życia dostaniesz akurat to, czego kompletnie się nie spodziewasz.
Miał rację. Zawsze tak było. A przynajmniej zawsze, gdy chodziło o niego. Doskonale o tym wiedział.
- Masz rację. Byłeś najpoważniejszym błędem mojego życia. Nie żałuję, tego błędu. Być może będę tego żałować, ale... Myślę, że nadal cię kocham. Z tym, że nie mam ochoty, kolejny raz się zawieść. Dlatego nie wejdę drugi raz do tej samej rzeki - powiedziałam, uciekając od niego. Jego bliskość nie wpływała na mnie dobrze. Traciłam całą pewność siebie. Teraz, gdy dzieliła nas większa odległość znowu mogłam myśleć racjonalnie. Chociaż odrobinę.
- Ludzi nie kocha się za to, że są doskonali, tylko pomimo to, że tacy nie są. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że popełniłem masę błędów. I o wiele więcej pewnie jest ich przede mną. Ale dla mnie istnieje tylko jedna, jedyna osoba, od początku do końca. Nikt inny nie pasuje. Nikt inny nie trafia do mojego serca w ten sposób i żyje w nim. Tą osoba jesteś ty. Ja... Chcę żyć z tobą, a nie tylko istnieć gdzieś pośród tysięcy innych ludzi, którzy znaczą dla ciebie tyle co nic.
- Damon... - tyle chciałam mu powiedzieć, tyle sprzecznych słów... Ale skoro podjęłam już decyzję, to postanowiłam się jej trzymać. - Nigdy nie przestałam cię kochać. Ale to nic nie zmienia. Nie dajesz mi tej pewności, której potrzebuję. Jesteś jedną, wielką niewiadomą. I chociaż widzę cię w swoim życiu, to nie widzę cię przy sobie.
Bolało. To, że musiałam to powiedzieć. Wybrałam tą drogę i już jej nie zmienię. Rozum mówi, że postąpiłam słusznie. Serce, że jestem idiotką.
- Dam Ci tę pewność, której potrzebujesz - powiedział. Patrzył mi cały czas w oczy, a ja widziałam w nich swego rodzaju zaciętość i upór. Klęknął, wyjmując z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem - Elizo, czy zostaniesz moją żoną?
- Nie - odpowiedziałam speszona. Nawet się nie zastanawiałam. Nie chciałam być żoną. Owszem, kiedyś, to był jeden z pierwszych punktów na mojej liście, ale teraz moje priorytety wyglądały zdecydowanie inaczej.
- Kocham cię Elizo - powiedział poważnym tonem, świdrując mnie swoim wzrokiem. Znowu nie mogłam się ruszyć, a on wstał i nieuchronnie przybliżał się do mnie. Za dużo się dziś wydarzyło. Traciłam siły. - Wiem, że też mnie kochasz - kontynuował. - Czułem to w twoim pocałunku, czuję to w twojej postawie, usłyszałem to w twoich słowach. Dlatego nie poddam się. Codziennie będę walczył, byś zmieniła swoją postawę, codziennie będę walczył o to, byś zaufała mi na nowo. Codziennie będę walczył, byśmy stworzyli rodzinę. Codziennie, będę walczył o nas.
***
Udało mu się. Nie wierzyłam w to, że może być uparty bardziej ode mnie. Ale jednak. Codziennie spędzaliśmy razem godziny. Nie zawsze miałam na to ochotę, szczególnie, gdy zorientowałam się do czego dąży z takim uporem. Ale zasłaniał się Jamie'm a ja nie mogłam odmówić mu widywania się z synem. Można powiedzieć, że poznawaliśmy się na nowo. Te pierwsze miesiące to był taki etap standardowego zabiegania, którego nie mieliśmy za pierwszym razem, gdy od razu wiedzieliśmy, że to to. Wiecie, przynosił kwiaty, czekoladki, wypożyczony film. Przez długi czas nie było między nami bliskości. Uciekałam od niej, przy każdej nadarzającej się okazji. Na powitanie nie było ani buziaka, ani przytulenia, ani uścisku dłoni. Cześć i tyle. Gdy na spacerze Damon próbował musnąć swoją dłoń moją, natychmiast się izolowałam. Pierwszy, jako taki większy kontakt zaistniał między nami dopiero trzy miesiące później. W moje imieniny Damon po prostu pocałował mnie w policzek składając życzenia. Nic więcej. Ale to było bardzo dużo, uwierzcie. To wtedy opadła moja bariera, może nie do końca, ale od tego momentu Damonowi było o wiele łatwiej się do mnie przebić. Przestał mnie irytować tym, że chce się zbliżyć. Sama zaczęłam odczuwać potrzebę jego bliskości. Do tego stopnia, że to ja zainicjowałam kolejny pocałunek. Dobra przyznaję się - kolejny miesiąc później, i dość króciutki, ale za to pełen uczucia.
Nie rozdrapywaliśmy w rozmowach tajemnic Damona, puściliśmy w niepamięć moje kłamstwa i niedopowiedzenia związane z ciążą. Poznawaliśmy się na nowo, obdarzyliśmy nawzajem zaufaniem, niezależnym od tego, co działo się w przeszłości.
Ta taktyka dała radę. Kiedy po skończonym roku akademickim wracaliśmy do Newtown, można by śmiało uznać, że byliśmy parą, chociaż takie sformułowanie nie zawisło w żadnej naszej rozmowie. Nie byliśmy w związku. Przynajmniej z mojej perspektywy. Na upartego nazywałabym to w tamtym okresie spotykaniem się bez zobowiązań. Chociaż żadnych łóżkowych spraw nie było i bynajmniej nie z mojego powodu. Podejrzewam, że gdyby chciał, to nie miałabym obiekcji, ale to tylko moje gdybanie, gdyż najzwyczajniej w świecie mnie do łóżka nie zaciągał. Ja sama nie miałam w sobie tyle odwagi i pruderii by ten temat w ogóle zaczynać.
No tak, bo w sumie, to Damon miał inny, główny cel - chciał mnie zaciągnąć pod ołtarz. A ja broniłam się ze wszystkich sił rękoma i nogami. Nie było dnia, by nie zadał mi pytania o małżeństwo. Robił to na tysiące sposobów, podczas romantycznych kolacji, spacerów, w kinie, w autobusie, podczas codziennych czynności, no, wszędzie. Codziennie o to pytał. I codziennie dostawał taką samą odpowiedź.
Wiecie, to dziwne, ale nigdy nie czułam w jego oczach zawodu. Zawsze miał tą samą, poważną minę, gdy chował pierścionek. A przecież nie raz pytał mnie o to w obecności innych ludzi. Mi wówczas było trochę głupio, ludzie patrzyli na niego współczującym wzrokiem, a on nic. Ciągle ta sama reakcja. Wtedy myślałam chyba, że albo to przybrana maska pokerzysty, albo po prostu skrycie cieszy się z mojej odmowy. Teraz po prostu mam wrażenie, że on wiedział. Wiedział, że prędzej czy później się zgodzę.
Tak, zgodziłam się. Chociaż nie miałam takiego zamiaru. Dobrze mi było tak jak było. Naprawdę. Odpowiadało mi to, że on jest, ja jestem, nie ma nic jasno określonego między nami. Wiecie, jakby się jednak nie udało, to może nie było by tak szkoda. Dlatego odmawiałam raz po raz, a wierzcie mi - gdy przyjechaliśmy do Newtown było jeszcze gorzej - odmawiać przy moich rodzicach, czy przy całej jego rodzinie (to była totalna masakra, Chris i Eve zaręczyli się, a kochany pan Waither zażartował kiedy kolej na Damona, po czym on wstał i znowu poprosił mnie o rękę).
I w tym momencie pojawi się dygresja - uważajcie na przyjaciół. Gdy moja kochana Eve zorientowała się o co chodzi, to oczywiście poszła radzić Damonowi co powinien zrobić, bym się zgodziła. Uwierzycie? No pewnie, znając Eve można się było tego spodziewać. Mój żal (chociaż nie trzymałam go w sobie zbyt długo) właściwie nie brał się stąd, że moja najlepsza przyjaciółka próbowała uszczęśliwiać mnie na siłę, ale z tego co ona właściwie radziła Damonowi zrobić. Ten mały chochlik kazał mu zrezygnować. Powiedziała mu, że gdy przestanie się o mnie starać to sama o niego zawalczę. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak wściekła byłam, gdy usłyszałam jej radę! (Wszystko słyszałam przez elektroniczną nianię). No, ale Damon się do tego nie zastosował. Właściwie, to to co wtedy powiedział w głównej mierze sprawiło, że się zgodziłam. Powiedział Eve, że nie zrobi tego, bo obiecał mi, że będzie codziennie o nas walczył. Powiedział, że dotrzyma słowa.
Mam nadzieję, że nie dałam mu nigdy po sobie poznać, że wiedziałam o rozmowie jego i Eve. Chociaż nawet jeśli, to wniosek i tak i tak jest ten sam. Musiałam do tej decyzji dojrzeć. Po prostu. Mimo to, od momentu w którym podjęłam decyzję, że powiem tak, jeszcze kilkanaście dni mówiłam mu nie. Mimo wszystko chciałam by było wyjątkowo. Damon co rusz robił jakieś ciekawe akcenty, ale zawsze zostawało jakieś ale.
Tamtego dnia, spałam u Waitherów i zostałam obudzona tym pytaniem z naręczem czerwonych róż. Było bardzo miło, ale jak zwykle z uśmiechem całkowicie nie adekwatnym do sytuacji odmówiłam. Pamiętam, że kilka dni wcześniej postanowiliśmy, że zostajemy tu na stałe. Skoro już nie uciekałam ani od Damona, ani od Chrisa, a tęskniłam za bliskimi nie widziałam powodu by nie zostać w miejscu, które uważałam za dom. Zmieniłam uczelnię i przeniosłam się na zaoczne studia, Damon zaczął pracę w firmie ojca. Sama też się za czymś rozglądałam, a praca na pół etatu w szkolnej bibliotece wydawała mi się wręcz idealna. Damon mi towarzyszył na rozmowie i jako pierwszy pogratulował zdobycia pracy. Od kilku dni starał się mnie przekonać, bym zamieszkała z nim w domu jego mamy, ale zdecydowanie odmówiłam. Chociaż jego mama była wspaniałą kobietą, miałam wrażenie, jakbym w jej oczach co rusz krzywdziła jej synka. I właśnie podczas normalnej codziennej rozmowy, pomyślałam sobie, że już czas. Nie planowałam tego, ale gdy minęłam to miejsce, gdzie go pierwszy raz zobaczyłam po prostu się zatrzymałam. "-Co jest? Coś się stało?" - zapytał. A ja nadal stałam w tym miejscu, upewniając się w przekonaniu, że nastał ten moment. "Pomyślałam, że teraz mógłbyś mnie o coś zapytać" - odpowiedziałam. Potrzebował kilku sekund by to do niego dotarło. Ale, gdy już się zorientował, skojarzył miejsce, i odpowiedź, którą zaraz usłyszy... Nigdy wcześniej nie widziałam, by jego oczy aż tak się śmiały.

Genialnie napisany rozdział!! Czytając czułam każdą emocję bohaterów. Idealne zakończenie całej historii :) Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze, może w innej tematyce. Nie powinnaś marnować takiego talentu pisarskiego ;) Pozdrawiam Twoja stała czytelniczka :*
OdpowiedzUsuń