niedziela, 7 lipca 2013
Rozdział 30 - Nowe życie
Czułem się lepiej. Odrobinę. Nadal bolało, pewnie będzie zawsze boleć, ale coś sobie uświadomiłem - nie potrafiłem jeszcze dokładnie określić co. Wiedziałem, że chcę coś zrobić. Coś, co mnie przełamie.
Jeszcze nie wiedziałem co miałoby to być. Może szczera rozmowa z Elizą. Taka, w której by mnie wysłuchała. Może gdybym naprawdę wszystko jej powiedział, tak nie licząc na nic (bo i na co?) poczułbym się wolny? Może gdybym wybaczył Christopherowi urazę którą do niego żywię i jednocześnie poprosiłbym o wybaczenie za to wszystko co mu zrobiłem, to byłoby właśnie to? Może gdybym zaczął zachowywać się normalnie znalazłbym sobie przyjaciół? Może właśnie wtedy mógłbym zacząć nowe życie? Ciągle pamiętałbym o starym, ale już jako inny ja, uczyłbym się na swoich błędach.
Może to najlepsza chwila, by właśnie zacząć to nowe, inne życie?
Dlaczego nie?
Od czego tu zacząć?
Nie miałem pojęcia. Po prostu wyszedłem z domu, z zamiarem naprawy swojego życia. Ta rozmowa z nieznajomą... Bardzo wiele mi dała. Przecież były gorsze rzeczy od tego co mnie spotkało. Starałem się znaleźć pozytywne aspekty w tym wszystkim. Eliza będzie szczęśliwą mamą. Będzie bezpieczna i kochana. Będę wujkiem.
Ja pierdolę, jak to brzmi.
Dobra, ogarnij. Masz iść przez życie pewny wewnętrznego spokoju. Wyciszę się, i dam sobie wreszcie radę ze swoim życiem.
- Cześć Damon - usłyszałem głos po swojej prawej stronie.
Z uśmiechem na ustach powitałem Michaela.
- Hej Mike. Co tam u Ciebie?
- Wszystko i nic. Nie wierzę, że to już. Wiesz zaczynamy dorosłe życie. Z dala od rodziców.
- Ja zostaję. Nie zamierzam wyjeżdżać - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Tak, wiem. Pamiętam. Może niepotrzebnie się tak tym zachwycam. Ale tu głównie chodzi o to, że Caroline i ja jesteśmy parą. Wczoraj... Zresztą wiesz... A co tam u Ciebie i Agathy?
Agatha... Czy te kilka miesięcy z nią, aż tak bardzo wszystkim rzuciły się w oczy?
- Nie jesteśmy razem. I nie będziemy.
Widać było że zaniemówił. Cóż ja na to poradzę? Mam się tłumaczyć?
- To... Po prostu nie było to. Może wiesz o co mi chodzi.
- Jasne. Idziesz jutro na mecz?
- Mecz? - zapytałem zdezorientowany.
- Ten charytatywny. Carol organizowała go przez ostatnie tygodnie. Na jakim świecie Ty żyjesz? - na jego ustach błąkał się lekki (serdeczny!) uśmiech.
Żyłem w swoim świecie. Ale mecz... Kojarzyłem. Jutro. O siedemnastej. Dlaczego nie?
- Nie wierzę... - wyszeptał przy moim boku.
Nie chodziło o moje pytanie, więc podążyłem za jego wzrokiem.
Jakieś dziesięć metrów od nas stała Eliza, Caroline... i nieznajoma, z którą przeprowadziłem TĄ rozmowę.
Boże, znają się? Dlaczego nie skojarzyłem? Przecież wsiedliśmy do tego samego autobusu. Wysiedliśmy na tym samym przystanku. Powiedziała, że musi odwiedzić rodzinę i znajomych. Dlaczego nie skojarzyłem, że może znać Elizę?
O kurwa.
- Kto to jest? - wyszeptałem, nie mogąc oderwać od nich wzroku.
Śmiały się, a Caroline raz po raz przytulała nieznajomą, jakby nie wierzyła, że tu jest.
- Eveline... - również wyszeptał, i ruszył w ich stronę.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Czy ze wszystkich osób na świecie musiałem się zwierzać najlepszej przyjaciółce Elizy...?
Była ze mną. Była tutaj. Nawet widok Damona, kilka metrów dalej mnie nie zabolał.
No dobra, zabolał, ale nie tak jak zwykle.
I jeszcze ta perspektywa... Eveline i Chris... Mogłabym wszystko odkręcić. Wyjechać. Spróbować żyć od nowa.
Mój pomysł się uda. Musi.
Do dzieła.
***
- Nie wiem czy to dobry pomysł - Eveline z całych sił zapierała się, byle tylko jak najdalej odłożyć w czasie spotkanie z Chrisem.
- I tak będziesz musiała się z nim spotkać.
Chciała coś powiedzieć, ale zdążyłam już zadzwonić do drzwi, więc się zamknęła.
Błagam, oby nie otworzył ojciec Chrisa, oby nie on...
Otworzył Chris.
Lepiej sobie nie mogłam wymarzyć.
Był zaskoczony.
- Cześć - mruknęła nieśmiało Eve.
Chris chyba nie wierzył w to co się działo. Nie wierzył, że ona tu jest. Jak ja na samym początku. Ale gdy tylko się otrząsnął, z całych sił ją przytulił.
Biła od niego taka radość... Takie szczęście...
Dobrze robię.
Cholernie dobrze robię.
Eveline też nie może się niczego wyprzeć.
Teraz tylko musiałam każdemu przemówić do rozumu. I popchnąć ich ku sobie. No i zmierzyć się z realnym światem, ale to teraz było mniej ważne...
Rozmowa była trochę sztywna. Eveline zaraz się zmyła. Niby do Carol, ale... No, ja po prostu wiedziałam. Widziałam te błyski w ich oczach. Boże, byłam nienormalna. Ale mimo tej świadomości, mimo tej całej pojebanej sytuacji w której się znalazłam - o niczym innym nie marzyłam, jak o zabawie w swatkę.
Teraz pozostało przekonać do wszystkiego Chrisa.
- Nie wiedziałem, że Eve przyjeżdża - zaczął, gdy zostaliśmy sami.
- Ja... Można powiedzieć, że poprosiłam, by przyjechała.
- Dlaczego? - Zdziwił się.
- Bo... Ja wyjeżdżam.
Zaczerpnął gwałtownie powietrze. Wiedziałam, że... No dobra - nie wiedziałam, że tak zareaguje. Ale to przeczuwałam. Przeczuwałam jego zaskoczenie.
- Tyle... Zrobiłem... Tak chciałem... A Ty jednak uciekasz... - wyszeptał słowa bez emocji, każde z nich, mimo moich... niemal szlachetnych intencji zdawało się ranić mnie jak sztylety.
- Całkowicie zdaje sobie sprawę, że... Jestem egoistyczną suką. Nie mam pojęcia, kiedy na dobrą sprawę zaczęłam się nią stawać. Ale to wszystko co się ostatnio działo... To moje błędy, i to ja muszę dać sobie z nimi radę.
- Nie jesteś... Zresztą... Przecież dałaś sobie z nimi radę. Nie musisz.... - zaczął, ale ja musiałam mu przerwać.
- Nie Chris. To Ty dałeś sobie z nimi radę za mnie. Sama muszę się z nimi zmierzyć, i to jest mój sposób. Przy okazji, nie możesz... Nie możecie uciekać od siebie nawzajem. Ja wiem. I Ty wiesz, że to by nie wypaliło. Za dobrze się znamy. Teraz po prostu... Musimy sobie uświadomić, co czujemy, co musimy zrobić... To jasne, że jesteś dla mnie ważny, kocham Cię, ale... Nie w ten sposób. Ja to wiem. Jestem pewna, że Ty też. A Eve... Mam nadzieję, że przypomnieć sobie co dokładnie was łączyło. Przypomnicie sobie wszystko. Jak to było. Bez urazy za cokolwiek, co miało miejsce.
- Co przypomnieć? Że niby... Dobrze wiesz, że panuje nad nami zmowa milczenia.
Tak, wiedziałam. To co się wtedy działo wcale nie było fajne, zawarliśmy niemy pakt by o tym nawet nie wspominać. Ale czy jest inny sposób by zmierzyć się z przeszłością?
- Musicie dać sobie radę z waszymi wewnętrznymi demonami. Wierzę w Was.
Uśmiechnął się z zakłopotaniem, jakby ani trochę nie wierzył w to, co mówię.
- Coś wisi nad wami w powietrzu. Nie wiem co, ale wiem, po prostu wyczuwam, że coś co było wtedy ani przez chwilę nie umarło. Dajcie sobie pomóc.Nie wiem jak możecie tak po prostu udawać, że to wszystko co się wtedy działo, nadzwyczajniej w świecie nie miało miejsca.
- Nigdy nie udawałem, że...
- To coś zrób do cholery! Wtedy co chwilę miałam ochotę zamknąć was w jakimś pokoju, z którego nie moglibyście uciec, i naprawdę zastanawiam się, czy teraz nie byłby to najlepszy pomysł.
Milczał. Wcale nie było łatwo mu to uświadomić. Uświadomić to, że mimo tego co się działo ma prawo do szczęścia. Razem z nią.
- Nie musisz - powiedział cicho.
Czyżbym osiągnęła pierwszy sukces?
- Obiecujesz? - Zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Obiecuję.
Byłam taka szczęśliwa, że ojeju. Oni też zaczną od nowa.
- Kocham Cię - powiedziałam, po czym go przytuliłam. Praktyczniejsze byłoby słowo rzuciłam, ale nie czepiajmy się szczegółów.
- Ja też Cię kocham wariatko - szepnął mi do ucha.
Och, może teraz będzie wszystko dobrze?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


Genialne! *,*
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny ;)
proszęę jak najszybciej napisz;*
masz mega talent :* !!
życzę weny ;>
Wiedziałam, że Damon gadał z Eve!!! Moja intuicja rzadko mnie myli :D A poza tym uwielbiam pomysł Elizy, żeby Chris i Eve byli razem. Nie podoba mi się pomysł wyjazdu. No chyba, że z Damonem... Już się nie mogę doczekać ich rozmowy bo mam nadzieję, że do niej dojdzie przed wyjazdem Elizy. Pozdrawiam i czekam jak zawsze na NN:*
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne! <3 pisz dalej, bo masz wielki talent ;* czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuń