
Bo została mi tylko Eveline.
Miała nocować u mnie, więc już za parę godzin będzie po. Easy.
Czym ja się przejmuję? Przecież jestem idealną swatką.
Od razu poczułam się lepiej, gdy zaczęłam to wszystko załatwiać. Przestałam myśleć o tym wszystkim co mnie dotyczyło, o tym wszystkim co mnie bolało. Przegrałam, ale... był to teraz najmniejszy problem.
Eveline przyszła tuż po osiemnastej, ale jakoś nie miałyśmy na początku nawet chwili by porozmawiać. Była zagadywana przez mamę, tatę, później aż się rwała do pomocy przy zmywaniu. Mogłabym pomyśleć, że chce ode mnie w pewnym sensie uciec. Jednak chyba się myliłam, bo to ona zaczęła trudną rozmowę. Co prawda ja i moja sytuacja poszła na pierwszy ogień, ale czego innego mogłam się spodziewać?
- Opowiedz mi wszystko - poprosiła, tym samym rozpoczynając nas sabat. Mimowolnie miałam skojarzenie z tymi nocami, gdy się spotykałyśmy, chowałyśmy sekrety do pudełka i nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. Nasz sabat czarownic. Takie tam, odnowienie go po latach.
Początek nie zapowiadał się za przyjemnie. Przynajmniej dla mnie nie był łatwy. Opowiadanie o kimś, o kim chciałam za wszelką cenę zapomnieć, wcale nie napawało mnie entuzjazmem. No, ale w końcu to sabat czarownic. Żadnych tajemnic.
- Co mam Ci opowiedzieć? - Zapytałam, by choć odrobinę zyskać na czasie. By choć odrobinę zebrać myśli, jak tą całą sytuację obrać w słowa. Znałyśmy się doskonale, to że teraz chodzę z brzuchem, było na pewno dla niej dużym zaskoczeniem. Zresztą, dla kogo nie...
-Jak to się stało, że będę chrzestną?
- Mówiłam Ci, że zakochałam się w kimś nieodpowiednim - odpowiedziałam, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że ta odpowiedź ani trochę jej nie zadowoli. Eveline nie byłaby sobą, gdyby nie zadała miliona kolejnych pytań.
- Gdzie ten ktoś jest? - kontynuowała swój wywiad.
- Dla mnie już nie istnieje. Nie ma sensu, o nim nawet wspominać - dalej omijałam go jak tylko mogłam łudząc się, że to wystarczy.
- Mówiłaś, że wciąż go kochasz - jak zwykle uparcie wtrącała swoje trzy grosze. Coraz gorzej się czułam go wspominając, a co dopiero o nim mówiąc.
- Mówiłam też, że mnie zranił - przypomniałam jej.
Zamilkła na chwilę, a ja mogłam nabrać głęboki wdech.
Kurde, muszę jej powiedzieć. Inaczej będzie jeszcze bardziej drążyć, co wcale nie ułatwi mi sprawy.
- To nie takie łatwe. Ta cała sytuacja. On spotykał się ze mną, tylko po to by wkurzyć Chrisa. Sama nie wiem, jak mogłam tego nie zauważyć. Rzeczywiście, gdy był ze mną, to czułam... To coś. I kochałam i czułam się kochana. Nawet nie wiesz, jaka rozczarowana byłam, gdy to wszystko okazało się kłamstwem. Później wyszła na jaw ciąża. Chyba byłam podłamana. Nie za bardzo wiedziałam co się ze mną dzieje. I Chris mnie wciągnął w zaręczyny i tą całą resztę. I oto cała historia.
Przez chwilę analizowała wszytko co jej powiedziałam. Zaraz też znalazła dziurę w całym i zasypała mnie kolejnym gradem pytań.
- Skąd wiesz, że tak było? Dlaczego chciałby wkurzać Chrisa? Może było zupełnie inaczej, a Ty głupia dopisałaś sobie po prostu ten kretyński scenariusz?
Chciałam pominąć wątek tego, że są braćmi, ale się nie udało. Nie z własnych egoistycznych pobudek. Nie dlatego, że to właśnie ta tajemnica do wszystkiego doprowadziła i bolała mnie najbardziej. Chciałam, by to Chris jej o tym powiedział. Ale jeśli ten temat chciałam zakończyć dziś raz na zawsze, musiałam to zrobić ja.
- Gdy Cię nie było trochę się tu pozmieniało. Damon... To brat Chrisa. Zaczął się ze mną spotykać tylko po to, by go wkurzyć. Słyszałam to z jego ust, nie ma mowy o nieporozumieniu.
- Brat... Chrisa?
Widziałam na jej twarzy lekki szok, niedowierzanie.
Tak nie przesłyszałaś się. Taka mała rodzinna tajemnica. W sumie nadal dla większości jest tajemnicą.
- Tak. To dłuższa historia, i może lepiej to Chris Ci ją opowie.
Nie wiedziała co powiedzieć. Widocznie tak jak ja musiała to przetrawić. Poukładać sobie tych kilka fragmentów układanki. Dałam jej potrzebny czas, pamiętając jakie to dla mnie było trudne.
Nagle, zadała pytanie, którego całkowicie się nie spodziewałam. Mogłabym myśleć tysiąc lat, a i tak nie wpadłabym na to, o co zapyta moja najlepsza przyjaciółka.
- Widziałam go?
Doskonale wiedziałam o kogo jej chodzi, jednak nie odpowiedziałam jej od razu. Skąd u licha wpadła na takie pytanie?
- Damona? Nie sądzę. Nie rozmawiam z nim, trzymam się od niego raczej z daleka. Widziałam go dzisiaj, gdy spotkałyśmy się z Carol, ale chyba stał za daleko byś mogła zwrócić na niego uwagę.
- Masz jego zdjęcie? - pytała trochę rozemocjonowana.
Cholera, co się dzieje teraz w jej głowie? Dlaczego w jej oczach dostrzegłam niebezpieczne iskierki? Co ona do cholery kombinuje?
- Nie nie mam. Nie chce by był obecny w moim życiu bardziej niż musi - skłamałam. Miałam jedno jego zdjęcie, to zrobione po tamtej nocy. Zagrzebałam je, i nigdy do niego nie wracałam. Nie chciałam i nie miałam zamiaru. Nie byłam jednak w stanie go zniszczyć. Nie mogłam też przyznać się, że je mam, bojąc się, że Eveline odczyta posiadanie go jako na przykład jakieś uczucie z mojej strony. Uczucia żadnego nie było, jednak nie miałabym siły tłumaczyć jej czegoś, czego samej sobie do końca nie potrafiłam wmówić.

Eliza w ciąży. W przyszłości jak najbardziej, nie raz wyobrażałam ją sobie jako matkę. Ale zawsze w moich wyobrażeniach była od kilku lat mężatką. Elizka zawsze była taka uporządkowana, owszem, czasami szalona i nieobliczalna, ale tylko w odpowiednim gronie. Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć, w to co widziałam. Ale ciążowy brzuszek wcale nie był moim przywidzeniem. W tym momencie przestałam się zastanawiać po co jestem jej potrzebna, dlaczego tak nagle i bez zbędnych ceregieli wręcz zażądała mojej obecności. Miałam jedynie żal, że nie zostałam wezwana wcześniej.
Od razu w mojej głowie pojawiło się kilka scenariuszy. Elizka skrzywdzona, Elizka zakochana beznadziejnie w jakimś nieczułym przystojniaku, który tylko chciał się zabawić. Elizka nosząca dziecko Chrisa...
Podczas tych kilkunastu miesięcy doskonale nauczyłam się być szczerą z samą sobą. Pozwalało mi to, w dużym stopniu kontrolować siebie i swoje otoczenie. Potocznie po prostu trzymałam rękę na pulsie. Ta ręka niebezpiecznie zadrżała, gdy dopuściłam do siebie ostatnią możliwość. Moja kochana Elizka i mój kochany Chris. Nie powiem, poczułam, jakiś ciężar na sercu. Gdyby tak było, nie mogłabym mieć jakiegokolwiek żalu. Nie właściwie, to nawet bym go nie miała. Cieszyłabym się z ich szczęścia, jednocześnie będąc bardzo smutna.
Tak, to mi uświadomiło, że wciąż kocham Chrisa. Że wciąż kocham go w ten sam sposób. Że nic się nie zmieniło.
Naprawdę nie wiem, jak opisać tą ulgę, gdy Elizka zaczęła mi opisywać, że najzwyczajniej w świecie zakochała się w kimś nieodpowiednim. Oczywiście nawet gdyby było inaczej i tak zrobiłabym wszystko by jej pomóc. Zawsze robiłam wszystko dla mojej małej, kochanej siostrzyczki. No, może poza pewnym bardzo burzliwym okresem w moim życiu, ale nie zamierzałam powtarzać swojego błędu. Nie zamierzałam go też za wszelką cenę próbować wymazać, spróbować zapomnieć. Najlepszą receptą według mnie była rehabilitacja, nadrobienie dobrem zła które przeze mnie wycierpieli.
Bez najmniejszych emocji słuchałam o tym, że Chris wziął wszystko na siebie i są zaręczeni. To było typowe i do Chrisa bardzo podobne. Czy zgodnie z moimi odczuciami o wspólne dziecko Elizki i Chrisa i teraz powinno podskoczyć mi ciśnienie? Teraz byłam dziwnie spokojna, po prostu słuchałam i analizowałam słowa mojej najlepszej przyjaciółki.
Elizka nie chciała ślubu i całego poświęcenia Chrisa. Tego też mogłam się spodziewać. Elizka zawsze sama rozwiązywała problemy, a teraz gdy rozwiązanie zostało jej narzucone czuła się po prostu nieswojo. Poza tym, byłam pewna, że jednym z jej marzeń jest ślub z miłości. Takiej miłości jaką czuła ewentualnie do ojca tego dziecka, nie do Chrisa. Powód mojego spokoju wyjaśnił się sam.
Sposób w jaki Elizka chciała rozwiązać tę sytuację wcale nie wydawał mi się najlepszy.
Chciała iść w moje ślady i po prostu stąd spieprzyć. Tyle, że najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że to jest dobre rozwiązanie tylko na początku. Zmiana środowiska, bla, bla, ucieczka od tego co boli, bla, bla... A tak naprawdę? Samotność, poczucie winy, że nie rozegrało się tego inaczej...Żal do samej siebie, że się stchórzyło.
W międzyczasie starałam się wybadać lekko sytuacje. Elizka z niechęcią mówiła o ojcu dziecka, nie wiem nawet co widziałam w jej oczach. Gdy tylko nadarzyła się okazja zmieniła temat.
Za krótką chwilę zrozumiałam na czym ma polegać moja pomoc w tym całym zamieszaniu. Miałam ochotę udusić ją na miejscu. Chciała, bym zrobiła to od czego uciekłam. Nie powinnam była się złościć, ale nie umiałam się opanować. Koniec końców przyjechałam tu by jej pomóc. Potrzebowała mnie. Musiałam chociaż spróbować to zrobić. Z jednej strony byłam zła jak cholera, z drugiej... chyba wstąpiła we mnie nadzieja. Że może, coś się da jeszcze z tym moim życiem zrobić, bym była szczęśliwa.
Wykonanie tego, co zaplanowała było o wiele trudniejsze niż mi się wydawało. Przynajmniej dla mnie. Pierwsze spotkanie z Chrisem było... Obiecujące i żenujące za razem. Obiecujące, bo mimo wszystko słodko się do mnie uśmiechnął i przywitał z otwartymi ramionami. Żenujące, bo mimo wszystko, ja nadal skrywałam wewnętrzne demony.
Nie wytrzymałam tam długo. Nie mogłam znieść jego dotyku, spojrzenia. Uciekłam pod pierwszym lepszym pretekstem. Miałam wrażenie, że nie chce mnie puścić, bojąc się bym nie oddaliła się za daleko. W pewnym sensie nawet chciałam, ale nie mogłam - czułam się, jakby Elizka i dane jej słowo trzymały mnie na smyczy. Mogłam jedynie ochłonąć na krótkim spacerze, ale i to niewiele dało. Doszłam jedynie do wniosku, że nie będę robiła nic na siłę. Skoro Elizka chce bawić się w swatkę, to proszę bardzo, ale ja nie mam już zamiaru robić nic na siłę. Zmierzę się ze swoją złą stroną i po prostu zobaczę co z tego wyniknie.
W czasie mojego spaceru natknęłam się na mnóstwo znajomych twarzy. Starałam się być miła, nawet dla Agathy, której nigdy nie darzyłam zbytnią sympatią. Mimo, że odpowiadałam na wszystkie pytania dość lakonicznie, wszyscy się do mnie uśmiechali. Nie powiem, był to bardzo pokrzepiający widok. Dostrzegłam nawet owego tajemniczego nieznajomego. Był dziwny. Nie mam pojęcia dlaczego takie skojarzenie miałam gdy ujrzałam go pierwszy raz, w każdym razie pozostało ono mi teraz. Opierał się o ścianę z pewną nonszalancją. Chciałam do niego podejść i upewnić się, że tajemnica naszej rozmowy nadal obowiązuje, jednak gdy zauważył mój wzrok kiwnął głową w moją stronę i najzwyczajniej w świecie sobie poszedł. Chyba właśnie wtedy poczułam, że coś jest nie tak. Może nie do końca dobrze to określiłam, ale coś mi nie pasowało. Czułam się tak, jakbym pominęła coś ważnego, niezbędnego. Sama nie wiedziałam nawet do czego niezbędnego - czy do pomocy Elizce, czy wspomożeniu własnego szczęścia?
Z tym przeczuciem udałam się na poważną rozmowę. Wiedziałam, że ona nadejdzie, czułam, że Eliza chce rozmawiać o mnie i o Chrisie. Nie był to łatwy temat, ale przy okazji miałam nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o przyszłym tatusiu. Sama się trochę tej rozmowy bałam, ale gdy uznałam, że lepiej na nią przygotowana nie będę zaczęłam zadawać pierwsze pytania. Musiałam wiedzieć coś więcej, i o nieszczęsnym Damonie i o całej tej sytuacji. Zamierzałam postawić na uczucia, które mogłyby sprawić, że istniałaby jakaś alternatywa do pomysłu Elizki. Sama zainteresowana dość niechętnie odpowiadała na moje pytania. Wyczułam w nich jakiś żal, niechęć. Całkiem naturalne emocje w zaistniałej sytuacji. Mogłam śmiało doszukiwać się pod ich maską jakiegoś głębszego uczucia. Kontynuowałam dalej swoje pytania, musiałam przecież wiedzieć jak najwięcej. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie nieświadomie wzięłam też przyszłego tatusia w obronę. Elizka miała do niego tyle zarzutów, a on... Cóż, jeśli mam być szczera to nie pochwalałam tego, że nawet nie wiedział, że będzie ojcem. Ukrywanie takich rzeczy to nie jest najlepszy pomysł, chociaż wcale nie tak dawno sama zrobiłam to samo.
Nawet nie wiem kiedy Elizka zaczęła mówić sama z siebie. To był niewątpliwy postęp, tyle, że to co powiedziała wcale do najprzyjemniejszych rzeczy nie należało. Nie lubię wyjawiać tajemnic, ani ich słuchać. Tym bardziej tajemnic, które dotyczą moich najbliższych. Nie wiem co mną bardziej wstrząsnęło - to, że Chris ma brata, czy to, że akurat ten brat jest ojcem dziecka Elizy. Potrzebowałam chwili czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Nie wiedziałam przez chwilę czy to nie jest jakiś dziwny sen z którego się obudzę. Dziwny sen... Dziwny.
Wszystko powróciło do mnie ze zdwojoną siłą, a ja zaczęłam wreszcie kojarzyć fakty. Bo czy możliwy byłby aż taki dziwny zbieg okoliczności?
Musiałam się upewnić czy obraz który jest w mojej głowie ma jakikolwiek sens, zadając kilka dodatkowych pytań. Nie dały mi one odpowiedzi na to, co chciałam. Jedynym ich plusem było to, że upewniłam się, że Elizce wciąż zależy. Inaczej pokazałaby mi to cholerne zdjęcie, prawda? Tylko co ja mam teraz zrobić?
Eveline chyba przeczuwa, że chłopak z którym gadała i Damon to jedna i ta sama osoba :P Mam nadzieję, że pomoże im się dogadać. W końcu zna historię z 2 perspektyw. Myślę, że Eliza i Damon powinni po prostu porozmawiać i wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję, że wszystko się skończy happy endem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń