sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 20 - Nieudane próby

Nie czułem, że żyję.
Tak bym określił to co się dzieje teraz w moim życiu. Straciłem to co jeszcze niedawno było dla mnie wszystkim. Z własnej głupoty. I nie było jak tego naprawić. Próbowałem. Ale to nie przyniosło skutku. Zdawało mi się, że jest tak jak było na samym początku. Moja miłość odnosiła się do mnie z dystansem, chłodno, zupełnie jakby nic nigdy między nami nie było, ani jednego pocałunku, ani jednej rozmowy. Byłem - ot, kolegą, którego nie specjalnie lubi, i który na każdym prawie kroku ją wkurza. Za każdym razem, gdy próbowałem z nią rozmawiać, patrzyła mi prosto w oczy, całkowicie pewna siebie mówiła, że nie mamy o czym rozmawiać. Nie miałem odwagi, by jej odpowiedzieć "o nas", bo przy każdej mojej próbie był oczywiście Christopher. I tak to już było duże poniżenie. A ten jego "dumny?" wzrok, gdy odchodziłem z kwitkiem... Samo zło.
Te kilka razy, gdy udało mi się być z nią bez pieprzonego braciszka były jeszcze gorsze. Przestała chodzić na kółko dziennikarskie, przestała też udzielać się w innych akcjach, w których do tej pory brała udział. Raz udało mi się złapać ją po wfie, gdy porządkowała razem z Amandą piłki. Amanda, to nie Chris, zresztą było mi i tak wszystko jedno. Nakrzyczała na mnie, żebym się "wreszcie od niej odpierdolił", z furią rzuciła piłką i nonszalancko wyszła z sali.
A ja stałem i nie wiedziałem co mam robić. Zresztą nadal nie wiem.
Standardowo co wieczór wybieram się pod dom Elizy by gapić się w jej okno. Sam nie wiem na co mam nadzieję? Że wyjrzy przez nie, i mnie zobaczy? Że akurat wtedy wyjdzie na spacer, i uda mi się z nią naprawdę porozmawiać? Czy nie powinienem wreszcie zacząć wierzyć w swojego pecha? Przecież nawet na życzenia świąteczne mi nie odpisała... Czy mogłem jeszcze po tym wszystkim liczyć na jakąkolwiek szansę? Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie chce mieć ze mną do czynienia, tylko i wyłącznie przeze mnie. Przecież wiedziałem jak to zabrzmiało, wtedy, kiedy rozmawiałem z braciszkiem. Przecież chciałem tylko mu dopiec, tylko go wkurzyć. Nie przewidziałem, że ktoś, a tym bardziej Eliza może to usłyszeć. Gdybym wiedział... Tak, to zupełnie do mnie niepodobne, ale w życiu bym tego nie powiedział. Cofnąłbym czas, i nawet rozważył bycie milszym dla Christophera. Ale teraz było kurwa za późno...
Postałem jeszcze kilka(naście) minut i ruszyłem do domu. Nie do mojego domu, tylko do domu mojego ojca, który życzył sobie by był to i mój dom. Jebany. Chciał bym spędzał z nim jak najwięcej czasu, nawet przekonał do tego matkę. A ja minimum trzy nocki w tygodniu spędzałem tam. Dostałem nawet swój własny, przestronny pokój. Nie mogła tak wyglądać rzeczywistość kilka lat temu? Może wtedy wszystko wyglądałoby inaczej, łatwiej. A tak... Na samym początku, ojciec przychodził do mnie, ale potem ta choroba, i wszystko się skomplikowało. Kurwa, no, ale chociaż dzięki niej poznałem Elizę. Która teraz mnie nienawidzi. Kurwa, pięknie. Chociaż... zaraz czy to nie ona tam siedzi?
Kurde, wszędzie poznam tą jej granatową kurtkę.
Co do cholery robiła o tej porze na przystanku? Zresztą czy to było aż takie ważne? Była tu, nie było Chrisa, ani innych świadków... Czy nie o tym marzyłem?
Ruszyłem w jej kierunku. Siedziała, opierając łokcie o kolana, skrywając twarz w dłoniach. Na pewno słyszała, że ktoś idzie w jej stronę, ale nie podniosła głowy.
- Eliza?
Westchnęła głośno, i spojrzała na mnie. Po raz pierwszy od kilkunastu tygodni, wydawało mi się, że patrzy na mnie bez tej nienawiści.
- Czego chcesz? - zapytała. Głos miała lekko zachrypnięty, jakby niedawno płakała. I te jej oczy... Nie były załzawione, ale lekko zaczerwienione. Co tutaj robiła? Ktoś zrobił jej krzywdę?
- Coś się stało?
- Nie, kurwa, odpierdol się. Ile razy mogę powtarzać, że nie mam ochoty z Tobą rozmawiać?
Znowu to samo. Dla każdego normalnego faceta, byłoby to poniżenie, być odrzucanym przez jedną laskę tyle razy. Ale ja nie byłem normalny. A Eliza nie była zwykłą laską. Ja za nią cały czas tęskniłem. Nie mogłem tego nie wykorzystać.
- Zapytałem się czy coś się stało, a nie czy możemy porozmawiać. To chyba różnica?
- Chwilowa zmiana repertuaru.
Znowu ukryła twarz w dłoniach. A ja nie wiedziałem co mam kurwa zrobić! Usiadłem obok niej. I tak to już był sukces. Byliśmy sami od minuty, i zamieniliśmy więcej niż pięć słów.
- Nie chciałem by to tak zabrzmiało.
- Daruj sobie.
Znowu ten opryskliwy ton. Tak, wiem że sobie na niego zasłużyłem, ale w jej ustach bolał jak cholera. Nie chciałem po prostu siedzieć. Musiałem coś zrobić, coś powiedzieć, by później nie żałować tego do końca życia.
- Tęsknię za Tobą.
Wstała jak oparzona, i niemal pobiegła w stronę swojego domu. A ja za nią.
- Czekaj - złapałem ją za ramię.
- Puszczaj - rozkazała, wyrywając mi się. Ale jej nie puściłem. Zmarnować to że była? Obróciłem ją za to przodem do siebie.
- Kocham Cię - powiedziałem.
Pokręciła przecząco głową.
- Mam tego dość. Przestań kurwa niszczyć wszystko. Spieprzyłeś mi życie, miałam i mam problemy, jakbyś się odpieprzył byłoby odrobinę lepiej, a Ty co?! Tęsknisz?! Kochasz?! Bawisz się mną! Bawisz się Chrisem! Dorośnij wreszcie dzieciaku!
Znowu próbowała uwolnić się z mojego uścisku. A to co powiedziała, bolało. Cholernie bolało.
- Ty też mówiłaś, że mnie kochasz.
- Wydawało mi się, że się w Tobie zakochałam. Ale to raczej było zauroczenie w złudnym wyobrażeniu o Tobie.
Jej słowa raniły mnie jak sztylety. Puściłem ją, ale nadal tam stała.
- Zakochałaś się we mnie takim, jakim byłem i jestem naprawdę. Nie wiedziałaś może o mnie wszystkiego, co powinnaś. Ale przecież byłem i jestem taki sam.
- To powiedz mi, dlaczego zacząłeś się mną interesować? Czy miało to jakiś związek z Twoim bratem?
- Szczerze?
- Nie, wiesz, kłam mi kurwa prosto w oczy!
Tym razem, już nie czekała na moją odpowiedź, tylko po prostu ruszyła do domu.
Ale znowu ją dogoniłem. Nie wiem w jakim celu. Przecież nie miałem żadnego punktu zaczepienia, żadnego pomysłu co robić. Więc zrobiłem to, co mi jako pierwsze wpadło do głowy, w danej chwili. Pocałowałem ją.
Ale nie czułem tego pocałunku, tak jak czułem wcześniej wszystkie inne. Była bierna, no, może nie do końca, bo chciała się oswobodzić, spod mojego uścisku. Ale nie czułem tego, tak jak oczekiwałem.
Chlast!
Tak, tego mogłem się domyślić. To że dostanę w policzek, było w tym momencie więcej niż pewne.
- Nigdy więcej tego nie rób. Nie pisz. Nie dzwoń.(Czyżby wiedziała, że te głuche telefony z zastrzeżonego numeru to ja?!). Nie żałuj. Daj mi spokój.

3 komentarze:

  1. OMG... To było takie....Trudno mi w ogóle coś powiedzieć. Nadal mam łzy w oczach.. Damon tak bardzo ją kocha. Rozumiem, że Eliza ma złamane serce i w ogóle, ale czy nie mogła by go wysłuchać.. Tak bardzo bym chciała Happy endu.. Dla Elizy i Damona.. Choć może być też dla Elizy i Chrisa.. Po prostu nie mogę patrzeć jak oni cierpią... Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to jest piękne. Twoje wszystkie opowiadania są cudowne. Może poniekąd czasami trochę mnie nudzą. Ale co raz kolejne opowiadanie kolejna część jest ciekawsza. To jak opisujesz wszystko odpowiednimi słowami jest niewyobrażalne. Oby tak dalej. Powodzenia. ;)

    OdpowiedzUsuń