sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 17 – Podsłuchana rozmowa


Pustka. Jedna wielka pustka.
Niby wszystko okej, a rozwalało mnie od środka.
Nie chciałam, a może nie umiałam sama myśleć. Chciałam, by ktoś pomyślał za mnie, albo chociaż obiektywnie ocenił sytuację.
Evelina. Kurwa, dlaczego Cię nie ma?
Caroline. Nie, do cholery, nie zniosę jej wzroku, gdy będę jej wszystko wyjawiać.
Chris. Kurwa, z Chrisem rozmawiać o Damonie. Totalnie jebnięty pomysł.
Ale mimo to następnego ranka wyszłam z domu.
Właściwie to nie wiedziałam gdzie chcę iść. Rozważałam nawet wyprawę do Agathy. Ot, taka przyjacielska wizyta, podczas której przy jej matce, zapytałabym się jak się ma dzidziuś, kiedy termin, ale się powstrzymałam. Za to bez przerwy zmieniałam kierunek. Raz w stronę Caroline, raz w stronę Chrisa. I tak w kółko. Co chwilę zmieniałam zdanie.
Ale… poszłam do Chrisa. On pierwszy mówił o rozczarowaniu. Jakby się tego spodziewał. Ufałam mu. Potrzebowałam, by jasno mnie nakierował. Spojrzał na to tak, jak to wygląda, a nie sercem, czy rozumem.
Mama Chrisa pracowała na podwórku. Miała dość spory ogród, który zawsze był dla mnie wzorem. Połowy nazw kwiatów nawet nie znałam.
- Dzień dobry. Chris w domu? – zapytałam
- Dzień dobry. O ile się nie mylę, to jest u siebie.
- Pójdę do niego.
Ruszyłam dobrze znaną drogą, którą przebyłam już z milion razy. Minęłam salon i kuchnię, i wspięłam się po szerokich drewnianych schodach na górę.
Drzwi do pokoju Chrisa były uchylone. Coś mi się nie zgadzało. Chris zawsze zamykał swój pokój dokładnie. Zwolniłam krok.
Ale jesteś głupia. To, że jest odrobinę inaczej niż zwykle nic nie znaczyło.
Ale jednak coś usłyszałam. Głosy. Dwa. W jego pokoju odbywała się kłótnia.
- Nie obchodzisz mnie. Ani trochę. Rób sobie co chcesz, tylko zostaw mnie i moich najbliższych w spokoju.
To był głos Chrisa.
- Nie mam ochoty spełniać Twoich życzeń. Ale owszem, będę robił co tylko zechcę.
I Damona?
- Nie, nie będziesz. Nie zbliżaj się do Elizy. Dobrze Ci radzę.
Co tu się do cholery dzieje?
- Nie będziesz mi niczego zabraniał braciszku.
Braciszku?!
- Dlaczego kurwa tak Ci na tym zależy?!
- Miałeś wszystko. Dwójkę, kochających rodziców. Ja nie. Duży dom, szczęśliwe dzieciństwo. Ja nie. Mnóstwo kasy, markowe ciuchy. Ja nie. Nie jestem w stanie Ci tego odebrać. Ale Elizę już tak.
- Czyja to wina, że twój ojciec wybrał moją matkę, nie Twoją?
- Nie obchodzi mnie to. Eliza jest dla Ciebie ważna, więc będziesz odczuwał ból, porównywalny do mojego.
- Zrobię wszystko, by Ci przeszkodzić. Nie dam jej skrzywdzić.
- Jakoś do tej pory nie wychodziło Ci to dobrze.
- Naprawdę? A co masz na myśli? Jakoś nie wydaje mi się, żeby ostatnio chciała z Tobą rozmawiać.
- Czy chciała, czy nie wczoraj rozmawiała. Na  początku myślałem, że złamałeś umowę, ale nie, to tylko Agatha naplotła jej bzdur.
- Powinienem był dawno złamać tą przeklętą umowę. Jak ją tkniesz, jak…
- Jak co? O co się boisz? Mogę ją tylko zranić. Ale równie dobrze mogę ranić nią Ciebie. Widziałeś na imprezie jak reagowała na mnie. Przetańczyliśmy jedną piosenkę, ale widziałeś. No pewnie, cały czas patrzyłeś.
- Daruj sobie. Może zauroczyłeś sobą Elizę. Ale ja nie pozwolę Ci…
- Czego nie pozwolisz? Jak tylko ją tkniesz… Już dawno się z nią przespałem…
Brzdęk. Odgłos tłuczonego szkła.
Zostałam wyrwana z letargu.
O Boże…
Apogeum mojej głupoty.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zatrzymałam się metr od drzwi do pokoju Chrisa. Nie mogłam tam dłużej być. Pośpiesznie zaczęłam się wycofywać.
- Już wychodzisz? – pytanie które usłyszałam wypowiedziała do mnie matka Chrisa.
- Tak, źle się poczułam – tylko tyle było w stanie przejść mi przez gardło.
Ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie iść.
- Nie, nie będziesz. Nie zbliżaj się do Elizy. Dobrze Ci radzę.
Patrzyłem na niego z wyraźnym obrzydzeniem. Jak tylko jej coś zrobi, skrzywdzi, cokolwiek. Zabiję skurwysyna.
- Nie będziesz mi niczego zabraniał braciszku.
Nienawidziłem, gdy ten pierdolony Damon tak się do mnie zwracał. Zawsze chciałem mieć brata, jakiekolwiek rodzeństwo, ale teraz gdy się okazało że mam, najchętniej bym mu na miejscu wpierdolił. Niszczył mi życie.
- Dlaczego kurwa tak Ci na tym zależy?!
- Miałeś wszystko. Dwójkę, kochających rodziców. Ja nie. Duży dom, szczęśliwe dzieciństwo. Ja nie. Mnóstwo kasy, markowe ciuchy. Ja nie. Nie jestem w stanie Ci tego odebrać. Ale Elizę już tak.
Kurwa, czy to moja wina? Moja wina, że mój ojciec kiedyś zadawał się z jego matką?! Moja wina, że ją zostawił?! Moja wina, że miałem oboje rodziców?! Moja wina, że miałem duży dom i szczęśliwe dzieciństwo? Moja wina, że mam pieniądze i markowe ciuchy?!
- Czyja to wina, że twój ojciec wybrał moją matkę, nie Twoją?
- Nie obchodzi mnie to. Eliza jest dla Ciebie ważna, więc będziesz odczuwał ból, porównywalny do mojego.
Jak ją skrzywdzi, to zabiję gada.
- Zrobię wszystko, by Ci przeszkodzić. Nie dam jej skrzywdzić.
- Jakoś do tej pory nie wychodziło Ci to dobrze.
Czułem to. Jak miałem zaradzić temu, skoro zawarłem tą przeklętą umowę?!
- Naprawdę? A co masz na myśli? Jakoś nie wydaje mi się, żeby ostatnio chciała z Tobą rozmawiać.
- Czy chciała, czy nie wczoraj rozmawiała. Na  początku myślałem, że złamałeś umowę, ale nie, to tylko Agatha naplotła jej bzdur.
No jasne. Był tak zdesperowany, że na pewno coś wymyślił. Ale nie mogę pozwolić, by Damon rozczarował ją tym razem naprawdę.
- Powinienem był dawno złamać tą przeklętą umowę. Jak ją tkniesz, jak…
- Jak co? O co się boisz? Mogę ją tylko zranić. Ale równie dobrze mogę ranić nią Ciebie. Widziałeś na imprezie jak reagowała na mnie. Przetańczyliśmy jedną piosenkę, ale widziałeś. No pewnie, cały czas patrzyłeś.
Obserwował mnie. No jasne. Jak mogłem nie patrzeć…
- Daruj sobie. Może zauroczyłeś sobą Elizę. Ale ja nie pozwolę Ci…
- Czego nie pozwolisz? Jak tylko ją tkniesz… Już dawno się z nią przespałem…
Ogarnęła mnie furia. Jednym ruchem zmiotłem z komody wszystkie pamiątkowe figurki, które stały tam od lat.
Stałem oparty o komodę. Nie odzywał się. Byłem pewny, że jest usatysfakcjonowany tym, że doprowadził mnie do furii.
Zacisnąłem dłonie w pięści, i podszedłem do okna. Byle z dala od niego.
Na moment serce mi zamarło gdy zobaczyłem Elizę. Jak wychodzi z domu. Jak rozmawia z moją matką. Jak wychodzi przez furtkę.
Dopasowałem kawałki układanki. Eliza musiała słyszeć naszą kłótnię.
O kurwa.
Nawet nie wiedziałem, że powiedziałem to na głos.
Zleciałem zaraz na podwórko.
- Była tu Eliza? – pytanie skierowałem do mojej mamy, która pieliła kwiatki, przed domem.
- Tak. Nie widzieliście się? Weszła, i zaraz wyszła…
- Idę. Nie wiem kiedy wrócę..
Musiałem ją znaleźć. Musiałem z nią porozmawiać.
Usłyszałem za sobą kroki. To Damon szedł za mną.
- A Ty gdzie się wybierasz? Do ojca przyszedłeś, nawet jeszcze u niego nie byłeś.
Zatrzymał się na moje słowa. Jego oczy cisnęły gromy. Pewnie moje też.
Ruszyłem. Chociaż sam nie wiedziałem gdzie najpierw. Czułem, że nie będzie jej łatwo znaleźć. Ale w końcu, jeśli ktoś miałby jakąkolwiek szansę by ją w miarę szybko odnaleźć, musiałem to być ja.

4 komentarze:

  1. Fajnie, że są braćmi, tylko strasznie cierpi na tym Eliza... ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że oni są braćmi!! No, ale powiem szczerze, że trochę się zamotałam. Musiałam kilka razy przeczytać, żeby zczaić kto co mówił, no i znowu mam zagadkę. O jakiej umowie mówili?? Czy Damon naprawdę kocha Elizę czy to tylko jakaś chora gra?? Mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. POzdrawiam i zapraszam do siebie na NN:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy rozdział u mnie:) Zapraszam i serdecznie pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. NN u mnie:) Serdecznie zapraszam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń