"Tak" - odpisałam.
Za
każdym razem chciałam odpisać coś więcej. To "Tak" było takie płytkie,
że aż szok. Co z tego, że napisałabym, że tęsknię, że pragnę, skoro i
tak skasowałabym te słowa, przed naciśnięciem "wyślij"? Czy to naprawdę
była moja wina, że nie potrafiłam otwarcie wyjawić mu swoich uczuć?
Chciałam... Chciałam powiedzieć mu, że go kocham, patrząc w jego oczy.
Ale... Było to w pewnym sensie niewykonalne. Ciągle dręczyło mnie
przeczucie, że to jeszcze nie to, że nie jestem gotowa, że nie jestem
pewna jego uczuć, zresztą swoich również. Bałam się odtrącenia,
zbytniego zaangażowania, wręcz wszystkiego.
"Czekam na Ciebie"
Czeka
na mnie? Gdzie? Kiedy? Jak? Nie mógł się bardziej rozpisać? Przecież w
jednym esemesie mieści się, aż sto sześćdziesiąt znaków. Nie do końca
rozbudzona, zawarłam wszystkie te pytania w wysłanym do niego znaku
zapytania.
Zrozumiał.
"Wyjrzyj przez okno"
Natychmiast
podeszłam, odsuwając zasłony. I stanęłam jak wryta. Stał, naprzeciwko
mojego domu, po drugiej stronie ulicy. Nawet z takiej odległości
widziałam jego słodki uśmiech. Kolejny esemes, sprawił, że oderwałam od
niego wzrok.
"Mam nadzieję, że nie masz planów, na całą sobotę?"
Nie
miałam. Spodziewałam się, że zapewne będziemy coś razem robić, ale tak
po prostu. Nie pomyślałam o tym, że coś przygotował. Byłam całkowicie
zaskoczona.
"Skąd wiedziałeś?" - zapytałam.
Nie dostałam już
odpowiedzi, za to pospiesznie się wyszykowałam. Chciałam jak najszybciej
być z nim - z moim ideałem, moim szczęściem.
Schodząc po schodach
natknęłam się na mamę, która posłała mi pytające spojrzenie. Nagle
dotarło do mnie, jak bardzo zaniedbałam rodziców. Praktycznie, rozmowa z
nimi trwała pięć minut, i czułam, że nie są z tego powodu zadowoleni.
Musiałam to naprawić. Ale nie dziś. Dziś czekał na mnie Damon...
Wszedłszy do kuchni wzięłam ze stołu kanapkę, wypiłam szklankę soku. Nie
chciałam odejść bez słowa.
- Znikam na cały dzień. Będę się włóczyć. Pa mamo.
Posłała
mi zaniepokojone spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Wiedziałam, że
jest lekko zdziwiona, gdyż taki tekst, był w moim wypadku zarezerwowany
na wakacje.
Wzięłam kurtkę, i wręcz wybiegłam z domu.
Stał, tam
gdzie wcześniej. Zamyślony wpatrywał się w przestrzeń, jednak, po
chwili, a dokładniej na mój widok uśmiechnął się. W jego oczach, było
tyle czułości, że przy nas Romeo i Julia mogli się schować. Delikatnie,
pochylił się, i lekko mnie pocałował.
Mój książę.
- Tęskniłem.
-
Ja też - wyznałam. Może do końca nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale
dopiero teraz gdy był, zrozumiałam jaką pustkę czułam, gdy go nie było.
- Gdzie masz czapkę?
Gwałtownie
zamrugałam, bo po prostu nie mogłam uwierzyć, w to co słyszę. Jednak,
nie dane mi się było zastanowić nad odpowiedzią, gdyż Damon zaskakująco
szybko zmienił temat.
- Mam na dzisiaj plany - powiedział wplatając
swoje palce, miedzy moje, i lekko pociągnął. Ruszyłam za nim ciekawa.
Szliśmy w ciszy. Po jakichś pięciu minutach nie wytrzymałam, i
zapytałam:
- Dokąd idziemy?
Spojrzał na mnie, i uśmiechnął się tajemniczo.
- Chcę Ci coś pokazać.
- Ale co pokazać? - Postanowiłam nie dać za wygraną.
- Niespodzianka - na widok mojej lekko obrażonej miny wybuchnął śmiechem.
-
Haha - pomimo tego, że uwielbiałam jego śmiech, starałam się przybrać
niezadowoloną minę. - Może chociaż mi powiesz, ile będziemy iść?
- Za pięć minut skręcimy do lasu, tam zejdzie się jakieś dziesięć, więc za piętnaście będziemy na miejscu.
- Idziemy do lasu?
Zaskoczenie
musiałam mieć wypisane na twarzy, bo znowu parsknął śmiechem. Nic nie
odpowiedział, a ja w ramach protestu próbowałam przyjąć na twarz
obrażoną minę.
Nie odzywałam się ani słowem, po prostu szłam za nim.
Momentami było naprawdę ciężko, bo ni stąd, ni zowąd zerkał na mnie,
wybuchał śmiechem, i z coraz większym zapałem, ciągnął mnie do tej
'niespodzianki'.
Szliśmy już przez las, po wydeptanej ścieżce.
Sceneria była bajkowa. Gałęzie uginały się pod ciężarem śniegu, i po
prostu żałowałam, że nie wzięłam ze sobą aparatu. Chociaż... Wtedy
musiałabym przyznać, że już tutaj mi się podoba, co zapewne skończyło by
się znowu tym łobuzerskim uśmiechem...
- Jeszcze jesteś zła? - zapytał, gdy chyba po raz setny na mnie zerknął.
Nie miałam ani siły, ani ochoty, by go okłamać.
- Nie - odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od jego cudownego uśmiechu.
- To dobrze, bo chcę Ci zadać kilka pytań.
Kilka pytań?!
- Jakich?
Cała
moja uwaga była skupiona na jego twarzy, i nie zauważyłam, że weszliśmy
na jakiś mostek, nad strumyczkiem. Zanim się zorientowałam, zakręcił
mną, oparł o balustradę i pocałował.
Często mnie tak zaskakiwał, i
zawsze byłam na to nieprzygotowana. Po prostu, odbierałam to jako akt z
jego strony, za to nic nie mogłam dać od siebie, bo zbyt szybko oboje
wracaliśmy w rutynę.
Odsunął się ode mnie, na kilka centymetrów i
patrzył na mnie. Cała sytuacja była dla mnie nad wyraz korzystna, gdyż
wtedy ja mogłam patrzeć w te jego niebieskie oczy.
- Podobasz mi się.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale zaskoczona je zamknęłam.
Wpatrywał
się nadal we mnie, ale ja nie mogłam wyrazić nic słowami. Po prostu
przyciągnęłam go do siebie, i pokazałam mu, jak bardzo on mi się podoba.
- Jesteś niezwykła.
- Jesteś niesamowity.
- Jesteś zabawna.
- To nie był żart.
- To dlaczego uważasz, że jestem niesamowity?
- A dlaczego Ty uważasz, że ja jestem niezwykła?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Masz cudowne oczy - wypaliłam.
Roześmiał się, i pokręcił z rozbawieniem głową. Tak, to było żenujące.
-
Dlaczego zmuszasz mnie bym powiedziała to głośno? Wszystko mi się w
Tobie podoba. Począwszy od tych Twoich niebieskich oczu przez czarujący
uśmiech do przerośniętego ego. Pasuje?
Teraz to on pokazał jak bardzo podoba mu się moja odpowiedź.
- A co takiego podoba Ci się we mnie? - teraz, gdy wydusił ze mnie moje wyznanie, nie mogłam mu odpuścić.
-
W Twoich oczach widzę cały świat. I czuję się strasznie głupio. Chyba
po raz pierwszy będę mówił o czymś takim. Właściwie, to nawet
niepotrzebnie powiedziałem chyba. Bo, chcę byś wiedziała, że jesteś dla
mnie wyjątkowa. Podobasz mi się. I to nie chodzi tylko o twój wygląd. Po
prostu dajesz mi pewność. Dajesz mi coś, na czym się opieram. Dajesz mi
siłę, antidotum na cały fałsz, złość, i strach tego świata. Kurczę,
wiem, pojebany jestem, że tak jakoś gadam. Ale co ja na to poradzę, że
tak czuję?
Byłam... Zaskoczona. Jego wyznaniem. Ale przez to zdawałam
się być całkowicie pewna, tego, że go kocham. Z każdym jego słowem
coraz bardziej.
- Tak właściwie, to co chciałeś mi pokazać?
- Tak właściwie, to niespodzianka była tylko pretekstem.
- By przemocą wydusić ze mnie wyznania?
- Nie wiem, gdzie Ty widziałaś tu przemoc. Ale przecież mowa tu, o moim przerośniętym ego, które jest zdolne do wszystkiego.
Rozbrajał mnie swoim zachowaniem.
- Zamknij oczy - poprosiłam.
Zaintrygowany
wykonał moje polecenie. Sama jeszcze nie do końca wiedziałam co chcę
zrobić. Pocałowałam go w czubek nosa, drgnął zaskoczony.
- Nie otwieraj oczu.
Leciutko musnęłam jego wargi.
- Policz do stu - szepnęłam mu do ucha.
- Chcesz się schować? - zapytał, przyciągając mnie do siebie, zarazem niwecząc wszystkie moje plany.
Wiedziałam, że bardzo łatwo rozszyfruje mnie, ale cóż mogłam na to poradzić?
- A nie chcesz mnie znaleźć?
Nie odpowiedział, jednak wyczułam, że odrobinę rozluźnił uścisk.
- Przecież tak ładnie proszę.
Puścił mnie. Nie myślałam, że tak bardzo będzie mi brakować jego dotyku.
- Liczę.
Oddaliłam
się. Sama nie wiedziałam co wyprawiałam. Chować się w lesie? Za
drzewami? Idąc zostawić świeże ślady na śniegu? Mimo wszystko
spróbowałam. To, że mnie znajdzie było więcej niż pewne, ale przecież
chyba tego chciałam?
Wiedziałam, że szybko mnie znajdzie, i wcale się
nie myliłam. Cała zabawa w chowanego (ja niestety, o wiele dłużej go
szukałam) przerodziła się w lepienie bałwana, rzucanie śnieżkami, i
aniołki na śniegu. Bawiliśmy się jak małe dzieci, ale to było... no, po
prostu coś. Coś niesamowitego.
- Śnieg pada - powiedziałam zaskoczona, gdy nagle dostałam śnieżką - Hej, to się nie liczy. Było z zaskoczenia!
- Wiem - odpowiedział. - Ale czy na początku ustalaliśmy jakieś zasady?
- Zaraz się obrażę, i pójdę do domu.
- Zaraz obydwoje pójdziemy do domu.
Byłam odrobinę zawiedziona, że już się rozstajemy. Już? Tylko kilka godzin?
- To się już zbieram.
Momentalnie, podniosłam się i skierowałam w stronę, w której wydawało mi, się, że jest mój dom.
- Nie idziemy tam.
Wstał za mną, a ja znów byłam rozdarta. Z jednej strony to nasze 'rozstanie' z drugiej ten jego zaczarowany uśmiech.
- A gdzie idziemy? - zapytałam, unosząc brwi.
- Oczywiście, jak zechcesz.
Kolejna niespodzianka, kolejna niewiadoma. Cały Damon.
- Jasne, że chce, ale gdzie?
- Do mojego domu.
Czy chciałam. Tak. I nie. Sama już nie wiedziałam. Chciałam być z nim, i to przeważyło. Chciałam przejść na kolejny etap naszej znajomości. Zaufałam mu.
NN u mnie. Zapraszam i pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńHmmm ciekawie i jakoś tak romantycznie.
OdpowiedzUsuńz ciekawością zajrzałam na bloga, który jest odmienną tematyką od mojej ulubionej szukając czegoś nowego i innego i nie zawiodłam się.
spodobało mi się.
ciekawe, miejscami wzruszające.
jeśli masz chęć w wolnej chwili zapraszam na http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com
Ciekawe :) będe tu częściej zaglądać
OdpowiedzUsuń