Nie, to słowo na dobrą sprawę nie opisywało tej pełni szczęścia, która mnie ogarnęła. To było coś o wiele większego.
"Wstałaś śpiochu? :*"
Taki
słodki esemes dostałam właśnie dziś, właśnie w ten grudniowy poranek.
Zresztą każdy esemes od niego był pełen słodyczy. I nie chodziło w nich o
dwukropek i gwiazdkę, którymi się tak jarałam. A może? Ja odczuwałam to
jako... uczucie? W każdym esemesie odczuwałam troskę, zainteresowanie
sobą. Czy to źle? Nie wiem. W każdym razie czułam się mega. Mega
kochana?
Tak wspaniale.
Bo wszystko było wspaniałe. Wspaniale
cudowne. Cudownie niezwykłe. Niezwykłe magiczne. Ugh, po prostu uczucie.
Uczucie wyczuwalne w powietrzu.
Bo wszystko było inaczej. Nie byliśmy parą. Ale należeliśmy do siebie? Bo chyba tak to można było określić?
Owszem, czułam się inaczej. Miałam wrażenie, że jest świetnie, i że było by o niebo lepiej gdyby nie była to taka 'tajemnica'.
Zresztą,
co ja plotłam? Nie była to żadna tajemnica, tylko brak publicznego
okazywania uczuć. Poza tym, to ja to wymyśliłam, więc czego chciałam? To
było najlepsze wyjście. Bo był.. Chris. I... Agatha. Właściwie, to ona i
jej ewentualne zachowanie którego się spodziewaliśmy było tym
'powodem'. Po prostu jej reakcja nie byłaby... najlepsza. A to nie był
czas na jej złośliwe komentarze, więc uznaliśmy, że tak będzie
najlepiej. Razem. To, że mnie napędzał strach o to, co pomyśli i jak
zachowa się Chris, zostawiłam dla siebie. Mimowolnie czułam, że samo
imię mojego najlepszego przyjaciela mogłoby coś zepsuć. Nie wiem, czy
słusznie czy nie, ale nie miałam sił, by odważyć się zaryzykować. Zbyt
dużo miałam.
A co miałam?
Miałam te momenty, gdy oboje złamaliśmy
daną sobie obietnicę i patrzyliśmy na siebie w szkole. Ten nieśmiały
uśmiech gdy zrobiliśmy to razem, w tym samym momencie, i to urocze
odwracanie wzroku. Bo to jest urocze, i żadna inna opinia tego nie
zmieni.
Ten prąd, który przebiega moje ciało gdy 'przypadkowo' muśnie
moją dłoń swoją. A później to tłumaczenie, że nie mógł się powstrzymać.
Pisanie
do siebie esemesów, gdy siedzi się od siebie zaledwie kilka ławek
dalej. O tym, jak bardzo lubi na mnie patrzeć, jak bardzo lubi moje
oczy, mój uśmiech. Jak bardzo chce, by lekcje się wreszcie skończyły, bo
ma dość tego, że musi się trzymać na dystans ode mnie.
Miałam te
godziny, które spędzaliśmy razem po szkole. One też wyglądały na
'chowanie się', ale nie zmienia to faktu, że były mega... romantyczne?
Bo od momentu, jak te spotkania się zaczynały, cały czas mnie dotykał -
trzymał za rękę, przytulał, gładził po policzku. Ja, zresztą też nie
pozostawałam bierna. Z nikim wcześniej nie czułam się tak jak z nim.
Każdy
dzień bywał... taki niepowtarzalny. Wczoraj wieczorem dajmy na to
zadzwonił, by życzyć mi kolorowych snów, zapewniając, że będzie myślał o
mnie cały czas - dopóki nie uśnie, przez sen, a potem z samego rana.
Cały czas.
Czułam
się... Nie było odpowiedniego określenia. Żadne słowo, nie spełniłoby
tu swojej roli. Taka... potrzebna? Taka... kochana? Taka... wyjątkowa?
Ale cóż mogłam poradzić? Przecież byłam ... zakochana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz