sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 3 - Numer dwa

Aż mnie wzięło. Po wszystkich lekcjach byłam wkurzona na maksa, i chyba jako jedyna nie podeszłam do nowego. Za to cały czas wpatrywałam się w komórkę w nadziei, że Chris coś napisze. Napisał na ostatniej przerwie.
Stałem oparty o ścianę, podczas gdy otaczał mnie mały tłumek osób. Każdy się przedstawiał i witał, ale jakoś nie miałem najmniejszej ochoty by zapamiętał może z jedno nazwisko. Większość osób się zmieniała, ale kilka zostało na stale. W tym jakaś brunetka, o zielonych oczach, która nachalnie się we mnie wpatrywała. Witałem się ze wszystkimi mając nadzieję, że uda mi się ją spławić na następnej przerwie. Teraz intrygowała mnie dziewczyna, która siedziała na parapecie, i uparcie wpatrywała się w telefon. Może, gdybym nie miał z nią na pieńku, to by do mnie podeszła? Bo z nie wiadomo jakich przyczyn, tylko tego w tej chwili pragnąłem. Zapytałem się, jakiegoś chłopaka, kim jest. Po prostu nie mogłem już dłużej powstrzymać swojej ciekawości. 
- Eliza. Spoko laska. Trochę... wiesz trzeba ją poznać. Szkoda jedynie, że tylko Chris ma u niej fory. 
Chris? Ale czy to było możliwe? To byłby zbyt wielki... Już wiedziałem co zamierzam zrobić. W mojej głowie uformował się plan, który zamierzałem za wszelką cenę zrealizować.
"Wpadnę do Ciebie w sobotę i odrobimy cały tydzień, zgoda?" What? Chyba go pojebało. Ja nie wytrzymam bez niego jednej doby, a co dopiero pięciu dni! Nie... Musiał nie wiedzieć... Bo skąd?! Ja sama nie wiedziałam, że będzie mi go tak brakować, do teraz. Spędzałam z nim całe dnie, tak, że nawet teraz wiele osób bało się przyjść i do mnie zagadać. Och, czy ja zawsze musiałam robić pierwszy krok? Liczę do pięciu i podchodzę do pierwszej osoby, z którą nawiążę kontakt wzrokowy. Zamykam oczy. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Otwieram oczy. WTF? Zmiana planów. Na pewno nie podejdę do tego nowego. Ej, zaraz, dlaczego on ciągle się na mnie gapi? I co to, do cholery ma być, że ja odwracam wzrok. No i kurwa mam swoje. Spokojnie, dam mu pięć sekund, a jeśli nadal się będzie na mnie gapił to mu przypierdolę.Otworzyłam oczy. Miał szczęście, gdyż właśnie w tej chwili bajerowała go Agatha. Wzięłam głęboki wdech, i podeszłam do Caroline, zapytać, czy nie wybrałaby się ze mną jutro do kina.

Następnego dnia rano, szłam do szkoły, zastanawiając się, gdzie podziałam swoją mp czwórkę. W obecnej chwili miało to być moje wybawienie, miało być nadzieją, iż ukochana muzyka sprawi, że czas nie będzie mi się dłużył. Wczoraj przetrząsnęłam wszystkie półki, ale jej nie znalazłam. Moja ostatnia nadzieja była w szkole, że mój ukochany sprzęt został zagrzebany gdzieś na dnie szafki. Niestety gdy tylko się przebrałam woźna wygoniła mnie z szatni. Ogólnie był to dla mnie jakiś zjebany dzień, gdyż do swojej szafki udało mi się dostać, dopiero pod koniec dnia.


Właśnie dostrzegłam jakieś czarne kabelki, pod książką od biologi. Nie myśląc o niczym rzuciłam się na nie. Usłyszałam jakieś auć, ale dopiero, gdy miała swój sprzęt w dłoniach, zdołała wykrztusić "sorry", w kierunku pokrzywdzonego. 
- Mam rozumieć że wreszcie postanowiłaś mnie przeprosić, za ten incydent przy schodach? - Odwróciłam się i zobaczyłam Damona. Na początku, byłam zszokowana, że to akurat on musiał zająć pustą półkę obok mnie, ale zaraz się opanowałam i posłałam mu ironiczny uśmiech. 
- Chciałoby się. 
- W takim razie, za co próbujesz mnie przeprosić? - zapytał, patrząc na mnie świdrującym wzrokiem. Trudno było to wytrzymać, ale dałam radę. - Może, za to, że mnie ignorujesz, choć wcale nie chcesz? 
- Coś Ci się pomyliło. Jak widać, masz kiepską ocenę sytuacji - powiedziałam, przy czym delikatnie wybadałam otoczenie. Wszyscy z klasy się na nas gapili, jakby nie mieli nic innego do roboty. Większość uśmiechała się przy tym, a niektórzy, rzucali do swoich sąsiadów jakieś ciche komentarze. 
- A może to Ty masz jakieś opory przed przyznaniem mi racji? - rzucił pytanie retoryczne. 
- Och, wal się. 
Nie odpowiedział. Trzasnęłam szafką i wyszłam przed szkołę. Oparłam się o filar, czekając na Caroline. Najchętniej spieprzyłabym gdzie pieprz rośnie. Nie wiem dlaczego. Zapewne bałam się, że Caroline zasypie mnie pytaniami, albo ten debil opuści szkołę przed nią. Caroline wyszła po kolejnej minucie. Od razu mnie zauważyła. Podeszła do mnie, i zapytała czy idziemy. Kiwnęłam głową. Chyba po raz pierwszy, przebywałam z nią w ciszy. Nie narzucała się, czekała aż ja pierwsza zacznę rozmowę.
- Patrzyłaś na repertuar? Jest coś dobrego w kinie? - zapytałam. 
To dziwne, ale była taka cicha... taka dziwna. Nie myślałam, że kiedykolwiek dojdę do takiego wniosku, ale wolałam kiedy paplała jak najęta. 
- Eh, nie bardzo. Ale bardzo chciałam iść do tego kina, że jestem gotowa iść nawet na znienawidzone przeze mnie science-fiction. 
- W takim razie proponuję, że pójdziemy na seans, który będzie najwcześniej? 
- Okej - uśmiechnęła się. - O co chodzi z Damonem? Jakaś cięta na niego jesteś. 
- Nie wiem. Po prostu... wkurwia mnie. 
Zerknęłam niepewnie na Caroline. Nie byłam pewna, jak zareaguje na moje słownictwo. Od zawsze co prawda wiedziała, że grzeczną dziewczynką nie jestem, ale jakoś zawsze, przy dalszych znajomych się powstrzymywałam. Ale czy Caroline, naprawdę była dalszą znajomą? Ona sama nie zdawała się być zdziwiona moim słownictwem. Postanowiłam nie drążyć tego tematu. 
- Ale dlaczego? Czy jakoś specjalnie Ci się naraził? - spytała. Nie chciałam wdawać się w szczegóły więc, opowiedziałam jej ogólnikowo, że jeszcze zanim został przedstawiony, jako nowy uczeń naszej klasy, zachował się niewłaściwie w stosunku do mnie. Caroline, zdawała się być zadowolona taką odpowiedzią. 
- A wiesz, że po tym... hym... incydencie... kilka dziewczyn chciało Ci wydłubać oczy? 
Uśmiechnęłam się zdezorientowana. O co chodziło Caroline tym razem? 
- Nie za bardzo Cię rozumiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
- No cóż... Kilka dziewczyn obrało sobie Damona na cel numer jeden i... - urwała. 
- Hej, co jest? - uśmiechnęłam się do niej. 
- Niech zgadnę... Są zazdrosne, bo zamieniłam z nim więcej słów niż one? - prychnęłam. 
- Eh, nie... Są zazdrosne, za... sposób w jaki na Ciebie patrzył. Tak... intensywnie. 
Czyli to nie było normalne spojrzenie? Nie wiedziałam co powiedzieć. Caroline kontynuowała: 
- Wiesz... Agatha, jest szczególnie na niego narwana. Znasz ją. Zmienia chłopców jak rękawiczki. Był nawet moment, kiedy startowała do Chrisa. Ale z Eveliną nie miała szans. Teraz... krążą plotki, że Chris jest jej numerem dwa. 
Co?! Mój Chris jest na celowniku jakiejś lafiryndy? Chyba miałam złość wymalowaną na twarzy, bo Caroline grzecznie odwróciła wzrok. Ale zaraz. Przecież Chris jest mój. Mój i Eveliny, ale skoro tej drugiej nie ma, to mogę rościć sobie do niego pełne prawo. A Agatha... Cóż... Jak tylko spróbuje, to jej przypierdolę, i odczepi się od niego raz na zawsze. Doszłyśmy do kina, i kupiłyśmy bilety, nawet nie wiem na jaki film. Byłam tak wkurwiona, że cały film miałam... natrętne wizje, Agathy oblepiającej Chrisa. Brr. Przestań o tym myśleć - nakazałam sobie. - Dobrze wiesz, że do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie, i już ty się o to postarasz.

3 komentarze:

  1. Zaglądam na Twojego bloga od dawna (no, cóż jestem w nim zakochana) i z radością przyjęłam Twój 'powrót' Już nie mogę się doczekać genialnych rozdziałów, których nie znam na pamięć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cóż. Nigdy nie pisałam, i pewnie pisać nie będę 'genialnych rozdziałów', ale mam nadzieję, że to co aktualnie tworzę, choć w najmniejszym stopniu Ci się spodoba :)

      Usuń
  2. Ela... mi te opowiadania podobają się w największym stopniu ;) pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń