A ja nawet nie wiem kiedy
zaczęłam uwielbiać towarzystwo Caroline.
Od poniedziałku, aż do piątkowego
wieczoru nie dostałam od Chrisa żadnej wiadomości... żadnego znaku życia.
Właśnie kończyłam odrabiać pracę domową z matematyki. Mam taką dziwną
tendencję, że jeżeli nie mam innych planów, to odrabiam lekcje w piątek
wieczorem, ewentualnie w sobotę rano.
'Będę o 10' napisał mi. Spojrzałam na zegarek. Była dziesięć minut po
dwudziestej. Czyli jeszcze czternaście godzin bez niego. Od razu
spochmurniałam. Ale w końcu wytrzymałam pięć dni. W porównaniu z nimi, te kilka
godzin to pikuś.
Wstałam po dziewiątej. Zaczęłam ogarniać pokój, by po chwili zejść na dół.
Zjadłam płatki i przemyciłam do pokoju ciasteczka. Postanowiłam nie czekać na
Chrisa przed domem. Bałam się, że nie będę umiała pohamować emocji.Wierzyłam,
że od dzwonka, do momentu w którym otworzę mu drzwi zdążę zamaskować uczucia.
Zresztą, gdybym jednak zdecydowała się na niego czekać, byłoby to nienaturalne.
Od razu by mnie rozszyfrował, a ja nie chciałam na to pozwolić.
Spóźniał się. I nie liczyło się, czy dwie minuty, czy dwie godziny. To było
całkiem nie w jego stylu. A było już dobrze po piętnastej.
Po pierwszych dwóch minutach byłam jeszcze spokojna. Po piętnastu - nieźle
wkurwiona, ale zdecydowałam wsiąść sprawy w swoje ręce dopiero po godzinie osiemnastej.
Było dość chłodno, więc cieszyłam się w duchu, że wzięłam wiatrówkę. Wiatr i tak bawił się moimi włosami, targając je na wszystkie strony. Wewnętrznie
czułam chłód. Coś mroziło mnie od środka, jakieś uczucie, którego nie potrafiłam w danej chwili
zidentyfikować. Jeszcze nigdy dziesięciu-minutowa droga do Chrisa nie dłużyła mi się tak bardzo. Zdawały się upływać godziny.
Zwolniłam kroku dopiero przed mosiężną bramą. Cały dom przypominał dworek. Jako
dziecko uwielbiałam się tu bawić, żałowałam jedynie, że nie było tu tajemnych
przejść. Chris siedział na werandzie. Z kimś. Widziałam, że to jakiś chłopak,
ale siedział tyłem, więc nie mogłam dostrzec jego twarzy. Chris wpatrywał się w swoje
stopy, też zdawał się jej nie widzieć. Cała scena była dziwna, jakby... napięta. Ale w tym
momencie miała przecież jeden cel. Porozmawiać z Chrisem. Dowiedzieć co sie z
nim dzieje. Był inny. Taki... tajemniczy.
W momencie, gdy doszłam do werandy, Chris podniósł wzrok. Wyglądał... dziwnie.
Miał zmęczoną twarz, podkrążone oczy. Gdy uśmiechnęłam się do niego,
odwzajemnił uśmiech. Wtedy odwrócił się jego towarzysz.
Co do cholery robił u niego Damon?! Czy mi się wydawało, czy na mój widok się
uśmiechnął?!
- Ja muszę was na chwilę opuścić - powiedział, a ja poczułam się odrobinę lżej.
Chociaż miałam okazję pogadać chwilę z Chrisem sam na sam. Byłam nabuzowana.
Wiedziałam, że nie powinnam marnować swojego czasu, na Damona, ale irytowało
mnie to, że... on spędza czas z Chrisem, a ja nie.
- Co ON tutaj robi? - gdy usłyszałam swój głos byłam zdziwiona. Nie
spodziewałam się, że powiem to tak jadowitym tonem. W oczach Chrisa przez
chwilę zobaczyłam cień, ale zaraz potem odpowiedział mi pewnym tonem:
- Poznaje sąsiadów.
- Długo tu siedzi?
- Od rana. Jęknęłam opierając się o ścianę. No, pięknie! Wyglądało na to, że ten
pacan... Stop! Wykorzystaj to co masz.
- Dlaczego Cię nie było w szkole?
Nie odpowiedział. Dziwne. Tak, jakby miał jakąś tajemnicę. Poczułam się...
odepchnięta. Od jego spraw. Od jego życia. Mało brakowało, a rozpłakałabym się. Ale przecież byłam silna. Nie mogłam się nagle rozbeczeć.
Zaczęłam się zastanawiać jak się zmyć. Po części by nikt nie zobaczył moich
łez. A z drugiej strony - czułam, że Chrisowi, jest ciężko, i nie miałam
najmniejszej ochoty, by i mnie miał na sumieniu.
Wpatrywałam się uparcie w marmur pod moimi stopami. Nie spodziewałam się, że
jednak zechce cokolwiek powiedzieć.
- Teraz... nie mogę... - szepnął mi do ucha. Intuicyjnie, wydawało mi się, że
jednak powinnam mu zaufać. W końcu to był Chris. - Może jak będzie sposobność...
w szkole.
Z niezadowoloną miną pokiwałam głową. Usłyszałam kroki.
- Muszę na chwilę cię opuścić. Zaraz wracam.
Gdy podniosłam głowę, autora tych słów już nie było. Jedyną żywą duszą w
zasięgu mojego wzroku był Damon. I kurwa znowu patrzył na mnie. Kurwa
centralnie na mnie. Nie było pomyłki. Przecież nikogo innego tu nie było! Bez
żadnego pieprzonego wstydu, że go przyłapałam. I jeszcze się kurwa delikatnie
uśmiechnął!
- Dlaczego się tak na mnie gapisz? - niemal warknęłam, nie odrywając od niego
wzroku.
On tymczasem powoli się przemieszczał. Szedł pewnym, powolnym krokiem w moją
stronę. Zatrzymał się metr ode mnie, i dopiero wtedy odpowiedział:
- Wciąż czekam na przeprosiny.
Zaraz go jebnę.
- Niby za co? - odezwałam się na zaczepne. Dziwiło mnie odrobinkę, że stara się
być miły, podczas gdy ja miałam ochotę się na nim wyżyć. Musiał to wiedzieć.
Byłam pewna, że cała moja osoba, niewerbalnie aż krzyczy, w jakim jestem
stanie.
- Nasze pierwsze spotkanie.
Znów ten nonszalancki ton, i nachalne spojrzenie.
- Chyba Cię zdrowo popierdoliło.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy. Nie
zdążyłam się uchylić, i dotykając opuszkami palców mojego policzka, wetknął mi
za ucho niesforny kosmyk z którego sobie nawet nie zdawałam sprawy.
- Co to do cholery było?! - gdy tylko odsunął rękę, usłyszałam swój głos,
podniesiony o kilka tonów, wyrażający oburzenie.
- Dlaczego tak reagujesz? - spytał znowu swoim spokojnym tonem.
- Co ty pierdolisz?!
- Jesteś... nastawiona na nie. Ignorujesz mnie, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
Pod koniec jego wypowiedzi, ton głosu był odrobinę wyższy.
- Nie przepadam za Tobą, nie życzę sobie, żebyś stał tak blisko, i ...
odpierdol się, dobra?
Nadal na mnie patrzył. Po kilku sekundach, odwrócił się i odszedł. Zanim jednak
zniknął za drzwiami usłyszałam jego głos:
- Wkurwiasz mnie... Ale i tak mi się podobasz.
Mam zaszczyt zaprosić Cię na Rozdział I na flames-of-ice.blogspot.com. Zapraszam serdecznie!
OdpowiedzUsuńSweetness
Przepraszam za Spam, usuń, jak tylko przeczytasz notkę :)