sobota, 20 października 2012

Rozdział 14 - Rozczarowanie

Jestem idiotą. Dupkiem. Zwykłym skurwielem. Jak mogłem...? Sama... Nie, to nie jest żadne pieprzone usprawiedliwienie.
Już za późno. Znienawidzi mnie.
A może...?
Tak, przecież na dobre porzuciłem ten swój jebany plan.
Ale czy na pewno?
Tak, w dupie z tym.
Mam dość. Tak, starczy tego. Jest dobrze. Nie będzie źle.
To takie... inne... obudzić się przy osobie, która Cię kocha. Słyszeć jej oddech, czuć jej ciepło przy sobie.
Patrzyłam jak śpi. Taki bezbronny, taki kochany. Cichutko sięgnęłam po komórkę, i zrobiłam mu zdjęcie.
Przebudził się, chyba jak odkładałam telefon.
Był taki idealny, taki doskonały...
- Hej - mruknęłam.
Nie odpowiedział, tylko dał mi czułego buziaka.
Nie mogłam dłużej znieść tego spojrzenia. Przewróciłam się na plecy, i wpatrzyłam w sufit.
- Żałujesz?
Pokręciłam przecząco głową.
- A Ty?
- Teraz już nie.

Wróciłam do domu. Naszła mnie ochota, by zapunktować u rodziców. Doszło do mnie, że strasznie ich zaniedbywałam. Z napędem, jakim jest ciągłe myślenie o Damonie, dość szybko ogarnęłam kuchnię, i przygotowałam obfite śniadanie.
Rodzice byli pozytywnie zaskoczeni. Zaczęli też robić mały wywiad, co w szkole, u Chrisa, u Carol. Cóż, widocznie, ostatnimi czasy zapomniałam obsypywać ich informacjami.

Ten tydzień był nie do zniesienia. Byliśmy tak blisko, a jednocześnie tak daleko od siebie.
W następną sobotę, ubrałam się w zwykłą sukienkę w kolorze beżowym, obwiązaną w pasie czarnym paskiem z kokardką. Zwykła. Normalna. Rozpuściłam włosy, i zrobiłam leciutki makijaż. Idealnie, na domówkę u Mike'a.
Damon przyszedł po mnie do domu, za piętnaście ósma. Tym samym uciekła mi ostatnia szansa, by się wycofać - udać, że zachorowałam, czy coś w tym stylu.
Od mojego domu, szliśmy trzymając się za ręce. Serce biło mi jak szalone. Miałam przeczucie, że wpadniemy na kogoś po drodze, i będzie na nas z mega zdziwieniem patrzył... Zresztą... Czy jest jakaś różnica czy ktoś zobaczy nas razem na imprezie, czy na pięć minut przed?
Mike standardowo, zapraszał gości do rozgoszczenia się i zbierał płaszcze.
- Siemka - z uśmiechem wyciągnął dłoń w stronę Damona. Widząc nasze splecione ręce uśmiechnął się. Nie widziałam u niego zbytniego zaskoczenia, czy zdziwienia. Cofnął rękę, gdyż Damon jakoś nie zbierał się, by wypuścić moją lewą dłoń.
A może przesadzałam z reakcją innych? Może to nie będzie szokiem, a wszyscy przyjmą to tak jak Mike?
Wystarczyło dziesięć kolejnych sekund, by przekonać się, że nie.
Jason patrzył na nas z lekko otwartymi z zaskoczenia ustami. Odwrócił wzrok, dopiero wtedy, gdy napotkał moje spojrzenie. Caroline przyglądała się nam bez zaskoczenia, ale tak jakby ze smutkiem. Uśmiechnęła się do mnie leciutko, jednak uśmiech nie objął oczu, które nadal były bez wyrazu. Zachowanie reszty towarzystwa, było mniej więcej takie same.
No, może poza Agathą... Ta, z wrażenia upuściła nawet szklankę.
- Zatańczymy? - zapytał Damon. Zapewne chciał, bym przestała wpatrywać się w zaskoczone twarze.
- Okej.
Leciało akurat Paradise Coldplay'a.
Weszliśmy na parkiet, w którym kilka par tańczyło przytulańca. Dołączyliśmy do nich.
- Żałujesz? - dobiegł mnie cichutki szept, przy uchu.
- Teraz już nie - odpowiedziałam z leciutkim uśmiechem. Chrzanić ich. Przyzwyczają się.
And so lying underneath those stormy skies
She'd say, "oh, ohohohoh I know the sun must set to rise"
Dokładnie.
Piosenka się skończyła, a mój wzrok wpadł na Chrisa. Wcześniej, albo go nie było, albo był ukryty za tłumem. Nie wiedziałam, którą opcję wolałam.
- Pójdę po coś do picia - Damon ruszył w stronę stołu, a ja wybrałam się w przeciwną stronę - w stronę Chrisa.
- Hej - mruknęłam.
- Hej - opowiedział.
Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Ale coś musiałam.
- Chris, ja...
- Spoko, rozumiem.
Powiedział to takim bezbarwnym tonem, że spojrzałam na niego ze strachem. No tak. Doskonale wiedział, co chcę powiedzieć. Znał mnie na wylot.
The funny thing about that is
I was ready to give you my name
- Ale... uważaj, dobrze? Nie chcę, żeby spotkało Cię rozczarowanie.
- Rozczarowanie? - zapytałam zbita z tropu.
- Nie wszystko zawsze jest takie, jakim się wydaje.
- Co nie jest takie, jak mi się wydaje? - zdezorientowanie i niewiedzę na pewno dało wyczuć się w moim głosie.
- Nieważne.
- Masz mi natychmiast to wyjaśnić.
- Nie, dobrze wiesz, że tego nie zrobię.
I just can't do without ya
Can you tell me is this fair
Wiedziałam. Zawsze jak zbywał temat słowem "nieważne" nie dało się już z nim powrócić do tego tematu.
- Więc akceptujesz to? - zapytałam. Musiałam się upewnić.
- A dlaczego nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem.
Shoulda known better when you came around
That you were gonna make me cry
Boże, czy ta piosenka musi teraz lecieć?!
- Pójdę pogadać z Carol - postanowił.
Może to i lepiej.
Zaczęłam rozglądać się za Damonem.
- Dobrze się bawisz? - za moimi plecami rozległ się wysoki głos Agathy.
- Świetnie, w przeciwieństwie do Ciebie - odpowiedziałam. Gdzie ten Damon? Nie zamierzałam wdawać się z nią w jakiekolwiek dyskusje. Sam fakt, że ją toleruję był cudem. Zamierzałam jak najszybciej od niej odejść.
- Odpuść sobie. On jest mój - wysyczała.
- Kto jest Twój? - zapytałam. Przeczuwałam odpowiedź. Jednak szmata, to szmata. I po cholerę psuję sobie wieczór, dyskutując z nią?!
- Damon.
Tak jest. Moje przeczucia zawsze się sprawdzają.
- Rozumiem kochanie, że jesteś zazdrosna. W końcu to ja z nim przyszłam, to ze mną spotyka się w wolnym czasie. Nie będę Cię przepraszać za to, że możesz rozbierać go wzrokiem, gdy ja mogę to robić rękoma.
- Taka inteligentna, a taka naiwna.
- Weź spierdalaj.
Już miałam odejść, gdy złapała mnie za łokieć. Syknęłam z bólu.
- Może to do Ciebie nie dociera, ale jesteś tylko jego zabawką - syknęła. - Jak myszka wpadłaś w jego pułapkę. Przecież widzisz jaki on jest. Nie należy do zbyt stałych w uczuciach. Skacze z kwiatka na kwiatek. Teraz to toleruję, musi się odrobinę zabawić. Ale po ślubie to się zmieni.
Agatha bez jakichkolwiek zahamowań psuła mi humor. Nie miałam pojęcia, ile z tego, co mówi, jest prawdą. Zasiewała, we mnie ziarenko, które mogło w każdej chwili owocować.
Och, daj spokój, przecież ona kłamie jak najęta. Przecież go kochasz.
uważaj, dobrze? Nie chcę, żeby spotkało Cię rozczarowanie
- Och, ślub! Daliście już na zapowiedzi?
W moim zbyt przesłodzonym głosie, dało się wyczuć sarkazm.
- Poczekamy kilka miesięcy, do narodzin dziecka.
Coś ciężkiego opadło na dno mojego serca. Jakie dziecko?!
Byłam w szoku. Agatha to wykorzystała i wcisnęła mi w ręce USG płodu.
Bezwiednie, je oglądałam.
To jeszcze nie dowód.
Jak nie dowód jak dowód.
Patrzyła na mnie, zafascynowana. Oddałam jej zdjęcia. Nie miałam dłużej ochoty tu być.
Rozczarowanie
Ja pierdolę, ten to zawsze musi mieć rację.
Jednak nadal stałam tam gdzie wcześniej. Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Agatha, tymczasem chowała USG do torebki. Nie zauważyła, że wypadło jej jakieś zdjęcie. Odruchowo je podniosłam.
Damon, Agatha. Razem. Ściśnięci, i uśmiechnięci do zdjęcia. Coś stanęło mi w gardle.
Rozczarowanie
Nie miałam wątpliwości, że specjalnie to upuściła.
- Jest Twój - tylko na tyle mogłam się zdobyć.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
Strzeż mnie Panie Boże, żebym nie złamała piątego przykazania dekalogu.
Odwróciłam się, by jak najszybciej stąd iść. Oczywiście, gdy tylko się odwróciłam, ujrzałam Damona. Szedł w moim kierunku, z uśmiechem. Do momentu, gdy mnie zobaczył. Zatrzymał się zdezorientowany. Ruszyłam do wyjścia.
Nie biegłam, ale też nie spacerowałam. Szybko przemieszczałam się w tamtym kierunku. Obejrzałam się przez ramię. Damon mnie gonił. Błogosławiłam fakt, że był otoczony skupiskiem ludzi. Kątem oka, dostrzegłam też Agathę, idącą w jego kierunku. I dobrze. Rodzinka w komplecie.
Wyszłam chyba nie zauważona. Na ławce przed domem Mike'a siedział Chris.
- Co się...? - nie dokończył.
- Chodźmy - poprosiłam.
Nie mówiąc nic, zdjął swoją kurtkę, i narzucił mi na ramiona. Poszliśmy razem, okrężną drogą do mojego domu. Nic nie mówił, tylko trzymał mnie w ramionach.
Za to kochałam Chrisa. Zawsze wiedział, czego oczekuję.
Gdy w końcu doszliśmy do mojego domu, oddałam mu kurtkę. Nie widziałam jak ma wyglądać następna godzina, następny dzień. Nie myślałam, że aż tak, to zaboli.
- Powiesz mi? - zapytał po raz ostatni, na pożegnanie.
- Rozczarowanie.
Tylko tyle, byłam w stanie powiedzieć.

5 komentarzy:

  1. W tym momencie mnie zatkało.... To dziecko nie może być Damona!!! Już się przyzwyczaiłam do tego, że El nie jest z Chrisem i będzie szczęśliwa z Damonem a tu taki szok... Mam nadzieję, że szybko się to wszystko wyjaśni. Pozdrawiam i czekam na NN.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, jak ja kocham twojego bloga! Cudowny rozdział! Ale Agatha namieszała, czekam na dalsze rozwinięcie!! A, zapraszam również do siebie [infernal-story]

    Selene

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy blog pośród tak wielu wspaniałych! Serdecznie zapraszam do przeczytania prologu na http://be-the-ocean-where-i-unravel.bloog.pl/ Fani Deleny na pewno znajdą coś dla siebie, wystarczy tylko śledzić ich losy w owym opowiadaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na NN u siebie:P Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. NN u mnie:D Zapraszam i pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń