sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 2 – Nowy


Obudziłam się kilkanaście minut przed dzwonkiem budzika. Nie byłam już senna, ale zdecydowanie zbyt leniwa, by wstać i po prostu zacząć się szykować. Postanowiłam przeznaczyć ten czas na rozmyślania. Byłam niemalże pewna, że niedługo będę musiała podjąć decyzję. Decyzję w sprawie Chrisa. Nasze niespodziewane wczorajsze zbliżenie musiało ponieść za sobą jakieś konsekwencje. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Rozumieliśmy się bez słów. Ale czy byliśmy gotowi na miłość?

Oczywiście, że go kocham. Jest dla mnie ważny. Jak brat. A może ktoś więcej? Przecież nie widziałam swojej przyszłości bez niego.
Widywaliśmy się prawie codziennie. Właściwie to biorąc pod uwagę ostatni rok, to prawie nie byłoby potrzebne. Bez względy na pogodę wyciągaliśmy się z domu na długie spacery, nawet w czasie choroby odwiedzali się wzajemnie. Jego obecność w moim życiu, była głównym czynnikiem wpływającym na mój humor. Snuliśmy plany na przyszłość, by za rok iść na studia do tego samego miasta. 
Ale skąd mam do cholery jasnej wiedzieć, czy to miłość czy... nie wiem... chociażby przyzwyczajenie? Chris jest właściwie jedynym przedstawicielem płci przeciwnej, z którą mam dobry - ba, świetny kontakt. W końcu przyjaźnimy się od dobrych kilku lat, a znamy jeszcze dłużej. Po wyjeździe Eveliny szczególnie się do siebie zbliżyliśmy. Mogłoby się wydawać, że część miłości, którą ją darzyliśmy przelaliśmy po prostu na siebie. Nie mogliśmy się rozstać, cokolwiek by to miało znaczyć. Przestanie się widywać, byłoby męczarnią zarówno dla mnie, jak i dla niego. A teraz trzeba było podjąć decyzję, o wspólnych relacjach. Wybór spocznie zapewne na mnie, bo Chris, tak jak zawsze nie będzie mnie do niczego namawiał, będzie czekał aż będę pewna. Tylko, jaką miałam podjąć decyzję? Nie miałam najmniejszego pojęcia, i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie mnie olśni.
Wraz z dzwonkiem budzika zwlekłam się z łóżka i zaczęłam szykować się do szkoły. Zgodnie z prognozą pogody ten majowy dzień miał być słoneczny, więc pod granatową bluzę zdecydowałam się włożyć niebieski top z napisami. Zdawało mi się, że to zdecydowanie pasuje do jasnych rurek i szarych trampek. Gdy spojrzałam w lustro, okazało się, że ani trochę się nie myliłam.
Upięłam włosy w kucyk na czubku głowy, i zajęłam się poranną toaletą. Zazwyczaj się nie malowałam, ale dziś okazjonalnie przejechałam oczy tuszem do rzęs. Nie wiem co mnie naszło, ale dziś... chyba chciałam czuć się wyjątkowo. W momencie, gdy miałam wychodzić z domu dostałam od Chrisa, esemesa, że nie będzie go dzisiaj w szkole. Cały dobry humor o ile go miałam wyparował ze mnie. Nie będzie go dzisiaj w szkole. A ja miałam nadzieje. Ale na co? Że jak go zobaczę, to mnie olśni, że będę wiedziała czego chcę. A tak... zostawał kolejny dzień niepewności.
Mimo braku chęci poszłam do szkoły. Po południu mogłam się z nim zobaczyć zanosząc mu notatki. 
Na matmie nawet nie słuchałam pana Tannera. I tak nigdy mnie nie pytał, nie sprawdzał pracy domowej. W końcu, jako ulubienica, miałam fory. Mogłam do woli rozmyślać, o mojej sytuacji. Wszystko wskazywało na to, że ogarnie mnie spontan. O mało nie wybuchnęłam śmiechem, przypominając sobie, co Evelina myślała o byciu spontanicznym. "Spontan? Spoko, tylko potem nie pierdol, że żałujesz." Och, dlaczego wtedy, nie posłuchała samej siebie?! Nie miałaby tego problemu, nie wstydziłaby się, nie bałaby się reakcji... Stop! Zakaz myślenia o niej. Mam przecież swoje problemy, z którymi muszę się uporać. Dla Eveliny jest już zdecydowanie za późno.
Zadzwonił dzwonek, a ja dalej nic nie wiedziałam. Czułam tylko pustkę, że Chrisa nie ma obok mnie. Wysłałam mu wiadomość dlaczego go nie ma, po czym usiadłam pod salą do angielskiego. Wpatrywałam się uparcie w telefon, czekając na odpowiedź. Po pięciu minutach ją otrzymałam, jednocześnie czując się jeszcze bardziej nieswojo. "Po prostu". Od cała odpowiedź. Dość niemiła, podjudzająca. Zostało jeszcze pięć minut przerwy, więc postanowiłam udać się do łazienki, by do niego zadzwonić, bez gwaru, by usłyszeć jak się będzie tłumaczył. Czułam się w pewnym sensie obrażona. No bo jak mógł zignorować moją troskę o niego?
Ruszyłam schodami w dół, na pierwsze piętro. Wychodziłam zza rogu, gdy zderzyłam się z kimś. Straciłam równowagę. Telefon wypadł mi z dłoni, rozsypując się na kilka kawałków, a ja wyciągnęłam do tyłu ręce, przejmując upadek na dłonie.
Poczułam się słabo. Mój telefon w kawałkach. 
Chwyciłam największą część, i jęknęłam z żalu. Wypadła nawet ta pieprzona karta sim. Rzuciłam się by znaleźć wszystkie elementy. Na szczęście dość szybko mi się udało. Zerknęłam na zegarek. Dwie minuty. Nie zdążę z nim porozmawiać. 
- No kurwa! - powiedziałam może za głośno. Pół korytarza, spojrzało na mnie. Sprawca wypadku też na mnie patrzył, próbując ukryć uśmiech.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka nerwowa - odrzekł.
Czy mi się zdawało, czy się ze mną droczył?
- Szkoda bardzo, żebyś wiedział. A gdzie słodkie przepraszam?
- No właśnie czekam - powiedział, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- To się nie doczekasz! - czy naprawdę wykrzyczałam to tak głośno, że aż zabolały mnie uszy?
Wzięłam moją torbę, i ruszyłam z powrotem na górę. Czy mi się zdawało, czy naprawdę każdy schodził mi z drogi? Ruszyłam wściekła pod klasę. Angielski mi zleciał nawet nie wiem kiedy. Na następnej przerwie, od razu ruszyłam do toalety, ale przez całe dziesięć minut telefon Chrisa był poza zasięgiem. Nie traciłam jednak nadziei. Przede mną były jeszcze trzy przerwy, w tym jedna półgodzinna, a później nie musiałabym już dzwonić...
Ruszyłam na chemię już trochę mniej nabuzowana. Usiadłam w mojej ukochanej trzeciej ławce, rzucając torbę na miejsce Chrisa. Na chemii, mogłam się odprężyć. Lubiłam słuchać nauczycielki, tym bardziej, że po lekcji, wystarczyło mi późnej tylko powtórzyć materiał.
Wlepiłam wzrok w nauczycielkę czekając na wykład. Ona tymczasem, mówiła o zawieraniu nowych znajomości, a po pięciu minutach, przyprowadziła z za drzwi klasy tego idiotę na którego wpadłam. Nazywał się Damon Elbert, i dopiero co się przeprowadził do miasta. Gdy tylko go zobaczyłam ciśnienie mi podskoczyło, a gdy znalazł mnie wzrokiem, i przy tym się uśmiechnął miałam ochotę mu zajebać.
Wkrótce nauczyciel kazał mu zająć miejsce, i o ile się nie mylę siadł do piątej ławki. Chciałam okazać, że mnie nie obchodzi, bo dlaczego miałby mnie obchodzić? Miałam go gdzieś. Nie no, co to ma do cholery być? Wypierdalaj z mojej głowy!

2 komentarze: