Nieoczekiwana propozycja.
Część pierwsza - propozycja
Wiodłam całkiem normalne życie. Zanim wywróciło się do góry nogami
oczywiście. Nie wiem na dobrą sprawę kiedy się to stało. Czy już wtedy na tej
przeklętej osiemnastce, na której zwróciłam na niego uwagę? Czy może po tej
jego niemoralnej, oburzającej, ekstrawaganckiej i demoralizującej propozycji? W
każdym razie zupełnie niespodziewanie zaczęłam tracić kontrolę nad swoim
życiem. Począwszy od decyzji których nie chciałam, a musiałam się podjąć, przez
te wszystkie głupie, nieprzemyślane zagrania z mojej strony. Wszystko to pchało
mnie w jednym kierunku - kierunku zatracenia samej siebie i całkowitego
pogubienia się z myślami i uczuciami. Ale może od początku.
Nazywam się na Emily Young i mam siedemnaście lat. Nie wiem czy
jestem ładna, ale chyba jednak mam w sobie to coś, skoro chłopcy do mnie lgną.
Nie powiem, kiedyś uważałam to za miłe, ale obecnie - to męczy. I to bardzo.
Mało kto traktuje mnie poważnie. Większość koleżanek najzwyczajniej w świecie
jest zazdrosna o to zainteresowanie mną. Udają miłe, chcą się kumplować, a tak
naprawdę plują jadem za moimi plecami. Dodatkowo myślą, że tego nie widzę.
Idiotki.
A chłopcy? Wcale nie jest lepiej. Wymarzone relacje mam tylko z
Damienem i to tylko dlatego, że jest gejem. Każdy inny chłopak oprócz niego co
jakiś czas proponuje mi randkę albo daje jednoznaczne sygnały, co po prostu
doprowadza mnie do szewskiej pasji. Tylko z Damien mogę porozmawiać i jest on
dla mnie jedyną namiastką przyjaciela.
Nie raz zastanawiałam się, czy może znaleźć sobie chłopaka, tak
dla świętego spokoju. Ale nie rajcowało mnie to. Nie chciałam mieć chłopaka,
byle nie być singielką. Owszem, byłam na kilku randkach. Damian mówił mi, że
mam gust spotykając się ze starszymi od siebie studentami. Ale w gruncie rzeczy
marzyła mi się wielka miłość, może nie taka jak w komediach romantycznych,
starczyłaby zwyczajna, choć prawdziwa. Mimo to nie chciałam jej teraz,
uważałam, że są rzeczy ważne i ważniejsze i do tej drugiej grupy zaliczałam
naukę. I tu pod kolejnym względem byłam nienormalna jeśli porównać mnie z każdą
inną siedemnastolatką.
Chciałam się uczyć. Od zawsze. Nie, nie chciałam mieć dobrych
stopni - chciałam mieć wiedzę. Swojego czasu irytowało mnie to, że inni podchodzą
zazwyczaj zupełnie inaczej. Teraz jest mi po prostu wszystko jedno. Oswoiłam
się z tym, że mam cel do którego za wszelką cenę dążę. Marzenie, które odkąd
pamiętam chcę spełnić. Nieść pomoc. Ratować ludzkie życia.
Nie wiem, jak wielki wpływ na moje marzenie miał fakt, że mój
ojciec, którego obecności w moim życiu nie dane mi było doświadczyć, był
internistą. Miałam pół roku jak zginął w nieszczęśliwszym wypadku i wychowywała
mnie tylko mama. Ale nigdy nie narzekałam. Zdawało mi się, że jej miłość przewyższa
niekiedy uczucie którym byli darzeni moi rówieśnicy. To mi wystarczało i w
sumie to wystarcza nadal.
Arona poznałam, (chociaż właściwszym określeniem byłoby, że
pierwszy raz go zobaczyłam) na osiemnastych urodzinach Mii, koleżanki z klasy.
Zaprosiła mnie oczywiście nie z sympatii, a grzeczności, ale w związku z tym,
że Damien się wybierał to i ja postanowiłam pójść. Impreza była dość
zróżnicowana - byli ludzie z klasy, znajomi spoza szkoły i rodzina. Taka tam
mała bibka na sto osób. Mała, bo na możliwości Mii i stan portfela jej
rodziców, to naprawdę się ograniczyła. Dania na imprezie były naprawdę
wyszukane, jadłam coś pierwszy raz w życiu, na dodatek nie wiedząc jak się
nazywa. Muzyka też (podobno, bo ja się nie znam) była całkowicie szałowa.
Przetańczyłam kilka kawałków i siadłam na uboczu z Damienem. I to właśnie on go
zauważył. Zaobserwował Arona opierającego się o filar z szampanem w ręku.
Podsumował, że jest niezłym ciachem i brałby się za niego, gdyby był starszy.
No tak, bo zapomniałam o jednym, chyba dość ważnym szczególe - Aaron był
starszy. Na moje oko jakieś dziesięć lat więcej od nas, później się
dowiedziałam, że trzynaście, więc o wiele się nie pomyliłam. W każdym razie
właśnie wtedy przyciągnął moją uwagę - był inny. Owszem, nieziemsko przystojny,
ale to nie było do końca to. Już na pierwszy rzut oka rzuciła mi się jego
inność. Indywidualność. Oryginalność. I chyba tylko dlatego go zapamiętałam,
chociaż niedługo potem zniknął nam z oczu.
W każdym razie nie spodziewałam się, że go znowu spotkam. A już na
pewno nie dwa dni po imprezie, w zwykłym barze w którym pracowałam po
zajęciach. Serwując klientce zamówienie po prostu poczułam na sobie jego wzrok.
Spojrzałam w tamtym kierunku i niemal zastygłam w miejscu. Nie mam pojęcia
dlaczego tak zareagowałam. To było coś więcej niż zaskoczenie jego widokiem.
Był to swojego rodzaju niepokój - co taka osoba jak on robi w zwykłym barze, na
dodatek patrząc na mnie tak... Intensywnie? Chciałam ochłonąć, więc poprosiłam
kierowniczkę o przerwę, mając nadzieję, że jak wrócę to jego już nie będzie.
Nie wiem dlaczego tego chciałam. Może już wtedy podświadomie coś czułam?
Czułam, że ten człowiek nie jest dla mnie... z braku lepszego słowa -
bezpieczny? W każdym razie, gdy wróciłam po przerwie on nadal siedział w tym
samym miejscu. Wcale nie poprawiło mi to, wtedy już i tak fatalnego nastroju.
Próbowałam ochłonąć - wmawiałam sobie, że to normalny klient i niepotrzebnie
teraz panikuje. Nic to jednak nie dawało - serce nadal dziko kołatało w mojej
piersi, tym bardziej, że ciągle czułam z tamtej strony jego piekące spojrzenie.
Nie spojrzałam już co prawda w jego stronę, ale kilka innych osób zwróciło na
to uwagę. Muszę przyznać, że jeszcze bardziej mnie to zaniepokoiło. W tym
momencie bowiem przestawały być to moje chore urojenia. To była rzeczywistość.
Zaczynałam być coraz bardziej przerażona.
Naprawdę nie wiem jak utrzymałam się na nogach, gdy wreszcie
zdecydował się podejść do kontuaru. Złożył standardowe zamówienie, jedynie
niestandardowo intensywnie mi się przyglądając.
Zaczęłam się równocześnie zastanawiać co ja sobie wmawiam? Że taki facet miałby mieć coś wspólnego z taką siksą jak ja? Co ja sobie właściwie
wyobrażałam? Eh, ale co miałam poradzić, że moja porąbana głowa podsuwała mi w
tamtej chwili właśnie takie obrazy?
Wmówiłam sobie, że mam przestać się bać - bo przecież nie ma
czego. O wiele spokojniejsza wróciłam do pracy. Mój spokój osiągnął absolutne
maksimum, gdy zobaczyłam, że stolik przy którym siedział jest pusty.
Jednak dostałam małego zawału, gdy wychodząc zobaczyłam go
siedzącego na ławce naprzeciwko wyjścia. Stanęłam jak wryta, otrząsając się z
tego szoku dopiero po jego szelmowskim uśmiechu. Postanowiłam zwiewać gdzie pieprz
rośnie. Obcy facet przychodzi do baru w którym pracuję, intensywnie się we mnie
wpatruje, później zostaje go wychodząc z pracy. Może byłam przewrażliwiona na
swoim punkcie, ale prawdopodobieństwo, że cała sytuacja ma ze mną coś wspólnego
było duże prawda?
Po przejściu jakichś dwustu metrów zorientowałam się, że idę w
złym kierunku. Cóż, nie gonił mnie, uznałam więc, że nie czeka na mnie i po
prostu postanowiłam zawrócić. Pozostawała mi też opcja nadrobienia kilku
kilometrów idąc okrężną drogą. Nie, zdecydowanie wolałam się wrócić. Chociaż...
Gdybym wiedziała co się wydarzy wybrałabym te dodatkowe kilometry.
Już z daleka widziałam, że nadal tam siedzi. Teoretycznie mógł
sobie tam siedzieć nawet do rana, tyle że... Ciągle czułam coś cholernie
niepokojącego. A to wrażenie jeszcze bardziej nade mną zapanowało, kiedy
zawołał moje imię.
- Pan mnie wołał? - zapytałam go, siląc się na spokój.
Znowu się uśmiechnął. Chociaż miał zniewalający uśmiech, ciągle
czułam... niepokój.
- Tak, Emily - w jego ustach moje imię brzmiało... Nie wiem jak to
określić. Wymawiał je całkowicie inaczej niż wszyscy inni do tej pory. Chyba
właśnie dlatego, przez jego głęboki, niemal uwodzicielski głos czułam się jak
zahipnotyzowana.
- Pomóc w czymś? - zapytałam, ignorując fakt, że nie powinien znać
mojego imienia.
Nie zauważyłam kiedy do mnie podszedł. Dzieliły nas tylko
centymetry. A ja traciłam oddech.
Boże, co się ze mną działo? Dlaczego tak się czułam? Tak
dziwnie podekscytowana? Może przez jego szare oczy. Były zimne, ale równocześnie
niebezpiecznie błyszczące. Traciłam oddech, a nie miałam pojęcia co powoduje taki stan rzeczy.
- Mam dla Ciebie propozycję - oświadczył, przysuwając się jeszcze
bliżej, o ile to jeszcze możliwe.
Próbowałam otrząsnąć się z szoku. Właśnie przed chwilą nieznajomy
mężczyzna, którego widzę drugi raz w życiu chce złożyć mi jakąś propozycję na
niezbyt ruchliwej uliczce. Totalna masakra. Wydawało mi się, że nawet jakbym
chciała to nie miałabym dokąd uciec, zapominając, że niemal za plecami jest bar
w którym od ponad roku pracowałam.
- Słucham? - wcale nie byłam ciekawa jego propozycji, ale
podtrzymałam rozmowę. Nie wiedziałam co robić. Jego osoba całkowicie mnie
rozpraszała i równocześnie absorbowała. Najgorsze w tym wszystkim wydawało mi
się to, że zdawał sobie z tego sprawę.
- Chodźmy do mnie, do domu - powiedział, nadal intensywnie się we
mnie wpatrując.
Ugięły się pode mną kolana. Już wiedziałam, czego ode mnie chciał
i najzwyczajniej w świecie mi się to nie podobało. Ba, byłam wręcz zdruzgotana
i rozzłoszczona jego propozycją. Co z tego, że był przystojny? Deprawował
nieletnie składając im niemoralne propozycje, a to ani trochę nie było w
porządku. Dupek. Najwidoczniej wygląd szedł u niego w parze z parszywym
charakterem.
- Nie jestem zainteresowana - wycedziłam ze złośliwością w głosie.
Odwróciłam się by odejść, jednak przyparł mnie do ściany. Strach całkowicie
mnie sparaliżował. Nie miałam pojęcia do czego może być zdolny. Nie myślałam
nawet o tym by spróbować krzyknąć. A on był blisko. Stanowczo za blisko.
- Nie o to mi chodziło, ale podoba mi się Twój tok myślenia
Emily... - nasze usta się stykały, bardziej czułam to, że mówi niż słyszałam.
Serce mi biło jak szalone, ale nie wiedziałam już czy ze strachu czy z
ekscytacji. Chociaż... Gdy złożył leciutki pocałunek na moich wargach, wtedy
już byłam zdecydowanie pewna, że to nie był lęk.
Zanim zdążyłam pomyśleć, mrugnąć czy zaprotestować już go nie
było. Nie wiedziałam kiedy się odwrócił, ani w którą stronę poszedł, aż tak
byłam zdezorientowana.
W moich żyłach wciąż zdawała się krążyć adrenalina a serce nadal
było zawładnięte sprzecznymi uczuciami. Co się ze mną do cholery działo?
Obcy facet, którego imienia wtedy jeszcze nie znałam chce bym
poszła z nim do jego domu, później mnie całuje, a ja na koniec nie jestem
wściekła?
Jakoś wróciłam do domu. Właściwie to wcale nie pamiętam drogi. Nie
mam pojęcia czy widziałam kogoś znajomego, zapewne nie zauważyłabym nic nawet
wtedy, gdyby koło mnie przeszedł kosmita.
W każdym razie miałam niespokojną noc. Nie mogłam zapomnieć o tym
co się stało. Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. Gdy w końcu udało mi się
usnąć, śniło mi się, że byłam normalnie na lekcjach w szkole, tyle, że zamiast
Damien'a, to on był moim kolegą z ławki. W moim śnie bardzo intensywnie się we
mnie wpatrywał, nie obdarzając jednak pocałunkiem. W sumie nie jestem pewna,
czy to lepiej czy gorzej.
Postanowiłam jednak nie gdybać i puścić wszystko co wiązało się z
nieznajomym w niepamięć. Niestety nie było to takie łatwe. Bo niby z jakiej
paki, wpadłam na niego z samego rana w osiedlowym sklepiku pod moim blokiem?
Uciekłam ze sklepu nic nie kupując, nie czekając nawet na to, czy się odezwie.
A co! Niech wie, że ma się ode mnie odczepić!
Ale czy na pewno tego chciałam? Jadąc przez dwadzieścia minut do
szkoły znowu próbowałam się nad tym zastanowić. Tym razem doszłam do wniosku,
że tak. Owszem, był na tyle przystojny, że zwróciłabym na niego uwagę. Fakt, że
był starszy jakoś mnie nie odstraszał. Ale już wczorajsza akcja - jak
najbardziej. Doszłam do wniosku, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego - ani z
każdym innym, który sądzi, że będę chętna by iść z nim do domu, wiadomo po co.
Zagłuszyłam oczywiście moje... doznania, po pocałunku. Bo co poradzę na to, że
jestem w takim wieku, że szaleją mi hormony?
Zachowywałam się całkiem normalnie. No, przynajmniej mi się tak
wydawało. Damien jednak zauważył jakąś zmianę. W związku z tym, że nie umiem
kłamać, udało mu się ze mnie wydusić kilka spraw. To i owo. Właściwie to
wszystko.
- Ale z Ciebie szczęściara - podsumował.
Szczęściara? Zwariował? To ma być niby szczęście?
- Takie ciacho zwróciło na Ciebie uwagę, a Ty się nie cieszysz, w
ogóle nie mam pojęcia, jak mogłaś próbować go spławić - kontynuował.
- Z czego mam się cieszyć? - zapytałam. Bardzo lubię Damiena, ale
teraz miałam ochotę tylko i wyłącznie go zabić. - Z tego, że nie wiadomo skąd
zna moje imię? Że zaprosił mnie do swojego domu, chociaż za cholerę go nie
znam? Że mnie pocałował? Czy może dlatego, że czuję się przez niego
prześladowana, trafiając na niego pod moim domem z samego rana?
- Prześladowaniem bym tego nie nazwał, jeśli wiesz o co mi chodzi
- mrugnął do mnie, dając mi jednoznacznie do zrozumienia co ma na myśli.
Och, no dobra. Z tym prześladowaniem to może jednak przesadziłam.
Jakiś miesiąc temu, miałam nieszczęście umówić się z Jackiem, którym
zdecydowanie za dużo sobie od razu wyobraził. Telefony, esemesy, maile.
Właściwie to do tej pory miewam co jakiś czas głuche połączenia. Mogę się
założyć, że to od niego. Ale w takim razie, jak mogę określić nieznajomego?
- Zorientuj się czego dokładnie od Ciebie chce. Może chciał Cię
zaprosić do siebie na kolację, a nie do łóżka? Najwyżej go spławisz. Masz w tym
wprawę - Damien wygłosił swoje mądrości, próbując dodać mi otuchy, ale...
Czułam, że to nie będzie takie proste. Ja po prostu nie umiałam
normalnie rozmawiać z Nim. Onieśmielał mnie, wszystko wskazywało na to, że nie
umiem się przy nim normalnie wysłowić, a co dopiero jakoś go spławić.
Najlepiej by było, aby zniknął.
Ale tak się nie stało.
Widywałam go codziennie rano w sklepie, później zawsze przychodził
do baru na mojej zmianie, w soboty wpadałam na niego, chociażby w miejskiej
bibliotece. Tyle, że ja już byłam o wiele sprytniejsza i nie pozwoliłam by
doszło do jakiejkolwiek rozmowy. Pilnowałam się i gdy tylko był zbyt blisko
przechodziłam do planu szybkiej ewakuacji.
Mogłam się z nim bawić w kotka i myszkę miesiącami. Gdyby nie...
No właśnie - gdyby.
Moja mama miała wypadek. Złamany kręgosłup. Całe szczęście, że
rdzeń nie został uszkodzony. Tyle, że postawiło to przede mną nowe problemy.
Ogarnięcie domu, pracy, załatwienie rehabilitacji...
I tu pojawiał się problem. Bo nawet z połączenie oszczędności mamy
i moich odłożonych na studia, kwota była za mała. A powinnyśmy jeszcze z czegoś
żyć.
Nie miałam jednak do końca czasu się nad tym zastanowić. Niemal
nie zemdlałam, gdy podczas jednej z wieczornych wizyt w szpitalu
zobaczyłam jak nieznajomy rozmawia z lekarzem prowadzącym mojej mamy. Co
do cholery...?!
Panowałam jakoś nad sobą, przynajmniej tak mi się wydaje.
Postawiłam na sprawdzoną taktykę ignorowania, mama nic nie zauważyła, więc tak
drastycznie źle nie było. Byłam jedynie mocno rozkojarzona, przez co spóźniłam
się na autobus. Postanowiłam nie czekać na następny dwie godziny, tylko
ruszyłam spacerkiem do domu.
Nie przewidziałam jednak, że nieznajomy zechce mnie podwieźć.
- Nie ugryzę Cię. Zawiozę do twojego domu, naprawdę nie masz się
czego bać.
- Nie dziękuję - grzecznie odpowiedziałam. Trzymałam się swojego
postanowienia. Zamierzałam nie zbliżać się do niego wcale, jednak teraz było to
bardzo utrudnione. Nie miałam dokąd uciec. A on się nie poddawał.
Argumenty, że lubię spacery straciły swoją moc gdy zaczęło padać.
Cholera, nie miałam wyjścia. Musiałam wsiąść do jego cholernego
samochodu! Dalszy upór nie miał sensu, chyba że chciałam się w najbliższym
czasie rozchorować.
- Przykro mi z powodu Twojej mamy - próbował nawiązać rozmowę.
Nie miałam zamiaru niczego mu ułatwiać. Kiwnęłam głową na znak, że
go słyszę, nadal na niego nie spoglądając. Za to czułam, że on patrzy na mnie
cały czas.
- Jak sobie zamierzasz z tym poradzić?
Tym razem też zamierzałam go zignorować. W końcu pojawił się w
moim życiu nie wiadomo skąd, nie wiadomo czego chce, za to wiedziałam, że nic
dobrego z tego nie wyniknie. Niespodziewanie, zatrzymał samochód. Zagapiłam się
i stracił jedyną okazję, by uciec z tego jego przeklętego samochodu. Zgasił
silnik, zablokował drzwi i przyglądał mi się, chociaż ja uparcie patrzyłam
przed siebie. Musiało to wyglądać komicznie zajebiście.
- Emily.
To, że znowu miałam gęsią skórkę gdy zwrócił się do mnie, tym
swoim uwodzicielskim głosem, wcale na mnie nie zadziałało. Ale jego dotyk już
tak. Dotknął mojej dłoni, zaciśniętej na czarnej torbie. A ja odskoczyłam.
- Dlaczego tak się zachowujesz? – Zapytał. – Czy nie możemy
normalnie porozmawiać?
- Obawiam się, że nie mamy wspólnych tematów rozmów proszę pana –
powiedziałam słabo. Czułam się dziwnie. Nie byłam w tamtej chwili zdolna by się
ruszyć, uciec czy nawet rozmawiać.
- Jestem Aaron, skończmy z tym oficjalnym tonem. Owszem jestem
starszy, ale nie mógłbym być Twoim ojcem, więc mnie nie postarzaj. A co do
wspólnych tematów, to na pewno jakiś się znajdzie, jeśli przestaniesz być do
mnie wrogo nastawiona.
- A jak mam być do pana nastawiona? – zapytałam.
- Do ciebie – poprawił mnie.
- Do pana – uparcie próbowałam postawić na swoim.
- Dobra. Chce ci pomóc. Opieka nad twoją mamą będzie wymagała
nakładów finansowych, a ja doskonale zdaję sobie sprawę, że nie będziesz w
stanie jej podołać. Oferuje ci pracę.
- Nie interesuje mnie praca u pana – odpowiedziałam. Już
domyślałam się jakiej pracy może ode mnie oczekiwać po tym jego zaproszeniu
mnie do domu.
- Zostałabyś moją gospodynią, nic wielkiego. Śniadania, obiady,
kolacje, plus dopilnowanie ekipy sprzątającej która przychodzi raz w tygodniu.
Nie mam zamiaru Cię deprawować w taki sposób jak myślisz.
Mam być jego pomocą domową? W sumie to nie byłoby takie złe.
Gotować umiem, a dodatkowa forsa… Zaraz, czy on powiedział że nie zamierza mnie
deprawować w taki sposób jak myślę? Czyli chce mnie deprawować, tylko inaczej?
- Pójdziesz ze mną do łóżka dlatego, że będziesz chciała, a nie
dlatego, że będzie to Twoim obowiązkiem służbowym.
Po moim trupie!
- Nigdzie z tobą nie pójdę!
Uśmiechnął się szelmowsko. Ugh, ręka mnie świerzbiła jak mało
kiedy. Miałam ochotę w jakikolwiek sposób zetrzeć mu ten słodki uśmieszek z
gęby. Dopiero później zorientowałam się, że pod wpływem impulsu zapomniałam
zwracać się do niego per pan. A zresztą… Olać to.
- Nie byłbym tego taki pewny – dalej się uśmiechał, wyraźnie
zadowolony z takiego obrotu spawy.
- Za to ja jestem – odpowiedziałam.
Dziwne. Im bardziej mnie wkurzał, tym bardziej pewna byłam swego.
I powoli odzyskiwałam samą siebie – wiedziałam, że muszę się bronić.
Wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu wygrać, że muszę być twarda w swoim
postanowieniu.
- Jeżeli jesteś taka pewna, to zgódź się u mnie pracować. Już ci
powiedziałem, co by zaliczało się do twoich obowiązków. Poza tym jesteś pewna
swego, więc w czym problem? Zarobisz tyle, by bez problemów zapłacić za
rehabilitacje plus oczywiście ureguluję mieszkanie na rok do przodu.
Był zbyt przebiegły. Doskonale wiedział, że byłabym totalną
idiotką gdybym się nie zgodziła. Rozwiązane zostałyby wszystkie problemy,
zostałby tylko on, i jego nie do końca czyste intencje.
Zaczęłam żałować swojej decyzji już kilka godzin po podpisaniu
umowy. Tak, zgodziłam się. Przestałam się już dziwić jego pewności siebie,
wszystko miał bowiem jak widać dopracowane na ostatni guzik. Mój spis
obowiązków rzeczywiście dotyczył głównie gotowania. Co prawda przy posiłkach
miałam mu towarzyszyć, a także wykonywać inne drobne polecenia, ale wcześniej
się upewniłam, że wliczają się w nie tylko obowiązki domowe. Tak mogłam
pracować. W końcu niemal od zawsze lubiłam prowadzić dom, więc co w tym złego?
Damien oczywiście robił różne głupie aluzje odnośnie mojej
decyzji, ale nie przejmowałam się nimi zbytnio. Byłam pewna, że jak przyjdzie
co do czego, to znajdę w nim ewentualne oparcie, pomoc. Mama była tylko
zaskoczona, ale poznała Aarona i nie miała do niego żadnych zastrzeżeń. Ja
miałam, ale zostawiłam je dla siebie. A tak poza tym?
Minusem który dostrzegałam, był fakt, że musiałam z nim
zamieszkać. Czułam się z tym dziwnie i niekomfortowo, ale cóż w tej chwili
mogłam poradzić? Plusem było to, że willa Aarona była olbrzymia, więc mogłam
wybrać sobie pokój jak najdalej od sypialni właściciela. Mój pracodawca
zapewnił mnie również, że żaden pokój nie jest monitorowany, więc nie mam co
się martwić o swoją prywatność, a tym bardziej nie ma zapasowych kluczy, więc
nie dostanie się do mojego pokoju bez mojej zgody. Chociaż tyle. Albo aż tyle,
bo mimowolnie świadomość, że mój nowy pokój był wielkości połowy dotychczasowego
mieszkania była… pozytywnie zaskakująca?
Aaron niewątpliwie był bogaty. O ile na samochodach się nie znam,
willa – jej wielkość i wystrój niewątpliwie świadczyły o jego zamożności.
Całość była bardzo jasna i przestronna. Wszędzie dominowały biel z beżem i
brązem, a mimo tego, że dom był utrzymany w jednym stylu stwarzało to efekt
dysharmonii i artystycznego nieładu.
Ogólnie to cały czas czułam się dziwnie. Podczas posiłków starał
się ze mną rozmawiać, cały czas był miły co muszę przyznać mnie dezorientowało.
Nadal nie znałam odpowiedzi na pytanie, czego on właściwie ode mnie chciał?
Poza oczywiście przeleceniem mnie, bo to bądź co bądź było jednym z jego celów.
Ale czy można dostrzegać zalety osoby, która chce cię w pewien
sposób wykorzystać? Wiem, że nie powinnam, ale ja je dostrzegałam.
Gdy odrzuciłam wszystkie uprzedzenia do jego osoby to był…
czarujący. Dużo mówił – o tym co lubi, o miejscach które odwiedził, o ludziach
których poznał. Byłam pewna, że każdy słuchałby go z przyjemnością, bez względu
na to, czy obdarzałby ich swoim uroczym uśmiechem.
Mogłabym go naprawdę polubić, gdybym zapomniała o tym, co
wydarzyło się w samochodzie i pod tych cholernym barem.
Tym bardziej, że nie powracał do tego tematu. Może zdał sobie
sprawę, że popełnił błąd? Mówiąc zwierzynie, że chce ją upolować zmniejszył
swoje szanse. Być może teraz chce uśpić moją czujność, by zaatakować znowu? Nie
wiem, ale bez względu na to czy te plany całkowicie porzucił, czy tylko dał na
wstrzymanie zamierzałam mieć się na baczności. Tym bardziej, że Aaron stale
zdawał się mi towarzyszyć. Oferował pomoc z matmy, podwózkę do szkoły czy
wspólne oglądanie filmów. I mimo tego, że początkowo trzymałam się na dystans,
to powoli przestawałam mieć na to ochotę. Chyba właśnie z tego powodu,
zgodziłam się by towarzyszył mi podczas zakupów do domu, co należało do moich
obowiązków.
Podczas drogi rozmawialiśmy i śmieliśmy się na całego. Aaron pod
tym względem naprawdę zyskiwał – mogłabym go słuchać godzinami, nie tylko z
tego względu, że ciekawie mówił, ale miał też przyjemną barwę głosu. Wtedy, w
samochodzie po raz pierwszy zapomniałam o tym, że powinny nas dzielić bariery.
Po raz pierwszy mój mózg nie miał go dość, naprawdę miałam ochotę, by ta podróż
trwała dłużej. W sklepie dobry humor nadal się nam udzielał. Pełny wózek zrobił
się nie wiem kiedy, nie zdałam sobie nawet sprawy kiedy zgubiłam gdzieś Aarona.
Obstawiałam, że zaszedł zobaczyć jakieś narzędzia lub akcesoria do samochodu,
ale nie było mi dane dłużej się nad tym zastanowić, bo ni stąd ni zowąd wpadłam
na Jacka.
A kogo jak kogo, ale jego to nie miałam ochoty spotkać. Gdyby
jeszcze skończyło się na relacji cześć – cześć, jakoś by to było. Pytania co u
ciebie, co u mamy, też jakoś zniosłam. Ale wyznań, że za mną tęskni, że o mnie
myśli, śni, już nie mogłam. W sumie miałoby to jakiś sens, gdybyśmy byli razem
kilka lat, ale na Boga byliśmy razem na dwóch randkach!
- Jack, nie obraź się, ale nie interesuje mnie to. Chyba dość
jasno dałam Ci do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Znajdź sobie kogoś
innego, dobrze? – Bezskutecznie próbowałam go spławić. Zaczęłam się
zastanawiać, dlaczego takie rzeczy zawsze zdarzają się mi. Może krąży nade mną
jakieś fatum? W każdym razie, to fatum ciągle dawało o sobie znać, bo Jack
zdawał się zupełnie nie rozumieć tego co do niego mówiłam.
- Daj mi jeszcze szansę. Może poszlibyśmy do kina, co? Pamiętam,
że lubisz fantasy.
Kolejna propozycja, której nie miałam siły już słuchać. Traciłam
cierpliwość. Chyba musiałam przestać być miła. Już miałam wypowiedzieć jakąś
naprawdę kąśliwą uwagę, gdy…
Świetnie się zapowiada ta historia :) Dlaczego skończyłaś w takim momencie :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo ciekawe opowiadanie, czekam na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie czekam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny początek ciekawej historii :) Masz niesamowity talent pisarski!! Już się nie mogę doczekać kolejnych historii :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń